Zamiana. Joseph Finder

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamiana - Joseph Finder страница 20

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Zamiana - Joseph Finder

Скачать книгу

mam z tym zrobić?

      – Pozwól mi je skopiować.

      – Po co?

      – Pogrzebię tu i tam. Dowiem się, o co w tym chodzi.

      Do ich stolika podeszła kociooka kelnerka.

      – Podjęli panowie decyzję? – spytała.

      – Cześć – rzucił Lanny.

      – Proszę dać nam jeszcze dwie minutki, dobrze? – poprosił Michael. Na nic się jeszcze nie zdecydował. Coraz częściej odnosił wrażenie, że decyzje zapadały same, bez jego udziału.

      – Mam taki fajny… wihajsterek – oznajmił Lanny. Wyjął z kieszeni spodni pendrive’a, uniósł go i pomachał.

      – Okej – powiedział Michael. – Ale… wszystko pozostaje wyłącznie między nami.

      – Dowiem się tylko, co w trawie piszczy – uspokoił go Lanny. – Nie martw się. Nikomu nie pisnę słówka.

      20

      Jadąc do domu, Michael czuł narastającą presję problemów finansowych, z którymi borykała się jego firma Tanner Roast, skutków utraty Four Seasons jako klienta, a także żądań Sarah – wszystkie ciążyły mu jak ołów. Przez chwilę miał wrażenie, jakby znalazł się w pułapce, unieruchomiony przez lawinę: napierały nań tony błota i głazów, grzebiąc go i miażdżąc.

      Gdy dotarł do domu, otworzył frontowe drzwi i wkroczył do chłodnego, ciemnego przedpokoju.

      Od razu wiedział, że coś jest nie tak.

      Zdał sobie z tego sprawę instynktownie, gadzią częścią mózgu, zanim myśl dotarła do jego świadomości. W polu sensorycznym powstała jakaś zmiana; wystarczyła sekunda, by Tanner uzmysłowił sobie obecność nieznanego zapachu. Nikłej woni resztek żywności gnijących w koszu na śmieci, silniejszej niż normalne zapachy domu, na przykład cytrynowych środków do czyszczenia, starego drewna, stęchlizny z odrobiną pleśni.

      Czy ze śmieciami w kuchni coś się stało? Ale to przecież niemożliwe: nie miał w koszu żadnych resztek żywności. Wszystkie niepotrzebne artykuły spożywcze lądowały w młynku do rozdrabniania odpadów.

      Nagle poczuł delikatny ruch powietrza, który kazał mu ruszyć w głąb domu, do salonu z przeszklonymi drzwiami balkonowymi wychodzącymi na niewielki ogródek. Drzwi te zawsze były zamknięte na klucz, bo w końcu mieszkał w Bostonie, nie na wsi. Zbliżywszy się, Tanner zobaczył, że brakuje w nich jednej szybki. Czyżby jakimś cudem sama wypadła, czy raczej… Podszedł bliżej. Ogarnął go podmuch zimniejszego powietrza z zewnątrz, niosący ów paskudny zapach gnijących odpadków. Pewnie sąsiad wcześnie rano wystawił swój kubeł na śmieci. Woń była lekko irytująca, ale normalnie Michael nie poczułby jej w domu.

      Tylko że teraz w oszklonych drzwiach brakowało jednej szybki.

      Nie została stłuczona. Wyglądało to tak, jakby ktoś ją usunął, precyzyjnie wyciął, zapewne nożem do szkła.

      Michael zaczął się zastanawiać…

      Nacisnął klamkę, a drzwi tarasowe natychmiast się otworzyły. Przecież zamknąłem je na klucz, jestem tego absolutnie pewien.

      Serce Michaela przyspieszyło gwałtownie. Już rozumiał, co tu się stało. To oczywiste: ktoś wyciął szybkę w drzwiach balkonowych, wsunął do środka rękę i przekręcił zamek.

