Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 6
Sądzę, że byłoby nierozsądnie zabierać ze sobą do grobu znane mi fakty, tym bardziej że obecnie niektórzy „pamiętnikarze” zniekształcają je na potęgę, jako że nikt nie żąda od nich żadnych dowodów, a czytelnicy przyjmują je w dobrej wierze. Niestety, wielu moich kolegów z pracy, znających opisywane wydarzenia, odeszło już z tego padołu, nie pozostawiając po sobie wspomnień. Wydaje mi się, że gdybym poszedł za ich przykładem, można byłoby mi uczynić z tego zarzut.
Podobnie jak u wielu innych ludzi sowieckich mój życiorys nie zawiera niczego szczególnego. Nie chcę upodabniać się do „pamiętnikarzy” ostatnich lat.
Opisują beznadziejne życie za cara, które wszyscy doskonale znają – że niby babcia w dzieciństwie opowiadała im bajki i że wyrokowała, iż zostanie „generałem”, i że istotnie dosłużył się w końcu tego wysokiego stopnia. Jeszcze inny opisuje, jak to w tamtych ciężkich czasach jadano ze wspólnej michy itd., itp. Przecież każdy z nas przez to przechodził i nie raz obrywał łychą po łbie, kiedy przed ojcem wyłowił kawałek mięsa z zupy.
Okres stanowienia władzy sowieckiej, czyli lata 20., był trudny dla naszej ojczyzny – głód, nieurodzaj, nędza, tyfus. Elementy antysowieckie cieszyły się z tego po kryjomu. W dodatku Brytyjczycy w roku 1921 wysadzili desant w Archangielsku i maszerowali w kierunku Wołogdy, by pomóc białogwardzistom w przywróceniu władzy burżuazyjnej.
Z nas, komsomolców, uczniów szkoły II stopnia, zorganizowano grupę CzON (oddział szczególnego przeznaczenia). Głośna nazwa, a faktycznie kompania licząca 70 osób, na czele z bolszewikiem Kirsanowem, którego rękaw ozdabiał pagon z czterema czerwonymi kwadracikami. Z dużym entuzjazmem uczył nas władania karabinem i obsługi ciężkiego karabinu maszynowego Maxim… Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie, ponieważ Armia Czerwona poradziła sobie z brytyjskimi okupantami bez nas.
Nasza sytuacja rodzinna nie wyglądała dobrze. Matka zachorowała na zapalenie płuc i jedyny zapracowany lekarz przez pomyłkę umieścił ją na oddziale chorych na tyfus, gdzie zmarła. Ojciec pracował jako nocny stróż w miejscowej spółdzielni. Nie mieliśmy co jeść i żyliśmy z dnia na dzień.
W roku 1923 ukończyłem szkołę II stopnia. Jako komsomolca wezwano mnie do powiatowego komitetu RKP(b) i nakazano, bym udał się do siedziby rady wiejskiej, gdzie mam prowadzić świetlicę-czytelnię dla całej gminy.
Tam właśnie wkrótce wybrano mnie na sekretarza gminnego komitetu Komsomołu, po czym wezwano do powiatowego komitetu RKP(b) i oświadczono, że rekomendują mnie na stanowisko przewodniczącego komitetu wykonawczego gminy. Odrzekłem na to, że nie ukończyłem jeszcze 18 lat, na co usłyszałem, że pojedzie ze mną członek biura miejscowego komitetu i że zostanę wybrany! Oponowałem, że nie podołam tak trudnym obowiązkom, przecież to w sumie 21 wsi, odległych jedna od drugiej o 9–11 kilometrów. Zdania swego jednak nie zmienili i musiałem się podporządkować.
W styczniu 1924 roku wysłano mnie na dwutygodniowe kursy szkolenia ideologicznego do Wołogdy. Po raz pierwszy trafiłem do miasta gubernialnego. Tam zastała mnie wiadomość o śmierci W.I. Lenina*…4
Postanowiłem wstąpić do partii i po powrocie do domu zebrałem 5 rekomendacji od członków ze stażem od roku 1917 i złożyłem stosowny wniosek do Komitetu Powiatowego RKP(b). Zgodnie ze statutem musiałem jako urzędnik zaliczyć dwuletni staż kandydacki. W komitecie długo debatowano, do jakiej kategorii kandydatów mnie zakwalifikować. Sekretarz następnie orzekł, że mimo iż formalnie jestem urzędnikiem, to byłem chłopem i mam ojca stróża, w dodatku niepiśmiennego5. Postanowiono w końcu, że obowiązuje mnie roczny staż kandydacki. Mimo że zwlekałem z ostatecznym wypełnieniem wniosku kandydackiego, w styczniu 1925 roku zostałem członkiem partii.
W sierpniu 1925 roku wezwał mnie sekretarz komitetu powiatowego, tow. Sokołow, i oświadczył, że komitet rekomenduje mnie do uczelni wojskowej w Leningradzie. W tamtym okresie szkoły wojskowe kompletowano z członków sowieckich organizacji partyjnych, by nie dopuścić na studia osób klasowo obcych.
