Niszcz powiedziała. Piotr Rogoża

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża страница 12

Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża

Скачать книгу

Groźnie łypie z nich długowłosy wiking w koszuli w kratę. Zapewne jest postrachem wszystkiego, co żywe, podczas sesji RPG z kumplami, czyta sagi fantasy i słucha power metalu. Nawet nie próbuję zagłębić się w jego profil.

      – Znowu pudło. To kuc jakiś, tamten był taki raczej szczurkowaty.

      Gosia wzdycha.

      Kolejny link, kolejny profil. Artur Kamiński. Na zdjęciu profilowym – chichoczący pies Muttley z Szalonych wyścigów. Wzdycham również ja. Przeglądam, co Kamiński ostatnio publikował. Widzę kilka zdjęć, na których został oznaczony. Najświeższe sprzed dwóch tygodni: wysoki brunet obejmuje uroczą szatynkę, Ulę Kamińską. Podpis „z Dziubaskiem :*” sugeruje, że raczej nie chodzi o siostrzaną miłość.

      – Widzę – uprzedza mnie Gośka. – Nie no, to chyba jednak bez sensu jest.

      – Dużo ich jeszcze zostało?

      – Niedawno dodanych? Cztery osoby, ale dwie to dziewczyny.

      – To pokaż tych dwóch kolesi.

      Pod pierwszym linkiem czeka profil Tomasza Byczewskiego. Tomasz Byczewski jest łysy jak kolano, na oko ma jakieś pięćdziesiąt lat, pracuje w Szpitalu Praskim. Nawet nie komentujemy. Za to pod drugim linkiem widzę znajomą twarz

      – Tego typa znam – mówię. – Był wtedy u mnie.

      Patrzę na profil Jana Pietruszyńskiego, sympatycznego idioty, który pomagał Ewelinie przy wyprowadzce. Janek, tak miał na imię. Widocznie Ewelina nie wymieniała go nigdy z nazwiska, bo raczej bym zapamiętał.

      – To on…?

      – Nie on, ale pomagał im wtedy, razem wynosili jej rzeczy. Przyszedł też do mnie miesiąc wcześniej, gdy Ewelina zrobiła imprezę dla znajomych z pracy. Wydawał się całkiem w porządku. Musi znać się z rudym.

      – O widzisz… – Gośka ożywia się. – Jan Pietruszyński. Super, odezwę się do niego.

      – Odezwij się. Może coś będzie wiedział.

      – Rany, Szymek, dziękuję ci bardzo. Nawet nie wiesz, jak…

      – Spokojnie. Cieszę się, jeśli mogłem pomóc.

      – A co w ogóle u ciebie?

      – W porządku, dzięki. Zacząłem nową pracę, nie jest źle.

      – Super! Wiesz, w ogóle to ja ci bardzo dziękuję, że po tym wszystkim chcesz jeszcze rozmawiać z kimś, kto się Kuliczka nazywa…

      – Daj spokój, Gośka. Trzymam kciuki, żeby się wszystko z tą twoją rodzoną szybko wyjaśniło.

      – Dzięki, dzięki wielkie. Będę lecieć, ogarnę tego Pietruszyńskiego.

      – Leć. Trzymaj się mocno, młoda.

      Gośka się rozłącza. Skype prosi, żebym ocenił jakość połączenia. Wybieram „bardzo dobra”, nie będę żałował.

      Idę do kuchni, otwieram butelkę wody. Piję kilka dużych łyków. Nagle dopada mnie zwątpienie, czy Ewelina rzeczywiście zamieszkała właśnie z rudym, czy to z nim mnie zdradzała. Nie mam przecież żadnych dowodów, nawet poszlak, tylko przypuszczenia. Instynkt. Rudy by się już odezwał, szukałby kontaktu z jej rodziną. Może to jednak tylko kolejny znajomy?