      Michael powoli rozejrzał się po salonie w poszukiwaniu dowodów włamania, do którego musiało dojść dzisiaj. W pierwszej chwili niczego takiego nie zauważył. Gigantyczny, płaski telewizor marki Samsung, który kosztował kupę forsy, nadal znajdował się tam gdzie poprzednio, nie brakowało też żadnego elementu składowego wieży stereo. Tanner nie miał w domu żadnej biżuterii, nie licząc spinek do mankietów, nie przechowywał tu również grubszej gotówki. Większość kosztowności wzięła Sarah, kiedy postanowiła się wyprowadzić. Cóż Michael mógł mieć tak cennego, że byłoby warte kradzieży?

      Czyżby to miał być…?

      Wyszedł z salonu i po stromych schodach wspiął się na pierwsze piętro. Dom, czterokondygnacyjna szeregówka, stał w bostońskiej dzielnicy South End. Żyło się tu w pionie, co nie zawsze oznaczało wygodę. Jeśli komuś zachciało się pić w środku nocy, musiał albo pójść do łazienki, albo zejść dwa piętra do kuchni.

      Na pierwszym mieściło się domowe biuro Tannera. Na pewno zaczęli szukać najpierw tutaj. Ale nie zauważył w pokoju zmian, niczego nie brakowało. Laptopa nie było, ponieważ tkwił bezpiecznie w firmowym sejfie. Komputer Power Mac znajdował się na miejscu, wieża obudowy stała na podłodze tuż obok biurka, na nim duży monitor i klawiatura bezprzewodowa. Wszystko nietknięte.

      Tanner stuknął w klawisz spacji, żeby obudzić urządzenie i uwolnić ekran od psychodelicznego wygaszacza. Ten komputer nie był zabezpieczony hasłem jak laptop, dlatego ożył natychmiast.

      Gdy Michael złapał za myszkę, stwierdził, że kursor nie porusza się zgodnie z jego wolą. Coś tu było schrzanione. Poszurał urządzeniem po podkładce, a wówczas kursor wykonał na całym ekranie dziwaczny taniec w sposób całkowicie niezwiązany z ruchami myszki.

      Ach.

      Mysz została przestawiona. Bladoszare logo z jabłkiem znajdowało się u góry, nie na dole. Ktoś się nią posługiwał, a potem podpiął odwrotnie.

      Co oznaczało, że ktoś poszukiwał czegoś w komputerze Tannera.

      Szybko zlustrował pozostałą część domu, ale nie znalazł innych śladów włamywacza. Być może gdzieś tam były, jednak żadnego z przedmiotów nie brakowało.

      Sprawcy musieli ustalić, że najłatwiej wejść do środka od tyłu, przez tarasowe drzwi. Do ogródka dostali się zapewne boczną furtką, która nie miała zamka, a potem wycięli szybkę w przeszklonych drzwiach – doszli chyba do wniosku, że jest to szybsza i łatwiejsza metoda niż próba otwarcia zamka. A zatem nie dbali o to, że pozostawią ślady swojej obecności.

      Jednak nic nie zostało zniszczone, nie pozostawiono też Tannerowi żadnych przerażających „wiadomości”, na przykład końskiego łba w łóżku. Intruzi przeczesali dom, skupiając się na biurze i komputerze.

      Szukali laptopa.

      Biuro Michaela w siedzibie firmy miało solidny system zabezpieczeń, obejmujący także alarm. Włamanie się tam nie wydawało się łatwe, a żeby dostać się do sejfu, trzeba go chyba wysadzić w powietrze. Natomiast w domu zainstalowano jedynie podstawowy system antywłamaniowy, który Michael aktywował przed każdym wyjściem do miasta. Dlatego oni, kimkolwiek byli, mieli ułatwione zadanie.

      Nagle przypomniał sobie, że przecież w skład systemu wchodziły dwie ukryte kamery, udające wykrywacze dymu, umieszczone w przedniej i tylnej części parteru. Włączały się o ósmej rano i wyłączały o dziewiętnastej. Nagrywanie można było oczywiście przestawić na inne godziny, tyle że Michael zgubił gdzieś tę głupią

Скачать книгу