Triumf ciemności. Eric Giacometti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Triumf ciemności - Eric Giacometti страница 23

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Triumf ciemności - Eric Giacometti

Скачать книгу

Ale Göring zbijał ją z tropu. Ten mężczyzna, którego miała przed sobą, potrafił ocierać najprawdziwsze łzy przed portretem żony i zabijać nieszczęsnych ludzi podczas parodii polowania z nagonką. W gruncie rzeczy był równie bezlitosny jak jej ojciec, hrabia. Nic dziwnego, że się zaprzyjaźnili.

      Göring przybrał obłudny ton i objął ją ramieniem.

      – Eriko, o ile mam dokładne informacje, zamierza pani pracować dla Ahnenerbe, instytutu Himmlera.

      – Jest pan poinformowany lepiej niż ja. Wiem tylko, że zaprosił mnie do zamku Wewelsburg, dokąd mam się udać w najbliższych dniach.

      Wielki łowczy przestał się dobrotliwie uśmiechać.

      – Niech pani uważa, żeby nie wdepnąć w coś tymi ślicznymi botkami, Fräulein von Essling. Narodowy socjalizm to wspaniałe dzieło, które przeobraziło Niemcy. Rewolucja w dziejach ludzkości. A ja jestem jedną z jej podpór. Podobnie jak Führer wyobrażam ją sobie jako pełną blasku gwiazdę, która opromieni świat, choćby miała zwęglić tych, którzy nie są godni żyć w jej świetle. Jednak są i tacy, którzy obrali bardziej radykalny kierunek. Himmler i jego przeklęci esesmani, ci fanatyczni żołnierze-zakonnicy, są tego doskonałym uosobieniem. Himmler wyznaje dziwne, absurdalne doktryny. I niestety jego imperium stale się powiększa.

      Młoda kobieta uniosła delikatnie zarysowaną brew.

      – A zatem?

      – Jeśli SS to galaktyka, to Ahnenerbe jest jej Czarnym Słońcem.

      8

      Hiszpania

      Więzienie Montjuic

      Maj 1941

      Jak zwykle o dziesiątej rano badawcze oko świdrowało półmrok brudnej celi numer 108. Loch usytuowany na poziomie fundamentów ledwie rozświetlała smuga światła wpadającego przez dawny otwór strzelniczy.

      – Madre de Dios, jak tu cuchnie! Nie sądzisz, że powinniśmy tam wejść? Może on już zdycha?

      Jeden ze strażników przez judasza obserwował ziemię przykrytą brudną słomą i skulone ciało, które nie zdradzało żadnych oznak życia.

      – To ten Francuz, mówią, że zabił jakiegoś księdza. Naprawdę chcesz zajmować się tą padliną?

      – Sędzia Tieros powiedział, że szykuje dla niego odstraszającą karę. Wolałbym, żeby nam się przedtem nie wykończył.

      – Gnije tu już trzy tygodnie. Twój sędzia dawno o nim zapomniał. Co tydzień zapełnia tyle nowych grobów… Wiesz co, my też po prostu o nim zapomnijmy. Wstaw mu wodę i miskę zupy. Wrócimy tu jutro. Jeżeli nie ruszy jedzenia…

      – Będziemy kryci.

      – A przede wszystkim pozbędziemy się go. Trzeba będzie tylko dokładnie wyczyścić celę. Nie może tak cuchnąć. Coś mi się wydaje, że robaki już zżerają mu trzewia.

      Suchy trzask. Judasz się zamknął. Kroki strażników cichły, gdy oddalali się korytarzem. W celi numer 108 poruszyła się ręka, powędrowała wzdłuż korpusu i zanurzyła się pod torsem. Nieznośny smród wypełnił pomieszczenie, a rozkładający się trup szczura wylądował pod murem.

      Tristan zabił go sześć dni wcześniej.