Po kilku dniach stawiłem się w komitecie gubernialnym RKP(b) w Wołogdzie. Kilkunastu kandydatom urządzono egzaminy ze wszystkich przedmiotów szkoły średniej. Pomyślnie zdały je tylko cztery osoby. Całą czwórkę oddelegowano do Leningradzkiej Szkoły Piechoty imienia Sklanskiego.
Sekretarz komitetu uprzedził, że liczy na nas i wierzy, iż nie zawiedziemy zaufania partii. Połowa z nas zdała wymagane egzaminy i w taki sposób zostałem słuchaczem szkoły wojskowej.
Na początku służba mi się nie spodobała, szczególnie warunki bytowe. Stary, znoszony szynel, podarty koc, ziąb w koszarach, ponieważ nie grzali codziennie. Oddelegowany razem ze mną chłopak z Wołogdy zdezerterował. Po schwytaniu zbiega osądzono i wyrok trybunału wojskowego ogłoszono przed frontem kompanii.
Razem z nami studiowali czerwoni dowódcy – uczestnicy wojny domowej, którzy mieli na kołnierzu nawet po cztery kwadraciki, ponieważ dowodzili kompaniami, szwadronami czy batalionami. Nie było im łatwo. Dowodzili kompaniami na froncie, mieli już po 30 lat, a tu siedzą w jednej ławce z chłopaczkami 19–20-letnimi. Nauka szła im ciężko, gdyż na front szli na ochotnika, nie kończąc szkoły.
W roku 1926 zostałem sekretarzem komórki politycznej w naszej kompanii oraz sekretarzem technicznym organizacji partyjnej leningradzkiej uczelni wojskowej.
Jesienią 1928 roku zostałem dowódcą plutonu w jednostce wojskowej w Krasnodarze, w Północnokaukaskim Okręgu Wojskowym.
Wyjeżdżając z Leningradu po ukończeniu studiów, miałem możliwość wyboru miejsca służby dzięki dobrym wynikom w nauce, swej prawomyślności, wysokiej ocenie partyjno-politycznej oraz innym kryteriom. Na liście 180 słuchaczy moje nazwisko wymieniono na czwartym miejscu. Niektórych kierowano do Moskwy, Leningradu i innych dużych ośrodków miejskich.
Chciałem służyć na północnym Kaukazie. Należało tylko podać numer jednostki wojskowej, bez zbędnych formalności, co też uczyniłem. Komendant szkoły i wykładowcy pokpiwali sobie, że z braku śniegu nie pojeżdżę na nartach za koniem, jak to zwykłem czynić na północy, gdzie w takich wyścigach zajmowałem zawsze czołowe miejsce.
Służba na Kaukazie nie była zbyt ciężka. Uciążliwe były tylko letnie marsze w upale, przy temperaturze 35 stopni Celsjusza…
W roku 1931 przeniesiono mnie do Dietskiego Sioła pod Leningradem na artyleryjskie kursy doskonalenia kadry dowódczej. Zebrano tam dowódców artyleryjskich z całej Armii Czerwonej celem wyszkolenia dowódców baterii zwiadu technicznego: akustycznego, który za pomocą aparatury dźwiękowej miał lokalizować działa przeciwnika; świetlnego, którego zadaniem była lokalizacja armat wroga z wykorzystaniem przyrządów optycznych; oraz topograficznego, który miał za zadanie przy użyciu aparatury geodezyjnej określić pozycje własnej artylerii, w tym zwiadu akustycznego i świetlnego, a także ustalić koordynaty charakterystycznych obiektów na potencjalnym polu walki, to znaczy przygotować siatkę topograficzną.
Taka służba mi się spodobała, studiowałem chętnie. Muszę się pochwalić, że osiągałem dobre wyniki w praktyce. Dowódcy w naszym pułku byli zadowoleni z mojej pracy…
Po ukończeniu wymienionych kursów skierowano mnie do pułku artylerii 9. Korpusu,
4
Informacje o osobach, których nazwiska oznaczono gwiazdką, umieszczono w indeksie na końcu książki.
5
Zgodnie z oficjalnymi dokumentami ojciec Sierowa, Aleksandr Pawłowicz (1870–1940), był chłopem-średniakiem. Po wojnie jednak wrogowie generała usiłowali oskarżyć go o ukrywanie faktu, że jakoby Sierow senior był żandarmem. Kontrola Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego nie potrafiła tego potwierdzić. W powyższym kontekście oświadczenie Sierowa o niepiśmiennym ojcu należy uznać za prawdziwe – do policji analfabetów nie przyjmowano.
W archiwum Sierowa zachowało się zaświadczenie wystawione przez radę wiejską Zamosza z dnia 3 stycznia 1939 r., to znaczy przed jego przyjściem do NKWD. Czytamy w nim: „Pochodzenie społeczne: chłopsko-biedniackie. Przed rewolucją i po rewolucji pracował na roli”. Mimo to mit o „synu żandarma” nadal pokutuje w różnych książkach.