Pragnienie. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 16
– O co chodzi?
– Mam tu faceta, który twierdzi, że spotkał się wczoraj z Elise Hermansen.
– Przełącz go.
Rozległo się kliknięcie i zaraz potem Truls usłyszał oddech tak ciężki i szybki, że mógł oznaczać tylko jedno, a mianowicie strach.
– Sierżant Berntsen, Wydział Zabójstw, o co chodzi?
– Nazywam się Geir Sølle. Na stronie internetowej „VG” zobaczyłem zdjęcie Elise Hermansen. Zgłaszam się, ponieważ wczoraj wieczorem byłem na bardzo krótkiej randce z podobną do niej kobietą. Przedstawiła się jako Elise.
Pięć minut zajęło Geirowi Sølle zrelacjonowanie spotkania w barze Jealousy i opowieść o tym, jak następnie poszedł do domu, do którego dotarł przed północą. Trulsowi majaczyło się, że chłopcy sikający w bramie widzieli Elise żywą po dwudziestej trzeciej trzydzieści.
– Ktoś może potwierdzić, o której wrócił pan do domu?
– Historia na komputerze. I Kari.
– Kari?
– Żona.
– Ma pan rodzinę?
– Żonę i psa.
Truls usłyszał nerwowe przełykanie śliny.
– Dlaczego nie zadzwonił pan wcześniej?
– Dopiero teraz zobaczyłem to zdjęcie.
Truls zanotował i zaklął w duchu. To nie był zabójca, tylko jedna z osób, które należało wyeliminować ze sprawy, a i tak oznaczało to pisanie kolejnych raportów. Będzie dziesiąta, zanim wreszcie stąd wyjdzie.
Katrine szła przez Markveien. Andersa Wyllera odesłała do domu po pierwszym dniu pracy. Uśmiechnęła się na myśl, że chłopak z całą pewnością zapamięta go do końca życia. Tylko chwila w komendzie, potem prosto na miejsce, w którym dokonano zabójstwa, i to porządnego. Nie jakiejś smętnej likwidacji narkomana, o którym ludzie zapomną dzień później, tylko takiego, które Harry nazywał zabójstwami typu „to mogłem być ja”. Zbrodni dokonanej na tak zwanym zwyczajnym człowieku w zwyczajnym otoczeniu – właśnie takie zabójstwa ściągały tłumy na konferencje prasowe i gwarantowały artykuły na pierwszych stronach gazet. To, co znajome, umożliwiało opinii publicznej większe zaangażowanie. I dlatego atakowi terrorystycznemu w Paryżu poświęcono o wiele więcej miejsca niż temu w Bejrucie. A prasa to prasa. Z tego samego powodu komendant Bellman tak świetnie orientował się w sprawie. Wiedział, że padną pytania. Co prawda nie od razu, ale jeśli zabójstwo młodej wykształconej kobiety, pracującej dla dobra społeczeństwa, nie zostanie wyjaśnione w ciągu najbliższych dni, będzie zmuszony się wypowiedzieć.
Dotarcie stąd do mieszkania na Frogner mogło zająć pół godziny, ale nawet jej to pasowało, potrzebowała trochę przewietrzyć głowę. I ciało. Z kieszeni kurtki wyjęła telefon i otworzyła aplikację Tindera. Szła, jednym okiem patrząc na chodnik, a drugim na wyświetlacz, jednocześnie przesuwając zdjęcia na lewo i na prawo.
A więc dobrze odgadli, Elise Hermansen wróciła do domu z randki, na którą umówiła się za pośrednictwem Tindera. Mężczyzna opisany przez barmana wydawał się niegroźny, ale z własnego doświadczenia wiedziała, że niektórzy faceci mają spaczone wyobrażenie o tym, że jeden szybki numerek daje im prawo do czegoś więcej. Może archaiczne przekonanie, że akt seksualny oznacza ze strony kobiety poddanie się wykraczające poza czysty seks. Ale z tego, co wiedziała, także wiele kobiet nosiło się z równie archaicznym przekonaniem, że u mężczyzn chęć penetracji ich podbrzusza automatycznie wiąże się z moralnym zobowiązaniem. No cóż, niech tak sobie myślą. A ona ma właśnie match.
