Słowik. Janusz Szostak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słowik - Janusz Szostak страница 7

Słowik - Janusz Szostak

Скачать книгу

W mojej ocenie podstawą powinien być kontakt z rodziną. Prawidłowe funkcjonowanie w rodzinie to jest fundament egzystencji dla każdego człowieka. Niestety, nikt nie pomaga w tym, aby mieć dłuższe lub dodatkowe widzenie. Tu nikt nie myśli w ten sposób, że kontakt z rodziną, zwłaszcza z dziećmi, jest bardzo istotny, że może wpływać na poprawną resocjalizację. Normalną prośbą nic nie wskórasz w tym temacie. Zadziałać może tylko cwaniactwo, jak za dawnego systemu. Możesz to sobie załatwić przez kogoś. Na przykład przez współwięźnia, którego wychowawca bardziej lubi, lub za pieniądze. Musisz działać podstępem lub stosować manipulację. Legalnie niewiele osiągniesz.

      W hiszpańskim więzieniu

      Jak mówi Andrzej Z., zupełnie inaczej są traktowane osoby przebywające w więzieniach zachodnioeuropejskich. Odwiedził ich kilka w różnych krajach. W tym rozdziale opowiada o swoim pobycie w hiszpańskim więzieniu i o różnicach w stosunku do polskiego systemu penitencjarnego.

      – Czym różni się pobyt w hiszpańskim więzieniu od odsiadki w Polsce?

      – Tam człowiek jest pozbawiony jedynie wolności. Reszta – o ile to możliwe – pozostaje taka jak na zewnątrz murów. Tam jest inaczej, to znaczy lepiej niemal w każdej kwestii. Pod względem socjalnym, kulturalnym, opieki zdrowotnej i w ogóle codziennego bytowania. Tam stawiają nacisk na autentyczną resocjalizację i rozwój człowieka. Gdy osadzony wymyśli sobie, że chce zrobić jakiś kurs, na przykład szybkiego pisania bądź garncarstwa, i widać, że ma autentyczne chęci się tego nauczyć, to administracja czyni wszystko, aby mu to umożliwić.

      – Zatem resocjalizacja nie jest tam pustym frazesem?

      – W Hiszpanii odsetek powracających do przestępstwa jest znacznie niższy aniżeli w Polsce. Jeśli już ktoś powraca, to na pewno z dużo mniejszym natężeniem niż w naszym kraju. Gdy tam ktoś stara się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, to do osadzonego przychodzą tak zwani kuratorzy wolnościowi, którzy z więziennictwem nie mają za wiele wspólnego. To są osoby, które na wolności mają odgrywać rolę opiekuna osoby zwolnionej warunkowo. Taki kurator, przychodząc do osadzonego, wypytuje, jakie dana osoba ma zainteresowania, co chce robić po wyjściu na wolność, jakiej pomocy potrzebuje i temu podobne. Oni są po to, aby ułatwić byłym więźniom odnaleźć się na wolności. Pomagają znaleźć mieszkanie, odnowić kontakt z rodziną, z dziećmi, jeżeli został zerwany. I to wygląda tak, że taki kurator pracuje z osadzonym niejednokrotnie nawet przez kilka lat, zanim tamten stanie na tak zwaną wokandę.

      Wreszcie, gdy dana osoba stara się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, administracja aresztu musi mocno się dwoić i troić, aby udowodnić, że dany osobnik na nie zasługuje. W posiedzeniu sądu w tym zakresie zawsze uczestniczy kurator prowadzący. Jeżeli przedstawiciel administracji nagle stwierdza, że jakiś osadzony nie zasługuje na wcześniejsze wyjście, to staje w ogniu pytań ze strony kuratora: a co się stało, a dlaczego, czemu wcześniej nie zgłaszano wobec tej osoby żadnych zastrzeżeń i temu podobne. Sąd rzadko postępuje wbrew stanowisku takiego kuratora. To jest naprawdę zdrowy system i prawidłowe podejście do sprawy.

      – A jak wygląda to w Polsce?

      – W Polsce jest zupełnie inaczej. Przed posiedzeniem o warunkowe zwolnienie przychodzi do osadzonego przedstawiciel administracji aresztu na pięciominutową rozmowę, po czym pisze opinię na pół strony A4. Stosuje przy tym formułkę, tak zwany szablon, w zasadzie nie odnosząc się do indywidualnego przypadku danego człowieka. W takiej opinii napisane jest, ile razy dany osobnik był nagradzany lub karany regulaminowo. Oczywiście nie jest określone, za co był nagradzany bądź karany. Odnotowuje się za to, jak osadzony spędza czas wolny. A tu nie ma zbyt wielkiego wyboru: oglądanie telewizji, czytanie książek, rozmowy ze współosadzonymi i praca. Znajduje się też informacja, ile ma pieniędzy na koncie więziennym, czy grypsuje oraz jaki ma stosunek do popełnionych przestępstw. O tę ostatnią kwestię nikt nawet osadzonego nie pyta. W najlepszym przypadku – z automatu – wpisuje się, że umiarkowanie krytyczny.

