Pragnienie. Ю Несбё

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pragnienie - Ю Несбё страница 25

Pragnienie - Ю Несбё Harry Hole

Скачать книгу

cóż – rozległ się charakterystyczny głos. – Złożył mi propozycję, której nie mogłem się oprzeć. – Głos miał w sobie więcej żwiru, niż kiedy Hagen słyszał go ostatnio, ale tę samą głębię i spokój. Hagen podsłuchał kiedyś jedną z podwładnych, która stwierdziła, że w Harrym jedyną piękną rzeczą jest jego głos.

      – A jaka była ta propozycja?

      – Pięćdziesiąt procent dodatku za nadgodziny i podwójne punkty do emerytury.

      Naczelnik wydziału zaśmiał się krótko.

      – I nie stawiasz żadnych warunków?

      – Tylko takie, że sam dobiorę członków swojej grupy. Chcę jedynie trzy osoby.

      Gunnar Hagen się odwrócił. Harry zapadł się w fotel przed biurkiem Hagena, długie nogi wyciągnął przed siebie. Na jego wąskiej twarzy pojawiło się więcej bruzd, a w gęstych krótkich jasnych włosach widać było ślady siwizny. Ale nie był już tak chudy jak wówczas, gdy Hagen widział go ostatnio. Białka otaczające niebieskie tęczówki nie stały się całkiem przejrzyste, ale nie miały też tak wyraźnej siateczki czerwonych żyłek, jak w najgorszych okresach.

      – Nadal nie pijesz, Harry?

      – Jestem suchy jak norweska studnia z ropą naftową, szefie.

      – Hm. Masz świadomość, że norweskie studnie naftowe wcale nie wyschły? Po prostu zamknięto je w oczekiwaniu, aż ceny ropy znów pójdą w górę.

      – Właśnie taki obraz usiłowałem przekazać.

      Hagen pokręcił głową.

      – A ja myślałem, że przez lata trochę wydoroślejesz, Harry.

      – To rozczarowujące, prawda? Nie mądrzejemy, po prostu się starzejemy. Ciągle żadnych wieści od Katrine?

      – Nic.

      – Może zadzwonimy jeszcze raz.

* * *

      – Hallstein! – dobiegło z salonu wołanie. – Dzieci chcą, żebyś jeszcze raz był wilkiem!

      Znów gąski, gąski do domu. Hallstein Smith westchnął z rezygnacją, ale nie bez zadowolenia, po czym odłożył książkę The Miscellany of Sex Franceski Twinn na kuchenny stół. Owszem, czytanie o tym, że na Wyspach Trobrianda należących do Papui-Nowej Gwinei za wyraz namiętności uważano odgryzanie kobietom rzęs, było interesujące, ale nie znalazł tu nic, do czego powinien się odnieść w swojej pracy doktorskiej, a większą radość sprawiało mu sprawianie radości własnym dzieciom. Wprawdzie był zmęczony po poprzedniej rundzie, ale trudno, przecież urodziny są tylko raz w roku. To znaczy cztery razy, jeśli ma się czworo dzieci. Sześć, jeśli się uprą, by urządzać kinderbal również z okazji urodzin rodziców. Dwanaście, jeśli będzie się obchodzić również półrocznice. Szedł już do salonu, z którego dobiegało wyczekujące gęganie dzieciaków, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.

      Hallstein Smith otworzył i zobaczył, że stojąca na schodach kobieta wyraźnie się na niego gapi.

      – Przedwczoraj zjadłem coś z orzechami – wyjaśnił, drapiąc swędzącą jaskrawoczerwoną wysypkę na czole. – To zniknie za parę dni.

      Spojrzał na nią i zrozumiał, że wcale nie pokrzywka przykuła jej uwagę.

      – Aha, o to chodzi. – Złapał się za nakrycie głowy. – To ma wyobrażać łeb wilka.

      – Przypomina raczej kota – stwierdziła kobieta.

      – W zasadzie to zajączek wielkanocny, ale udajemy, że wilk polujący na gęsi.

      – Nazywam się Katrine Bratt, jestem z Wydziału Zabójstw komendy w Oslo.

      Smith lekko przechylił głowę.

      – Oczywiście, przecież widziałem panią wczoraj w wiadomościach telewizyjnych. Chodzi o ten wpis na Twitterze? Telefon się urywał, a nie było moim zamiarem narobienie takiego zamieszania.

      – Mogę wejść?

      – Naturalnie, proszę. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko nieco… hałasującym dzieciom.

      Wyjaśnił swoim potomkom, że przez pewien czas muszą sami po kolei odgrywać rolę wilka, i zabrał policjantkę do kuchni.

      – Chyba dobrze by pani zrobiła filiżanka kawy – zauważył i nalał jej, nie czekając na odpowiedź.

      – Wczorajszy dzień nieoczekiwanie się wydłużył – wyjaśniła Katrine. – Zaspałam, dlatego przychodzę do pana prosto z łóżka. Na dodatek udało mi się zostawić komórkę w domu, więc chciałabym spytać, czy mogłabym skorzystać z pana telefonu, żeby przekazać wiadomość do pracy.

      Smith podał jej swój aparat i obserwował, jak policjantka bezradnie wpatruje się w archaiczny model Ericssona.

      – Dzieci mówią, że to telefon dla głupków. Pokazać pani?

      – Chyba jeszcze pamiętam, jak to się robi – odparła Katrine. – Proszę mi powiedzieć, co pan widzi na tym zdjęciu?

      Zaczęła wstukiwać numer, a Smith w tym czasie oglądał podaną mu fotografię.

      – Żelazna sztuczna szczęka – powiedział. – Z Turcji?

      – Nie, z Caracas.

      – Aha. Wiem po prostu, że podobna szczęka z żelaza znajduje się w Muzeum Archeologicznym w Stambule. Podobno używali jej żołnierze z armii Aleksandra Wielkiego, ale historycy podają to w wątpliwość, twierdząc, że to raczej przedmiot wykorzystywany przez przedstawicieli klasy wyższej do sadomasochistycznych zabaw. – Smith podrapał się po wysypce. – To znaczy, że on użył właśnie takiej szczęki?

      – Nie wiemy tego z całą pewnością, jedynie wnioskujemy na podstawie kształtu ugryzienia, rdzy i resztek czarnej farby.

      – Aha! – zawołał Smith. – Czyli jedziemy do Japonii.

      – Tak? – Katrine przyłożyła telefon do ucha.

      – Widziała pani może Japonki barwiące zęby na czarno? Nie? To tradycja o nazwie ohaguro. Oznacza „ciemność po zachodzie słońca”. Zyskała popularność w okresie Heian, około ósmego wieku naszej ery i… Mam mówić dalej?

      Katrine potwierdziła machnięciem ręki.

      – Podobno w średniowieczu żył na północy Japonii władca, który kazał swoim żołnierzom używać pomalowanych na czarno żelaznych szczęk. Te zęby miały głównie straszyć przeciwników, ale mogły być również wykorzystywane w walce wręcz. Jeżeli wróg zbliżył się na tyle, że ani broń, ani kopniaki czy ciosy ręką nie były już pomocne, to zęby ciągle mogły posłużyć do przegryzienia mu gardła.

      Policjantka

Скачать книгу