Recepta na szczęście. Agata Przybyłek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Recepta na szczęście - Agata Przybyłek страница 13

Recepta na szczęście - Agata Przybyłek

Скачать книгу

dlatego żadna kobieta na dłuższą metę cię nie chce.

      – Ha, ha, ha. – Maks wywrócił oczami i otarł ręką wyimaginowane łzy, czym omal nie doprowadził jej do furii. – Naprawdę zabawne. To się uśmiałem.

      – Pajac.

      – Flądra.

      – Kretyn.

      – Żmija.

      – Wieczny chłopiec bez szans na to, żeby dorosnąć.

      – Stara panna.

      – Słucham? – Na dźwięk tych słów zamarła i aż się w niej zagotowało. – Co ty powiedziałeś?

      – No cóż… – Maks teatralnie zlustrował ją wzrokiem. – Najmłodsza już nie jesteś. Zaraz stuknie ci trzydziestka, a… – Nie miał, niestety, szansy dokończyć wywodu, bo przerwało mu trzaśnięcie drzwiami. Julia wysiadła.

      Już chciał wyzwać ją w myślach od najgorszych kobiet na świecie, ale nie było mu dane, ponieważ dziewczyna, po zaledwie kilku krokach, z całym impetem zderzyła się ze słupkiem, na którym zamontowano znak.

      Maks wypadł z auta jak poparzony.

      – Julia… – Podbiegł do niej i wziął ją pod ramię. – Wszystko w porządku?

      Zamroczona skinęła głową, ale wtem zachwiała się niebezpiecznie mimo silnego męskiego ramienia, a potem pochyliła głowę i… zwymiotowała.

      Rozdział 6

      Gdy Maks otwierał drzwi do mieszkania Julii, przemknęło mu przez głowę, że dawno tu nie był. W dzieciństwie i gdy jeszcze mieszkał w domu rodzinnym, spędzali ze sobą mnóstwo czasu, ale ostatnio nie mieli okazji. W przeszłości Julia, jak przystało na najlepszą przyjaciółkę jego siostry, przychodziła do nich niemal codziennie. Bawili się razem i biegali po podwórku, a czasami nawet wspinali się na drzewa Oczywiście gdy dziewczyny trochę podrosły, zaczęły zamykać przed nim drzwi i plotkować o ubraniach, kosmetykach, a potem także i chłopcach, ale mimo wszystko był z nimi zżyty. Gdy zaczęły w nim buzować hormony, zainteresował się jednak Julią jako dziewczyną, nie najlepszą kumpelką siostry. I choć nieczęsto przyznawał się do tego nawet przed samym sobą, chyba nie było to tylko głupie zauroczenie. Do tej pory, gdy tylko ją widział, szybciej biło mu serce i jeśli już myślał o założeniu rodziny, to widział w roli żony właśnie Julię. Inne dziewczyny do pięt jej nie dorastały. Szkoda tylko, że nigdy nie dała mu szansy…

      – Pospiesz się. – Usłyszał za sobą, gdy próbował znaleźć właściwy klucz do zamka. – Nie chcę cię straszyć, ale jeżeli za chwilę nie położę się na kanapie, będziemy tu mieli powtórkę z rozrywki. Wolałabym tego nie robić sąsiadom – oznajmiła słabym głosem.

      Maks wyobraził sobie, jak pucuje na kolanach klatkę schodową, i czym prędzej wrócił do szukania właściwego klucza w sporym pęku.

      – Byłoby łatwiej, gdybyś nie nosiła ze sobą kluczy do wszystkich mieszkań na okolicznych osiedlach – mruknął pod nosem.

      – Tak? A według mnie byłoby łatwiej, gdybyś mnie nie wkurzał. To przez ciebie uderzyłam w ten słup – odcięła się mimo złego samopoczucia i marnego humoru.

      Maks nie chciał się z nią znowu kłócić, poza tym znalazł w końcu właściwy klucz i otworzył drzwi.

