Pragnienie. Ю Несбё

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 16

Pragnienie - Ю Несбё Harry Hole

Скачать книгу

wy nie macie zabójstwa, którym…

      – O co chodzi?

      – Mam tu faceta, który twierdzi, że spotkał się wczoraj z Elise Hermansen.

      – Przełącz go.

      Rozległo się kliknięcie i zaraz potem Truls usłyszał oddech tak ciężki i szybki, że mógł oznaczać tylko jedno, a mianowicie strach.

      – Sierżant Berntsen, Wydział Zabójstw, o co chodzi?

      – Nazywam się Geir Sølle. Na stronie internetowej „VG” zobaczyłem zdjęcie Elise Hermansen. Zgłaszam się, ponieważ wczoraj wieczorem byłem na bardzo krótkiej randce z podobną do niej kobietą. Przedstawiła się jako Elise.

      Pięć minut zajęło Geirowi Sølle zrelacjonowanie spotkania w barze Jealousy i opowieść o tym, jak następnie poszedł do domu, do którego dotarł przed północą. Trulsowi majaczyło się, że chłopcy sikający w bramie widzieli Elise żywą po dwudziestej trzeciej trzydzieści.

      – Ktoś może potwierdzić, o której wrócił pan do domu?

      – Historia na komputerze. I Kari.

      – Kari?

      – Żona.

      – Ma pan rodzinę?

      – Żonę i psa.

      Truls usłyszał nerwowe przełykanie śliny.

      – Dlaczego nie zadzwonił pan wcześniej?

      – Dopiero teraz zobaczyłem to zdjęcie.

      Truls zanotował i zaklął w duchu. To nie był zabójca, tylko jedna z osób, które należało wyeliminować ze sprawy, a i tak oznaczało to pisanie kolejnych raportów. Będzie dziesiąta, zanim wreszcie stąd wyjdzie.

* * *

      Katrine szła przez Markveien. Andersa Wyllera odesłała do domu po pierwszym dniu pracy. Uśmiechnęła się na myśl, że chłopak z całą pewnością zapamięta go do końca życia. Tylko chwila w komendzie, potem prosto na miejsce, w którym dokonano zabójstwa, i to porządnego. Nie jakiejś smętnej likwidacji narkomana, o którym ludzie zapomną dzień później, tylko takiego, które Harry nazywał zabójstwami typu „to mogłem być ja”. Zbrodni dokonanej na tak zwanym zwyczajnym człowieku w zwyczajnym otoczeniu – właśnie takie zabójstwa ściągały tłumy na konferencje prasowe i gwarantowały artykuły na pierwszych stronach gazet. To, co znajome, umożliwiało opinii publicznej większe zaangażowanie. I dlatego atakowi terrorystycznemu w Paryżu poświęcono o wiele więcej miejsca niż temu w Bejrucie. A prasa to prasa. Z tego samego powodu komendant Bellman tak świetnie orientował się w sprawie. Wiedział, że padną pytania. Co prawda nie od razu, ale jeśli zabójstwo młodej wykształconej kobiety, pracującej dla dobra społeczeństwa, nie zostanie wyjaśnione w ciągu najbliższych dni, będzie zmuszony się wypowiedzieć.

      Dotarcie stąd do mieszkania na Frogner mogło zająć pół godziny, ale nawet jej to pasowało, potrzebowała trochę przewietrzyć głowę. I ciało. Z kieszeni kurtki wyjęła telefon i otworzyła aplikację Tindera. Szła, jednym okiem patrząc na chodnik, a drugim na wyświetlacz, jednocześnie przesuwając zdjęcia na lewo i na prawo.

      A więc dobrze odgadli, Elise Hermansen wróciła do domu z randki, na którą umówiła się za pośrednictwem Tindera. Mężczyzna opisany przez barmana wydawał się niegroźny, ale z własnego doświadczenia wiedziała, że niektórzy faceci mają spaczone wyobrażenie o tym, że jeden szybki numerek daje im prawo do czegoś więcej. Może archaiczne przekonanie, że akt seksualny oznacza ze strony kobiety poddanie się wykraczające poza czysty seks. Ale z tego, co wiedziała, także wiele kobiet nosiło się z równie archaicznym przekonaniem, że u mężczyzn chęć penetracji ich podbrzusza automatycznie wiąże się z moralnym zobowiązaniem. No cóż, niech tak sobie myślą. A ona ma właśnie match.

