Przyjaciel. Sigrid Nunez
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przyjaciel - Sigrid Nunez страница 8
Również się tego obawiałam. Byłeś jednym z kilku podobnych do Luriego, których znałam: lekkomyślnych, napalonych mężczyzn ryzykujących kariery, status materialny, małżeństwa – wszystko. (A dlaczego? Skoro stawka była tak wysoka? Jedyne wyjaśnienie, na które kiedykolwiek wpadłam, brzmiało: ponieważ tacy są mężczyźni).
Ile z tego wszystkiego wie Żona Trzecia? Czy to ją w ogóle obchodzi?
Nie mam pojęcia i nie chcę się dowiedzieć.
Jakbym wypowiedziała tę myśl na głos, ona się odzywa:
– Powiem ci, dlaczego chciałam z tobą porozmawiać. – Wtedy moje serce z jakiegoś powodu zaczyna walić jak szalone. – Chodzi o psa.
– O psa?
– Tak, chciałam zapytać, czy możesz go wziąć.
– Wziąć go?
– Dać mu dom.
To chyba ostatnia rzecz, jaką spodziewałabym się od niej usłyszeć. Poczułam jednocześnie ulgę i irytację.
– Nie mogę tego zrobić – odparłam. – W moim budynku nie wolno trzymać psów.
Spogląda na mnie z powątpiewaniem, później pyta, czy kiedyś ci o tym wspominałam.
– Nie wiem – mówię. – Nie pamiętam.
Po chwili ciszy pyta, czy wiem, jak pies trafił w twoje ręce. Nie wiem dlaczego, ale kręcę głową. Pozwalam jej opowiedzieć historię, którą już znam. Kiedy postanowiłeś, że zatrzymasz psa, bardzo się pokłóciliście. „Takie piękne zwierzę – jak może nie współczuć biedakowi, którego ktoś porzucił? Cóż, ona nie lubi psów, nigdy nie lubiła, a ten pies – to nie jest zły pies, tak naprawdę to bardzo dobry pies, ale zajmuje dużo miejsca”. Powiedziała ci, że nie będzie się nim wcale zajmować – na przykład wtedy, gdy wyjedziesz z miasta.
– Błagałam, żeby znalazł psu jakiś inny dom, i wtedy padło twoje imię.
– Tak?
– Tak.
– Mnie nigdy o tym nie wspomniał.
– Bo naprawdę chciał zatrzymać tego psa. I w końcu się poddałam. Ale twoje imię kilka razy się pojawiło w naszych dyskusjach. „Mieszka sama, nie ma partnera, dzieci ani zwierząt, pracuje najczęściej w domu i kocha zwierzęta” – tak mówił.
– On naprawdę tak mówił?
– Przecież bym nie zmyślała.
– Nie sugeruję tego, tylko... jestem zdziwiona. Nigdy nic o tym nie wspominał, nawet nie pokazał mi tego psa. To prawda, że kocham zwierzęta, lecz akurat psa nigdy nie miałam. Tylko koty. Jestem kociarą. Tak czy inaczej, nie mogę go wziąć. Mam to w umowie najmu.
– Już mówiłaś. – Jej głos zadrżał. – Cóż, to już nie wiem, co mam zrobić. – Opadają jej ramiona. Wiele przeszła.
– Na pewno mnóstwo ludzi chciałoby przygarnąć pięknego rasowego psa – mówię.
– Tak sądzisz? Może gdyby to był szczeniak. Ale wiesz, ludzie, którzy chcą mieć psa, zwykle już go mają.
– Nie masz w rodzinie kogoś, kto mógłby go wziąć do siebie? – pytam. To pytanie wyraźnie ją irytuje.
– Mój syn i jego żona właśnie zostali rodzicami. Nie mogą wziąć obcego wielkiego psa. – Jeśli chodzi o pasierbicę, to także niemożliwe. Spędza tak dużo czasu w rozjazdach, że nie ma nawet stałego adresu.
