Zamiana. Joseph Finder

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamiana - Joseph Finder страница 17

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Zamiana - Joseph Finder

Скачать книгу

O, hm, odzyskaniu przedmiotu?

      – Tak?

      – Zdecydowałem się. Chciałbym skorzystać z tej możliwości.

      – Załatwione.

      – Chwileczkę. Nie będzie śladów prowadzących do nas, prawda?

      – Robimy takie rzeczy cały czas. Rutynowo. Mamy dobrych fachowców. Nie, ustalenie powiązań nie jest możliwe.

      – Muszę mieć co do tego absolutną gwarancję.

      – Udzielam ci jej. Nie ma mowy, aby ktoś was z tym połączył.

      – Okej – powiedział Will ponuro. Chciał zabrzmieć zdecydowanie, ale zaschło mu w gardle. – Zróbmy to.

      17

      Tanner potrzebował wysiłku fizycznego, aby pozbyć się buzującego napięcia. Zadzwonił do jednego z kolegów, Scotta, który pracował w centrum miasta jako instalator kina domowego i chodził na tę samą siłownię co on: SportsClub Boston, średniej klasy klub fitnessu, sieciówka działająca na północnym wschodzie kraju oraz na wybrzeżu Atlantyku. Scott znakomicie grał w squasha, dlatego Tannerowi nie przeszkadzało, gdy z nim przegrywał; bardzo lubił ten sport. W siłowni nie sprzedawano wody butelkowanej, a ta płynąca z kranu w szatni miała metaliczny posmak, więc za każdym razem, jadąc na miejsce, zatrzymywał się przy stoisku z owocami, prowadzonym przez sympatycznego, pulchnego Nepalczyka. Lubił się trochę z niego pośmiać.

      – Dzień dobry, panie Tanner – powiedział sprzedawca owoców.

      – Dzień dobry, Ganesh.

      Michael i Scott rozegrali trzy mecze: Michael raz wygrał, dwa razy przegrał.

      Potem wziął szybki prysznic i poszedł na spotkanie z żoną.

      Nie miał nic przeciwko herbacie, uważał ją za całkiem przyjemny napój, ale też nie wariował na jej punkcie. Tysiące gatunków, to całe wyczuwanie subtelnych różnic między nimi, nazywanie herbaty ziołowej naparem, kupowanie suszu luzem, bla, bla, bla. Dla niego nawet najlepsza herbata stała zaledwie dwa oczka wyżej od aromatyzowanego wrzątku.

      Miejsce, które Sarah wybrała na ich spotkanie, czyli T Room, składało się z dwóch pomalowanych na biało pomieszczeń na pierwszym piętrze budynku przy Newbury Street. Minimalistyczny wystrój ograniczał się do mat tatami na podłodze, zasuwanych ekranów shōji oraz zwisających ze ścian zwojów. Przed wejściem do środka należało zdjąć buty, a we wnętrzu nie słyszało się odgłosów ruchu ulicznego; okna miały podwójne szyby.

      Panowały tu cisza i spokój. Niezbyt odpowiednie miejsce na kłótnię – być może żona chciała wchłonąć nieco z atmosfery, którą zapewniała japońska ceremonia parzenia herbaty.

      Sarah miała na sobie prostą białą sukienkę bez rękawów, na którą narzuciła cienką zamszową kurtkę. Jasnobrązowe włosy spływały jej na ramiona. Makijażu chyba nie zrobiła, nie licząc błyszczyku do ust. Ale wyglądała cudownie, lepiej niż kiedykolwiek, co nie stanowiło dobrego omenu. Powinna sprawiać wrażenie zrozpaczonej, smutnej, przeraźliwie stęsknionej za mężem.

      – Domyślam się, że w tym lokalu szanse na podwójne espresso są równe zeru? – powiedział Michael, kiedy Sarah usiadła na macie naprzeciwko niego. Nie pocałowała go na powitanie, ale nie miało to chyba znaczenia.

