Pragnienie. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 13
– Mikroskop – przerwał mu Tord i wystukał coś na tablecie.
Katrine znała metodę Torda, ale się powstrzymała. Tord Gren nie miał wykształcenia policyjnego i w zasadzie również żadnego innego. Kilka lat studiów na technologii informacji w Danii, ale nieuwieńczonych dyplomem. Mimo to został ściągnięty przez Wydział Informatyczny komendy i przydzielono mu stanowisko analityka badającego wszystko, co miało związek ze śladami elektronicznymi. Po prostu dlatego, że nie miał sobie równych.
– Nawet w najtwardszym szkle pojawiają się mikrozagłębienia w miejscach, w które czubki palców uderzają najczęściej – wyjaśnił Tord. – Po prostu stwierdzam, w którym miejscu zagłębienia są największe, i już mam kod. To znaczy cztery cyfry, które dają dwadzieścia cztery możliwe kombinacje.
– No ale po trzech nieudanych próbach telefon się blokuje – zauważył Anders. – Więc to trzeba zrobić…
– Udało mi się za drugim razem. – Tord się uśmiechnął, ale Katrine nie wiedziała, czy był to uśmiech dumy, czy raczej wywołało go coś, co widział na tablecie.
– O rany! – zawołał Skarre. – To dopiero fart!
– Przeciwnie, miałem niefart, że nie trafiłem za pierwszym razem. Kiedy liczba zawiera cyfry jeden i dziewięć, a tak było w tym wypadku, to z reguły oznacza rok, a wtedy pozostają tylko dwie możliwości.
– Dość już o tym – przerwała Katrine. – Rozmawialiśmy z siostrą ofiary. Twierdzi, że Elise od lat nie miała stałego partnera. I że prawdopodobnie nie chciała go mieć.
– Tinder – podsunął Wyller.
– Słucham?
– Miała w telefonie aplikację Tindera?
– Owszem – potwierdził Tord.
– Te chłopaki, które widziały Elise w bramie, powiedziały, że wyglądała na dość wystrojoną. To znaczy, że nie wracała z treningu, z pracy ani tym bardziej od przyjaciółki. Jeśli nie chciała mieć stałego partnera…
– Bardzo dobrze – powiedziała Katrine. – Tord?
– Sprawdziliśmy aplikację. Było, łagodnie mówiąc, dużo match. Ale Tinder jest powiązany z Facebookiem, więc do jej ewentualnej dalszej komunikacji z tymi facetami nie będziemy mieli dostępu jeszcze przez długi czas.
– Tinderowcy umawiają się w barach – rozległ się jakiś głos.
Katrine zdziwiona podniosła głowę. To był Truls Berntsen.
– Jeśli miała przy sobie telefon, wystarczy tylko sprawdzić stacje bazowe i zorientować się, jakie są bary w okolicach, w których się poruszała.
– Dzięki, Truls – powiedziała Katrine. – Stacje bazowe już sprawdziliśmy. Stine?
Kobieta z grupy analityków wyprostowała się na krześle i odchrząknęła.
– Według wydruku z centrali Telenoru między wpół do siódmej a siódmą Elise Hermansen zaczęła się poruszać z Youngstorget, gdzie znajduje się jej miejsce pracy. Przemieściła się w okolice wokół Bentsebrua. Następnie…
– Siostra powiedziała nam, że Elise chodziła do klubu fitness w dawnych zakładach Myrens verksted – przerwała jej Katrine. – A tam potwierdzili, że Elise odbiła kartę przy wejściu o dziewiętnastej trzydzieści dwie, a wyszła o dwudziestej pierwszej czternaście. Przepraszam, Stine.
Stine uśmiechnęła się przelotnie, ale trochę sztywno.
– Następnie Elise przedostała się w okolice domu i tam przebywała, a przynajmniej przebywał tam jej telefon, aż do czasu, gdy ją znaleziono. To znaczy telefon logował się w kilku zachodzących na siebie stacjach bazowych, co potwierdza, że wychodziła z domu, ale nie oddalała się od swojego mieszkania na Grünerløkka bardziej niż o kilkaset metrów.
– Świetnie. Czyli czeka nas runda po barach – stwierdziła Katrine.
Wynagrodziły ją dwa mające oznaczać śmiech prychnięcia Trulsa i biały uśmiech Andersa Wyllera, a poza tym kompletna cisza.
Pomyślała, że i tak mogło być gorzej.
Nagle leżący przed nią telefon zaczął poruszać się po stole.
Zobaczyła, że dzwoni Bjørn.
Mógł telefonować w sprawie jakichś śladów technicznych, a jeśli tak, to dobrze by było, gdyby od razu przekazała wiadomość pozostałym. Ale z drugiej strony w takiej sytuacji powinien zadzwonić do swojego kolegi z Wydziału Techniki Kryminalistycznej, który siedział tutaj, w sali konferencyjnej, a nie do Katrine. Mógł więc telefonować prywatnie.
Już miała wcisnąć Odrzuć, kiedy uświadomiła sobie, że Bjørn doskonale wie o trwającym zebraniu. Zawsze przecież był taki uporządkowany.
Przyłożyła aparat do ucha.
– Mamy zebranie grupy śledczej, Bjørn.
Pożałowała swoich słów, czując na sobie wzrok kolegów.
– Jestem w Instytucie Medycyny Sądowej – poinformował Bjørn. – Właśnie dostaliśmy wyniki błyskawicznego testu tego błyszczącego czegoś na brzuchu denatki. Nie ma w tym ludzkiego DNA.
– Cholera – wyrwało się Katrine. Cały czas miała z tyłu głowy, że jeśli ta smuga to ślad spermy, sprawa mogłaby zostać rozwiązana przed upływem magicznej granicy pierwszych czterdziestu ośmiu godzin. Doświadczenie mówiło, że później będzie już znacznie trudniej.
– Ale to może wskazywać, że on i tak odbył z nią stosunek – dodał Bjørn.
– Dlaczego tak myślisz?
– Ta smuga to środek nawilżający. Prawdopodobnie z prezerwatywy.
Katrine znów zaklęła. A po spojrzeniach pozostałych zorientowała się, że ciągle jeszcze nie powiedziała nic, co wskazywałoby, że to jednak nie jest rozmowa prywatna.
– Więc uważasz, że sprawca użył prezerwatywy? – powiedziała głośno i wyraźnie.
– On albo ktoś inny, z kim spotkała się wieczorem.
– Okej, dziękuję.
Nie chciała tego przeciągać i już miała się rozłączyć, gdy usłyszała, że Bjørn jeszcze ją woła.
– Tak?
– Nie dlatego dzwonię.
Przełknęła ślinę.
– Bjørn, siedzimy tutaj…
– Narzędzie