      Swoją drogą, jak łatwo jej przyszło znalezienie tabuna nowych znajomych, wystarczyło kilka tygodni w mieście, żebym zaczął gubić się w imionach. Ludzie lgnęli do niej jak ćmy do ognia. Nie próbowałem tego w żaden sposób kontrolować, wychodziłem z założenia, że im szybciej poczuje się w Warszawie swobodnie, tym lepiej. Nie chciałem, żeby zamykała się w mieszkaniu, skazana wyłącznie na moje towarzystwo. Kiwam głową. Wiarygodność mojego instynktu jest żadna.

      Odstawiam wodę. Zmywam naczynia, których trochę zebrało się już w zlewie, staram się nie myśleć o niczym. Bezskutecznie. A jeśli rudy milczy, bo ma coś wspólnego ze zniknięciem Eweliny? Ledwie się wprowadziła, zaczęła kręcić z kimś innym, dowiedział się i w szale chwycił za pierwsze, co miał pod ręką, a teraz sam ukrywa się gdzieś na drugim krańcu Europy?

      Odkładam gąbkę. Chlapię się po twarzy zimną wodą. Otrzeźwiej, człowieku, to już naprawdę nie twoja sprawa.

      Wycieram ręce i wracam do pokoju. Siadam przed komputerem. Na Facebooku czeka wiadomość; otwieram.

      Pisze do mnie nie kto inny jak Jan Pietruszyński.

      Cześć Szymon jesteś?

      Mam ochotę go zignorować, ale i tak widzi już, że przeczytałem.

      jesteś??? – ponagla mnie.

      Jestem.

      Napisała do mnie Gosia, siostra Eweliny. Słuchaj, masz chwilę?

      Nie mam, nie mam ani sekundy. Sam pomogłeś tej kobiecie zniknąć z mojego życia, człowieku. Palce aż świerzbią. Ale przecież jestem dobrym chłopakiem.

      No, mam. Co jest?

      Wyskakuje powiadomienie, że Janek zaprosił mnie do znajomych. W okienku czata animowany wielokropek zapowiada kolejną wiadomość. Matołek coś tam pisze, wpatruję się w ten wielokropek i jestem pewien, że za sekundę wykiełkuje z niego nowy wątek historii, której nie mam ani trochę ochoty rozwijać.

      13

      Śpię źle. W nocy budzę się kilka razy, w efekcie poranek przychodzi zbyt wcześnie, zastaje mnie zmęczonego i rozdrażnionego. Muszę zagadać do Wiki, ona zawsze ma tabletki na sen, porządne, z benzodiazepiną, jedyne, którym można wierzyć. Wika twierdzi, że bez nich nie byłaby w stanie zmrużyć oka.

      W Regnum Lucidum melduję się po dziewiątej. Grafików jeszcze nie ma, Piotr siedzi w pokoju sam. Witamy się, włączam komputer, idę do kuchni po kawę.

      – Chodź, zobacz – mówi, gdy rozsiadam się za biurkiem. – Mamy już pierwsze projekty.

      Podchodzę zaciekawiony. Na ekranie laptopa wyświetla się baner z mapą Warszawy naniesioną na schematycznie narysowane ludzkie serce. Tło jest czarne, linie jasne, jak rysunek kredą na tablicy. Kluczowe punkty na mapie miasta zaznaczone są czerwonymi kropkami, również hasło NIECH ARTERIAMI POPŁYNIE KREW jarzy się czerwienią.

      – Zrealizujemy to w tej formie?

      – No tak, Anna nie wspominała? Klient ponoć zgodził się od razu, bez żadnych zastrzeżeń.

      – No proszę.

      – Są jeszcze dwie wersje.

      W drugiej wersji serce wygląda bardziej realistycznie. Siatka ulic Warszawy mocniej się od niego odcina, wszystko utrzymane jest w odcieniach czerwieni i bordo, tylko hasło świeci na biało. Trzecia wersja to już czysto komiksowa kreska,

Скачать книгу