– Na pewno kogoś znajdziesz – mówię. – Ja też popytam.
Tak naprawdę nie liczę jednak na powodzenie. Ona ma rację: jeśli ktoś chce mieć psa, to już go ma. A wszyscy, którzy przychodzą mi do głowy i nie mają psa, mają przynajmniej jednego kota.
– Na pewno nie możesz go zatrzymać? – pytam, nie dodając, że moim zdaniem właśnie to powinna zrobić.
– Rozważałam to – odpowiada, raczej nieprzekonująco. – Przede wszystkim to nie byłoby na zawsze. Dog niemiecki żyje krótko, może sześć – osiem lat, a według weterynarza Apollo już ma około pięciu. Ale pewnie wiesz, że ja go nigdy nie chciałam, szczególnie zaś nie chcę go teraz. Gdybym go jednak zatrzymała, to wiem, że czułabym do niego niechęć. A nie chcę z nią żyć. Zawsze z tym uczuciem komplikującym moje i tak już skomplikowane odczucia wobec...
Wobec ciebie – chce dodać, ale tego nie mówi.
– To by było zbyt wiele.
Kiwam głową, że rozumiem.
– Planowałam niedługo przejść na emeryturę – ciągnie. – A teraz, gdy jestem sama, to chyba chciałabym też więcej podróżować. Nie mogę być uwiązana z powodu psa, i to psa, którego nawet nie chciałam mieć.
Znowu kiwam głową. Naprawdę ją rozumiem.
Ktoś zasugerował, że powinna znaleźć jakiś specjalny dom opieki dla psów, lecz wszystkie, które obdzwoniła, mają długie listy oczekujących. Boli ją myśl, co byś czuł, gdyby oddała twojego ukochanego psa obcej osobie albo do schroniska.
– Ale być może będę musiała to zrobić. Nie może spędzić reszty życia w hotelu dla psów. Przede wszystkim to kosztuje fortunę.
– Oddałaś go do hotelu?
– Oddałam go do hotelu – powtarza, obruszając się na ton mego głosu – ponieważ nie wiedziałam, co innego miałabym zrobić. Nie da się wytłumaczyć psu śmierci. Nie rozumiał, że tatuś już nigdy nie wróci do domu. Całymi dniami i nocami czekał przy drzwiach. Przez jakiś czas w ogóle nie jadł, bałam się, że zdechnie z głodu. Najgorsze było to, że co jakiś czas wydawał z siebie ten dźwięk, wycie, zawodzenie, cokolwiek to było. Nie głośne, ale dziwne, jak u ducha albo innego stworzenia. I nie przestawał. Próbowałam odwrócić jego uwagę smakołykiem, lecz tylko odsuwał głowę. Raz nawet na mnie warknął. Czasami wył tak w nocy. Budziłam się i nie mogłam już później zasnąć. Leżałam tylko i słuchałam go, bliska szaleństwa. Za każdym razem, kiedy udawało mi się trochę ogarnąć, widziałam go przy drzwiach, jak czeka, albo zaczynał zawodzić i znowu traciłam siły. Musiałam zabrać go z domu. A teraz, kiedy zniknął, okrucieństwem byłoby sprowadzać go z powrotem. Nie wyobrażam sobie, że mógłby być w tym domu znowu szczęśliwy.
Przypomniała mi się historia Hachikō, psa rasy akita, który codziennie chodził na tokijską stację kolejową Shibuya, by odebrać swojego pana wracającego z pracy – aż któregoś dnia mężczyzna nagle zmarł i Hachikō czekał na próżno. Jednak dzień później i codziennie przez kolejnych dziesięć lat o tej samej godzinie pies pojawiał się na stacji i czekał na pociąg.
Nikt nie mógł wyjaśnić Hachikō, czym jest śmierć. Mogli tylko zbudować jego legendę,