      Tego ranka usiadł w najciemniejszym kącie celi, pozostawiając na środku miskę zupy, którą wsunięto mu pod drzwiami. Wyszedł pierwszy szczur, wyciągnął się, bił ogonem o ziemię. Zwiadowca. Nie zbliżając się do jedzenia, przemknął pod ścianą, potem pod drugą i wreszcie się wycofał. Po nim pojawił się drugi, który ostrożnie zbliżył się do miski i zastygł jak sparaliżowany. Wartownik, pomyślał Tristan. Wtapia się w otoczenie i czeka, żeby sprawdzić, czy nie nadejdzie niebezpieczeństwo. Cała sztuka w tym, żeby wykazać się większą cierpliwością niż on. Po kilku długich minutach ogon wartownika drgnął, potem zaczął wić się po ziemi. W końcu szczur się poruszył. Podszedł do jedzenia, ale go nie tknął. Kiedy jego pyszczek przesiąkł już zapachem wydobywającym się z miski, zawrócił i zniknął.

      Bez pośpiechu, jak gość zaproszony na ucztę, z dziury w słomie wynurzył się szczur zadziwiających rozmiarów. Samiec dominujący. Wysłał podporządkowanego sługę na rekonesans. Teraz mógł się nażreć w spokoju. Tylko że o czymś zapomniałeś…

      Gryzoń opychał się gęstą zupą. Nawiasem mówiąc, za gęstą. Zwykle była to mętna woda, w której pływała skibka zapleśniałego chleba. Tymczasem ta zupa była nadzwyczajnie gęsta… Zapomniałeś o tym, że testujesz jedzenie.

      Nagle ucichło gorączkowe szuranie samca dominującego, który zjadał wszystko, na co trafił. Tristan wstał. Mimo półmroku zdołał zobaczyć zastygłe w osłupieniu ślepia gryzonia. Ciało odmówiło mu posłuchu. On, który dotąd bił wszystkich rywali i gryzł do krwi samice, już nigdy więcej nikogo nie sterroryzuje. Za kilka sekund jego osłupiałe oczy zagasną, a zwierzę nie rozumiało, co mu się przydarzyło. Nie rozumiało, że saletra, którą Tristan zeskrobał z zawilgoconych ścian i zmieszał z zupą, jest dla szczura zabójcza. Nawet dla samca dominującego.

      Jeszcze kilka minut i woń jego śmierci wywabi byłych poddanych. Zdychały z głodu i ziały nienawiścią. Ich padły przywódca skończyłby pożarty, pochłonięty… gdyby nie to, że Tristan miał wobec niego inne zamiary.

      W ciągu kilku dni truchło gryzonia uległo głębokiemu rozkładowi i odrażający smród wypełnił celę. Francuz oddalił się i przycupnął skulony w najciemniejszym kącie lochu. Ze względu na codzienny napływ nowych więźniów strażnicy robili obchód biegiem. Podejrzany odór, nieruchome ciało. Jak przystało na dobrych funkcjonariuszy, stosowali uniwersalną zasadę: zaczekać. Po ich porannym przejściu Tristan wiedział, że ma przed sobą dwadzieścia cztery godziny. Żaden z cerberów nie otworzy judasza do następnego ranka. Woń śmierci, którą wypełnił celę, zapewniała mu samotność i chroniła go.

      Siedząc tu, zdążył zmierzyć długość i szerokość celi, przyjrzeć się konstrukcji sklepienia, oszacować grubość murów; doszedł do wniosku, że próba ucieczki nie powiodłaby się – nie miał szans w starciu z solidnym rzemiosłem średniowiecznych budowniczych.

      Mimo to nie dawał mu spokoju pewien szczegół. Co rano, niemal o tej samej porze, słyszał wodę płynącą dokładnie na obrzeżu otworu strzelniczego. Najpierw myślał, że to rura biegnąca wzdłuż muru, ale nie dostrzegł śladów wilgoci, a przecież woda musiałaby ochlapać wąski pionowy otwór. Doszedł do wniosku, że w samym murze znajduje się kanał pochodzący z czasów budowy zamku. Na pewno spust latryny. Takie kanały zazwyczaj były dość szerokie, ponieważ rzucano do nich wszelkiego rodzaju odpady.

      Dziś tego kanału używać musiała więzienna kuchnia, zauważył bowiem, że woda płynie zawsze po obiedzie i po kolacji. Innymi słowy, droga była wolna przez całą noc.

      Tristan oparł się piętą o dolne obramowanie otworu strzelniczego i obmacał kamienie pod nim. W półmroku czuł pod palcami gąbczasty mech, który prawdopodobnie

Скачать книгу