      – Tanner, tu nawet w sąsiednich pomieszczeniach nie wolno parzyć kawy. Zapach by wszystko zniszczył.

      – Wspaniały zapach.

      – To tak, jakbyś jedząc obiad w supereleganckiej restauracji, miał obok siebie faceta z dymiącym cygarem.

      – Niezbyt właściwe porównanie. Od kiedy stałaś się taką wielbicielką herbaty i przeszłaś na ciemną stronę mocy?

      Kelnerzy i kelnerki byli ubrani w kimona. Skomplikowany rytuał parzenia herbaty rozpoczynał się od zagotowania czystej wody źródlanej, a następnie wrzucenia do wrzątku liści za pomocą szufelki i zamieszania wywaru bambusową trzepaczką. Herbatę serwowano w dużych, wyglądających dość prymitywnie czarach, które należało trzymać obiema rękami. Miała uroczy zielony kolor, lecz była gorzka i zalatywała wodorostami. Za deserowy dodatek robiły ciasteczka mochi, rodzaj kleistych ryżowych kluseczek, nadziewanych czymś ciemnym i słodkawym. Słodycz i gorycz. Może starannie wyreżyserowane rytuały japońskiej ceremonii picia herbaty nie różniły się aż tak bardzo od rytuałów pozostających w separacji małżonków? W końcu spotykali się w strefie bez kawy, na terytorium neutralnym.

      – Te formularze, o które prosiłaś… Wysłałem ci je na skrzynkę mejlową – zagaił Tanner.

      – Dziękuję ci.

      – Nie ma sprawy. Ale wolałbym, żebyś tego nie robiła.

      – Nie wynajmowała mieszkania? To umowa krótkoterminowa.

      – To ma mnie pocieszyć?

      – A chciałbyś?

      – Czy chciałbym, żebyś wróciła do domu? Oczywiście, że tak.

      Westchnęła.

      – Nie mam już pieniędzy, Tanner. Mówię to niechętnie, ale taka jest prawda.

      – Powiedz, czego ci potrzeba, a ci to dam.

      – Chcę swoją działkę.

      Michael nie bardzo wiedział, co Sarah ma na myśli, i zaczął się zastanawiać, czy w ten nieco sarkastyczny sposób nie mówi przypadkiem o rozwodzie. Powiedział:

      – Zaczekaj, czy tobie chodzi o… – Nie zamierzał wypowiadać na głos wyrazu „rozwód”, ponieważ wtedy rzecz ta stałaby się realna, namacalna. Pokłócili się, ona się wyprowadziła, nie chciała z nim rozmawiać, znaleźli się w tymczasowej separacji… To wszystko było jeszcze do zniesienia. O ile uda się sprawy posklejać, a Sarah wróci do domu.

      – Mówię o moich udziałach w Tanner Roast. Muszę je odzyskać. Od dwóch miesięcy ledwo wiążę koniec z końcem, brakuje mi gotówki.

      Oboje włożyli po sto tysięcy dolarów w Tanner Roast, kiedy firma zaczynała działalność, to znaczy osiem lat temu. Każde z nich było więc właścicielem połowy akcji.

      – Sarah, może po prostu pożyczę ci kwotę, której potrzebujesz? Chyba nie chcesz, abym teraz wykupywał twoje udziały? No, naprawdę… Przecież wiesz, w jakiej jesteśmy kondycji, prawda? Wątpliwe nawet, żebyś odzyskała te sto tysięcy, które wyłożyłaś na początku.

      Sytuacja była jeszcze gorsza, ale Tanner nie miał ochoty mówić o tym żonie: jej sto tysięcy już praktycznie nie istniało.

      – A co z tym kontraktem z Four Seasons? Tylko nie wciskaj mi kitu. – Jeszcze kiedy mieszkali razem, Michael wielokrotnie opowiadał o tej umowie, powodowany nerwową ekscytacją.

      – To nie… nie wypaliło.

Скачать книгу