      – Z tego wynika, że osadzony ma nikłą szansę na obiektywną ocenę.

      – Na posiedzeniu sądu obecny jest jeszcze inny przedstawiciel administracji aniżeli ten, który sporządzał opinię, i wypowiada się zwykle w czterech słowach: „wnoszę o nieuwzględnienie wniosku”. I to bez podawania jakiegokolwiek uzasadnienia. Jedyna pozytywna argumentacja, na jaką może liczyć osadzony, to własna oraz jego obrońcy. Po wszystkim sąd udaje się na pięcio-, dziesięciominutową naradę, po czym wraca z wydrukowanym postanowieniem oraz jego uzasadnieniem liczącym niejednokrotnie nawet pięć–sześć stron, które pracownik administracji więziennej odczytuje i poucza o prawie wniesienia odwołania. Niezła farsa, prawda?

      – Fakt, nie wygląda to najlepiej.

      – Te całe posiedzenia to jest zwykły teatrzyk zorganizowany po to, aby zachować pozory dotrzymywania standardów proceduralnych i żeby od strony formalnej było to zgodne z przepisami prawa. Tak naprawdę sąd ma wcześniej przygotowane zarówno postanowienie, jak i jego uzasadnienie, a po posiedzeniu jedynie je odczytuje. System udzielania w Polsce przerw w karze oraz warunkowych przedterminowych zwolnień faktycznie nie działa. Nie działa cały ten system od podstaw. Brak jest odpowiednich struktur, które w tym zakresie powinny funkcjonować.

      – Jak wyglądają widzenia z bliskimi w hiszpańskich aresztach?

      – Widzenia z rodziną również odbywają się inaczej. Zazwyczaj spotkanie ma miejsce w wydzielonym pomieszczeniu, niewielkim pokoju z łazienką, gdzie można spokojnie porozmawiać przez godzinę lub dwie. W Polsce widzenia odbywają się w ogólnej sali, gdzie stolik w stolik siedzi kilkudziesięciu osadzonych z osobami odwiedzającymi. Jest ogólny gwar i harmider. Inaczej jest również z tak zwanymi widzeniami intymnymi. W Hiszpanii nie są formą nagrody, ale czymś, co z automatu jest należne osadzonemu. Jedynie w przypadku przejawiania zachowań negatywnych, złej postawy osadzonego, mogą zostać mu odebrane. Odbywają się w warunkach nieurągających jakimkolwiek standardom i oczywiście bez nadzoru administracji. Na takie widzenie osoba odwiedzająca może udać się z poczęstunkiem, czasem nawet z alkoholem. Na widzeniu tego rodzaju miałem winko, cygaro, radio i trwało ono co najmniej dwie godziny. Za 100 euro można było sobie ten czas wydłużyć nawet do sześciu–siedmiu godzin. Normalne, cywilizowane warunki.

      – Warunki socjalne zapewne też różnią się diametralnie?

      – Siedziałem w więzieniu, w którym osadzeni mieli do dyspozycji nawet basen. I to pomaga, a nie przeszkadza w resocjalizacji. Przemoc i uciemiężenie rodzą frustrację i doprowadzają wyłącznie do negatywnych zachowań. Nawet posiłki w tamtejszych aresztach i więzieniach spożywa się inaczej niż u nas. Wszyscy udają się razem na stołówkę, gdzie wspólnie jedzą i rozmawiają. Tymczasem w Polsce posiłki rozdawane są do cel. W sytuacji konfliktowej, kiedy na przykład w stołówce dochodzi do jakiejkolwiek ostrzejszej wymiany zdań pomiędzy osadzonymi, i trwa to krócej niż minutę, administracja się nie wtrąca, nie interweniuje. Jeżeli wydarzenia nabierają tempa i akcja jest rozwojowa, następuje bardzo ostra reakcja ze strony administracji – niejednokrotnie dużo ostrzejsza niż w polskim więzieniu.

      – Co wtedy się dzieje?

      – Osobnik, który zawinił, umieszczany jest w izolatce, która jest pomieszczeniem bez łóżka i bez toalety, i pozostaje tam tak długo, aż administracja uzna to za wystarczające. To jest dużo bardziej uciążliwe aniżeli polska izolatka. Kiedy człowiek czegoś takiego doświadczy, to wówczas docenia warunki, jakie miał, i co utracił przez swoje negatywne

Скачать книгу