Przyjaciel. Sigrid Nunez

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przyjaciel - Sigrid Nunez страница 7

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Przyjaciel - Sigrid  Nunez

Скачать книгу

była pewna kobieta, na początku, studentka z zagranicy, która odtrąciła twoje awanse i później oskarżyła cię, że się zemściłeś, stawiając jej piątkę z minusem zamiast piątki, na którą zasługiwała. Okazało się, że akurat ta studentka miała zwyczaj kwestionowania ocen, a komisja, która rozpatrywała jej skargę, uznała, że piątka minus to i tak podejrzanie wysoka ocena. Mimo to: choć związków między wykładowcami i studentami oficjalnie nie zakazano, twoje zachowanie było niestosowne oraz świadczyło o braku zdrowego osądu moralnego, nie powinno się go więc tolerować.

      Ostrzeżenie. Które zignorowałeś. I uszło ci to płazem.

      Zmieniłeś się dopiero po wielu latach. Musiałeś się najpierw zestarzeć.

      Właśnie skończyłeś pięćdziesiąt lat. Przytyłeś dziesięć kilo, które zrzuciłeś, choć dopiero po jakimś czasie. Przyszedłeś do baru już podcięty, uchlałeś się na amen, wszystko wygadałeś. Wolałabym, żebyś zamilknął. Nie znosiłam, kiedy opowiadałeś o kobietach. To nie była zazdrość, już nie, przysięgam, dawno pogodziłam się z tą stroną twojej osobowości. Nie znosiłam jednak się za ciebie wstydzić. Wiedziałeś, że nic nie mogę zrobić, ale i tak musiałeś pokazywać mi swoją ranę. Nawet jeśli to wymagało obnażenia się.

      Ona ma dziewiętnaście i pół roku – dość mało, by „i pół” miało jeszcze znaczenie. Nie kocha cię, co jeszcze zniesiesz (i co, szczerze powiedziawszy, wolisz). Nie możesz jednak znieść, że cię nie pragnie. Czasami udaje pożądanie, choć nie z nadmiernym poświęceniem. Zwykle jest zbyt leniwa, by robić nawet to. A tak naprawdę nie interesuje jej seks. Nie jest z tobą dla seksu. Seks, który ją interesuje, o czym doskonale wiesz, dostaje gdzie indziej.

      Teraz to już powtarzalny wzór: młode kobiety, które godzą się z tobą pieprzyć, lecz nie odczuwają tego pożądania, które ciebie do nich przyciąga. Kieruje nimi narcyzm, ekscytacja sprowadzenia starszego mężczyzny z autorytetem na kolana.

      Dziewiętnastoipółletnia dziewczyna ciągnie cię na smyczy. Chodź, chodź, tędy – nie, tędy, profesorze.

      Lubiłeś mówić (chyba kogoś cytując), że młode kobiety mają największą władzę na świecie. Nie jestem tego taka pewna, lecz wszyscy wiemy, o jaką władzę chodzi.

      Rozwiązłość zawsze była twoją drugą naturą (tak samo jak twojego ojca, okazuje się). A ponieważ byłeś przystojny, wygadany, miałeś brytyjski akcent i pewność siebie, bez problemu przyciągałeś kobiety, które ci się podobały.

      „Intensywność życia miłosnego – twierdziłeś – nie tylko pomaga w pracy, ale wręcz jest w niej nieodzowna”. Balzac lamentujący po namiętnej nocy, że właśnie stracił książkę, Flaubert upierający się, że orgazm wysysa z mężczyzny twórcze soki – że stawianie pracy przed życiem oznacza tak wielką abstynencję seksualną, jaką tylko da się wytrzymać – historie interesujące, ale tak naprawdę niemądre. „Gdyby miały oparcie w rzeczywistości, to mnisi byliby najbardziej twórczymi ludźmi na ziemi” – mówiłeś. A zresztą wielu świetnych pisarzy było również potwornymi kobieciarzami, a przynajmniej znanymi z wielkiego popędu seksualnego. „Piszesz dla dwojga, jak twierdził Hemingway – przypominałeś. – Najpierw dla siebie, później dla kobiety, którą kochasz”. Sam ponoć nigdy nie pisałeś lepiej niż w okresach, w których uprawiałeś dużo dobrego seksu. Dla ciebie początek romansu często oznaczał okres wielkiej płodności pisarskiej. To była jedna z twoich wymówek dla zdrad. „Miałem blokadę i deadline” – powiedziałeś mi kiedyś. Bynajmniej nie żartem.