Napisała: Za dziesięć minut mogę być w Nox na Solli plass.
Okej, już tam będę, odpisał Ulrich, który sądząc po zdjęciu na profilu i tekście, powinien być dość nieskomplikowanym mężczyzną.
Truls Berntsen obserwował Monę Daa obserwującą samą siebie.
Nie przypominała mu już pingwina. To znaczy, owszem, przypominała, ale takiego ściśniętego pośrodku.
Kiedy poprosił dziewczynę stojącą za kontuarem w klubie fitness Gain o wpuszczenie do środka, żeby mógł rzucić okiem na urządzenia, wyczuł pewną niechęć. Możliwe, że nie kupiła jego oświadczenia, że chciałby zostać członkiem klubu, a może wśród członków nie chciano typów takich jak on. Albo też dlatego, że długie życie w roli osoby budzącej u bliźnich dezaprobatę – na ogół słuszną, to musiał przyznać – nauczyło Trulsa Berntsena wyczytywać niechęć na większości spotykanych twarzy. Tak czy owak, po obejrzeniu aparatów napinających brzuchy i pośladki, sali do pilatesu, sali do spinningu i sali z histerycznie zaangażowanymi instruktorkami aerobiku (miał przy tym mgliste przeczucie, że to się już nie nazywa aerobik) znalazł ją wreszcie w części przeznaczonej raczej dla chłopaków. W siłowni. Ćwiczyła martwy ciąg. Krótkie, szeroko rozstawione nogi ciągle nasuwały skojarzenia z pingwinem. Ale kombinacja obszernego tyłka z szerokim pasem ściskającym ją w talii, przez co wylewało się spod niego i na górze, i na dole, sprawiała, że kobieta bardziej przypominała ósemkę.
Wydała z siebie ochrypły, niemal przerażający ryk, kiedy napięła mięśnie i zaczęła prostować plecy, wpatrzona we własną czerwoną twarz w lustrze. Ciężary zadzwoniły o siebie w momencie odrywania się od ziemi. Sztanga nie wygięła się, tak jak to widział w telewizji, ale że obciążenie jest duże, poznał po rozdziawionych gębach dwóch młodych Pakistańczyków, którzy ćwiczyli bicepsy, licząc, że mięśnie się powiększą i wtedy będą mogli zrobić sobie na nich żałosne tatuaże świadczące o przynależności do gangu. Do diabła, jak on ich nienawidził! Do diabła, jak oni nienawidzili jego!
Mona Daa opuściła sztangę. Ryknęła i znów ją podniosła. Opuściła. Podniosła. Cztery powtórzenia.
Potem stała i cała się trzęsła. Uśmiechała się jak tamta wariatka z Lier po orgazmie. Gdyby tylko nie była taka tłusta i nie mieszkała tak cholernie daleko, może i coś by z tego wyszło. Powiedziała, że go rzuca, ponieważ zaczyna coś do niego czuć. Że raz w tygodniu to za mało. Tam i wtedy poczuł ulgę, ciągle jednak trochę o niej myślał. Oczywiście nie tak jak o Ulli, ale tamta kobieta była zabawna, naprawdę.
Mona Daa dostrzegła go w lustrze. Wyciągnęła z uszu słuchawki.
– Berntsen? Myślałam, że macie siłownię w komendzie.
– Mamy – odparł, podchodząc bliżej. Posłał Pakistańcom spojrzenie mówiące: „Jestem gliną, więc spadajcie”, ale jakoś nie dotarło. Może się co do nich pomylił. Przecież niektórzy z tych młodych chodzili teraz nawet do szkoły policyjnej.
– Więc co cię