      Napisała: Za dziesięć minut mogę być w Nox na Solli plass.

      Okej, już tam będę, odpisał Ulrich, który sądząc po zdjęciu na profilu i tekście, powinien być dość nieskomplikowanym mężczyzną.

* * *

      Truls Berntsen obserwował Monę Daa obserwującą samą siebie.

      Nie przypominała mu już pingwina. To znaczy, owszem, przypominała, ale takiego ściśniętego pośrodku.

      Kiedy poprosił dziewczynę stojącą za kontuarem w klubie fitness Gain o wpuszczenie do środka, żeby mógł rzucić okiem na urządzenia, wyczuł pewną niechęć. Możliwe, że nie kupiła jego oświadczenia, że chciałby zostać członkiem klubu, a może wśród członków nie chciano typów takich jak on. Albo też dlatego, że długie życie w roli osoby budzącej u bliźnich dezaprobatę – na ogół słuszną, to musiał przyznać – nauczyło Trulsa Berntsena wyczytywać niechęć na większości spotykanych twarzy. Tak czy owak, po obejrzeniu aparatów napinających brzuchy i pośladki, sali do pilatesu, sali do spinningu i sali z histerycznie zaangażowanymi instruktorkami aerobiku (miał przy tym mgliste przeczucie, że to się już nie nazywa aerobik) znalazł ją wreszcie w części przeznaczonej raczej dla chłopaków. W siłowni. Ćwiczyła martwy ciąg. Krótkie, szeroko rozstawione nogi ciągle nasuwały skojarzenia z pingwinem. Ale kombinacja obszernego tyłka z szerokim pasem ściskającym ją w talii, przez co wylewało się spod niego i na górze, i na dole, sprawiała, że kobieta bardziej przypominała ósemkę.

      Wydała z siebie ochrypły, niemal przerażający ryk, kiedy napięła mięśnie i zaczęła prostować plecy, wpatrzona we własną czerwoną twarz w lustrze. Ciężary zadzwoniły o siebie w momencie odrywania się od ziemi. Sztanga nie wygięła się, tak jak to widział w telewizji, ale że obciążenie jest duże, poznał po rozdziawionych gębach dwóch młodych Pakistańczyków, którzy ćwiczyli bicepsy, licząc, że mięśnie się powiększą i wtedy będą mogli zrobić sobie na nich żałosne tatuaże świadczące o przynależności do gangu. Do diabła, jak on ich nienawidził! Do diabła, jak oni nienawidzili jego!

      Mona Daa opuściła sztangę. Ryknęła i znów ją podniosła. Opuściła. Podniosła. Cztery powtórzenia.

      Potem stała i cała się trzęsła. Uśmiechała się jak tamta wariatka z Lier po orgazmie. Gdyby tylko nie była taka tłusta i nie mieszkała tak cholernie daleko, może i coś by z tego wyszło. Powiedziała, że go rzuca, ponieważ zaczyna coś do niego czuć. Że raz w tygodniu to za mało. Tam i wtedy poczuł ulgę, ciągle jednak trochę o niej myślał. Oczywiście nie tak jak o Ulli, ale tamta kobieta była zabawna, naprawdę.

      Mona Daa dostrzegła go w lustrze. Wyciągnęła z uszu słuchawki.

      – Berntsen? Myślałam, że macie siłownię w komendzie.

      – Mamy – odparł, podchodząc bliżej. Posłał Pakistańcom spojrzenie mówiące: „Jestem gliną, więc spadajcie”, ale jakoś nie dotarło. Może się co do nich pomylił. Przecież niektórzy z tych młodych chodzili teraz nawet do szkoły policyjnej.

      – Więc co cię

Скачать книгу