      Twierdziłeś, że wszystkie kłopoty, które pojawiały się w twoim życiu przez kobiety, są tego warte. Oczywiście nigdy na poważnie nie rozważałeś, żeby się zmienić.

      O to, że zmiana musi nadejść – i niekoniecznie możesz mieć w tej kwestii coś do powiedzenia – specjalnie się nie martwiłeś.

      Pewnego dnia w jakiejś hotelowej łazience doznałeś wstrząsu. Wysokie lustro powieszone dokładnie naprzeciwko kabiny prysznicowej. Nic znowu obleśnego jak na faceta w średnim wieku. W blasku łazienkowych reflektorków nie dało się jednak zaprzeczyć prawdzie.

      Takie ciało nie podnieci żadnej kobiety.

      Kiedy zabiorą ci siłę, nigdy już jej nie odzyskasz.

      Mówiłeś, że odebrałeś to jak coś w rodzaju kastracji.

      Ale przecież o to chodzi w starzeniu się, prawda? Kastracja w zwolnionym tempie. (Czy ja cię tu cytuję? Czy wzięłam te słowa z jednej z twoich książek?).

      Uganianie się za kobietami było tak ważną częścią twojego życia, że nie potrafiłeś sobie go wyobrazić bez tego. Kim byś wtedy był?

      Kimś innym.

      Nikim.

      Nie żebyś był gotów się poddać. Przede wszystkim zostawały jeszcze dziwki. A uwodzenie studentek wcale się nie skończyło. Zresztą już wcześniej wiedziałeś, że dla młodych kobiet nawet facet po trzydziestce to właściwie starzec.

      Chociaż jak dotąd nie musiałeś zadowalać się zbliżeniami, którym poddawały się kobiety – całkowicie – i całkowicie bez pożądania.

      Kolejne lustro: Hańba J.M. Coetzeego. Jedna z twoich – naszych – ulubionych książek jednego z naszych ulubionych autorów.

      David Lurie: ten sam wiek, ten sam zawód, te same skłonności seksualne. Ten sam kryzys. Na początku powieści narrator opisuje to, co uważa za nieuchronny los każdego starszego mężczyzny: należeć do tego rodzaju klientów, na widok których prostytutki wzdrygają się jak człowiek „w środku nocy na widok karalucha w umywalce”[6].

      W barze, pijany i ckliwy, opowiadasz, jak podszedłeś pocałować swoją dziewczynę, a ona się od ciebie odsunęła. „Coś mi strzeliło w szyi” – powiedziała.

      „Może przestaniesz się z nią widywać” – mówię automatycznie, dobrze wiedząc, że nie jesteś zdolny do oszczędzenia sobie dużo gorszego upokorzenia.

      David Lurie jest tak przerażony swoim pogarszającym się stanem fizycznym – przestał już być seksualnie atrakcyjny, ale wciąż kipi pożądaniem – że zaczyna zastanawiać się nad prawdziwą kastracją, medyczną, rozważa także zrobienie tego samemu z pomocą podręcznika. Bo czy mogło to być bardziej obrzydliwe od obleśnego starego mężczyzny?

      Zamiast tego zmusza do stosunku jedną ze swoich studentek, skacze na główkę w niesławę, która przyniesie mu klęskę.

      Czytałeś tę książkę całym sobą.

      Miałeś jednak większe szczęście niż profesor Lurie. Nie zaznałeś niesławy. Za to żenady – często. Czasami wstydu. Ale nigdy prawdziwej, nieodwracalnej hańby.

      Żona Pierwsza miała pewną teorię. „Istnieją dwa rodzaje kobieciarzy – mówiła. – Tacy, którzy kochają kobiety, i tacy, którzy ich nienawidzą. Ty należysz do pierwszego”. Uważała, że kobiety zwykle są bardziej wyrozumiałe, łatwiej wybaczają, a nawet chcą chronić takich jak ty. Mniej prawdopodobne, że będą się mścić, jeśli je skrzywdzisz.

      „Oczywiście to pomaga, jeśli mężczyzna

Скачать книгу