      – Wreszcie – szepnęła Julia z ulgą.

      Poirytowany jej przytykami stanął obok drzwi i wykonał niski ukłon, jakby witał jakąś szlachciankę.

      – Zapraszam szanowną księżniczkę do jej osobistego zamczyska.

      – Kretyn. – Julia wyminęła go w progu i weszła do środka. Zamiast jednak zdjąć buty czy kurtkę, ruszyła prosto do salonu, żeby położyć się na kanapie.

      Maks wszedł do mieszkania i zamknął drzwi. W przeciwieństwie do niej zdjął buty, a po chwili także kurtkę i szalik. Nadal męczył go katar, więc najchętniej położyłby się do łóżka, ale przecież nie mógł zostawić dziewczyny samej w tym stanie. Dziwne, ale czuł się za nią odpowiedzialny.

      Odwiesił ubrania na wieszaku na ścianie i powiódł wzrokiem po mieszkaniu Julii. Pod ścianą stała szafka na buty, a przy drzwiach do łazienki wisiało duże lustro. Od razu spostrzegł, że drzwi do łazienki nie do końca się zamykały. Brakowało w tym mieszkaniu męskiej ręki. Szkoda, że nie miał szansy, żeby się w tym względzie wykazać. Ogólnie było jednak w dobrym stanie i dość nowoczesne. Zanim Julia zaczęła je wynajmować, przeszło gruntowny remont. Panował porządek – według Maksa charakterystyczny znak Julii. Bywał u wielu dziewczyn, ale nigdy nie widział tak zadbanego mieszkania. Nie mówiąc już o pięknych dodatkach, którymi Julia upiększyła wnętrze. W biało-beżowym salonie z aneksem kuchennym na stole stały tulipany, a na kanapie leżały ozdobne poduszki.

      To właśnie na tej ostatniej zobaczył Julię Maks, gdy wszedł do pokoju. Dziewczyna padła na kanapę w kurtce i w butach i leżała na plecach, zakrywając oczy ręką.

      – Może jednak powinniśmy pojechać na pogotowie? – zmartwił się Maks.

      Julia odsłoniła oczy i popatrzyła na niego złowrogo.

      – Jak masz prawić takie farmazony, to lepiej od razu jedź do domu.

      – Mówię poważnie, Julia. Nudności mogą być objawem poważnych urazów głowy. A ty naprawdę mocno uderzyłaś w ten słup.

      – A ty co? Skończyłeś szkołę medyczną, że tak się wymądrzasz?

      – Nie, ale dopiszę do twojej listy objawów także wzmożoną złośliwość.

      Julia odetchnęła głęboko i znowu nakryła oczy ręką.

      – Lepiej przydaj się do czegoś i przynieś mi wodę. Mdli mnie.

      – Ja rekomendowałbym raczej…

      – Wiem, wiem, wyjazd do szpitala. – Nie dała mu skończyć. – Tylko tak się składa, że dzisiaj już tam byłam. I straciłam tyle nerwów, że wystarczy mi na bardzo długi czas. Na pewno nie zawitam tam szybciej niż po pięćdziesiątce.

      – Dlaczego akurat wtedy?

      – Nie wiem. Po prostu taki wyznaczam sobie okres karencji. Chociaż gdy przypominam sobie tę pielęgniarkę, która na mnie napadła, to nie wiem, czy go nie wydłużyć.

      – Wiesz co? Gadasz jak potłuczona – stwierdził Maks.

      – To chyba nie dziwne, skoro przed chwilą uderzyłam się w słup, prawda?

      – Dopiszę w takim razie do listy twoich objawów jeszcze słowotok – powiedział, za co oberwał poduszką.

      – Skończ już. Nie bawi mnie to.

      – Dobrze, już dobrze – odparł pokojowo. – Podam ci lepiej tę wodę.

Скачать книгу