Chłopi, Część czwarta – Lato. Reymont Władysław Stanisław

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław страница 9

Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław

Скачать книгу

to w lipeckiej parafii tak się dzieje? – przerwał mu święty Pietr.

      – Indziej też nie lepiej, ale już w lipeckiej najgorzej.

      A święty Pietr jął w palce trzaskać, brwie153 srożyć, oczami toczyć i rzekł, wytrząchając pięścią ku ziemi:

      – Takieśta to, Lipczaki? Takie! A zbóje obmierzłe, a poganiny gorsze od Niemców! A to roki macie dobre, ziemie rodzajne, a paśniki, a łąki, a boru po kawale i tak się to sprawiata!… Chleb was ano roznosi, łajdusy jedne! Powiem ja o tym Panu Jezusowi, powiem, a on już wama154 cugli przykróci…

      Maciej jął swoich poczciwie bronić, ale święty Pietr rozgniewał się jeszcze barzej i kiej nie tupnie nogą a krzyknie:

      – Nie broń takich synów! A to ci jeno rzeknę: Niech mi się te judasze poprawią do trzech niedziel i pokutę czynią, a jak nie posłuchają, to tak ich przycisnę głodem, pożogą i choróbskami, że mnie popamiętają łajdusy jedne.

      Mocno proboszcz powiadał, do serca i tak napominająco, i takim gniewem bożym groził, i tak pięściami wytrząchał, że szlochy się podniesły dokoła, naród zapłakał i bił się w piersi a kajał…

      Zaś ksiądz, odsapnąwszy nieco, jął znowu mówić o nieboszczyku, jako to padł za wszystkich… I wołał do zgody. Wołał do sprawiedliwości. Wołał do pomiarkowania się w grzechach, bo nie wiada155, komu z brzega wybije ta ostatnia godzina i przyjdzie stanąć przed strasznym sądem Pana…

      Że nawet sam dziedzic, a obcierał kułakiem oczy.

      Pokrótce jednak księża skończyli swoje i odeszli wraz z dziedzicem, a kiej spuścili w dół trumnę i jęli na nią sypać piasek, jaże zadudniało, wrzask ci, mój Jezu, buchnął, a krzyki, a takie lamenty, coby i najkwardszego skruszyło.

      Ryczała Józka, ryczała Magda, ryczała Hanka i stryjeczne, płakały bliskie i dalekie, powinowate i zgoła obce, a już może najrzewliwiej zanosiła się Jagusia, którą tak cosik sparło pod piersiami, jaże się prosto zapamiętała w krzyku.

      – Hale, teraz skowyczy, a co to wyprawiała z nieboszczykiem! – mruknęła któraś z boku, zaś Płoszkowa obcierając oczy dodała:

      – Tak se łaskę wypłakuje, bych ją nie wygnali z chałupy.

      – Myśli, że kto głupi a uwierzy! – powiedziała głośno organiścina.

      Ale Jagna nie wiedziała już o bożym świecie, padła kajś w piasek i zanosiła się takim żałosnym płaczem, jakby to na nią sypały się te ciężkie, sypkie strugi ziemi, jakby to nad nią huczały te posępne głosy dzwonów, jakby to nad nią płakali…

      A dzwony wciąż biły, jakby skarżąc się niebiosom, zaś znad świeżej mogiły te wszystkie płacze, te szlochy i biadania też się skarżyły na dolę nieubłaganą i na tę wieczną krzywdę człowieczą.

      Zaczęli się wnet rozchodzić z wolna, kto tam jeszcze gdziesik po drodze przyklękał, kto i ten pacierz mówił za pomarłe, kto zaś jeno się błąkał wśród mogił i smutnie deliberował156, a drugie ruszali ociągliwie ku chałupom, obzierając się157 wyczekująco, gdyż kowal z Hanką spraszali poniektórych na ten chleb żałobny, jak to zwyczajnie bywa po pochowku.

      I kiej158 oklepali mogiłę, a nad nią wkopali czarny krzyż, wzięli pomiędzy siebie sieroty i pociągnęli sporą gromadą poredzając z cicha, a wyżalając się nad nimi, a popłakując niekiedy…

      W Borynowej izbie już było wszystko urządzone do potrzeby, wzdłuż ścian ciągnęły się stoły, obstawione długachnymi ławami, że skoro się jeno rozsiedli, zaraz podano gorzałkę i chleby.

      Przepili godnie, w cichości a powadze, przegryźli coś niecoś i organista zaczął czytać z książki sposobne modlitwy, a potem zaśpiewali litanię za umarłego; wtórowali mu ochotnie i gorąco, przerywając jeno wtedy, kiej kowal puszczał flachę w nową kolejkę, a Jagustynka chleb roznosiła.

      Kobiety zebrały się po drugiej stronie u Hanki; piły herbatę, pojadały słodki placek i pod przewodem organiściny zaśpiewały tak rzewnie i przejmująco, jaże kury zagdakały po sadzie. I tak ano wspominając poczciwie nieboszczyka naród pojadał, popijał, popłakiwał i śpiewał za jego duszę pobożne pieśnie159, jak przystało w taką porę i za takiego gospodarza…

      Stypa była suta, Hanka zapraszała serdecznie, nie żałując jadła ni napitku, gdyż w południe, kiej już niejeden jął się oglądać za czapą, podali kluski z mlekiem, a potem prażone mięso z kapustą i groch szczodrze omaszczony.

      – Drudzy takiego wesela nie wyprawiają! – szepnęła Bolesławowa.

      – A mało nieboszczyk ostawił, co?

      – Mają się czym pocieszać, mają.

      – Gotowych pieniędzy160 też sporo chapnąć musieli…

      – Kowal wyrzeka, co były i pono się kajś podziały.

      – Narzeka, a dobrze je musiał schować.

      Pogadywały z cicha między sobą kobiety, wyskrzybując miski do czysta i strzegąc się Hanki, która nieustannie baczyła, bych której czego nie zbrakło; zaś po chłopskiej stronie organista, napity już ździebko161, dźwignął się nad stołem i z kieliszkiem w garści jął wypominać nieboszczyka tak górnie i z takimi łacińskimi przepowiadkami, że chocia nie bardzo wyrozumieli, ale płakać się wszystkim chciało kiej na tym kazaniu.

      Gwar się już podnosił i gęby czerwieniały, że to flacha często krążyła i szkło galanto brząkało, to już niejeden omackiem szukał kieliszka i drugą ręką kuma obejmował za szyję, bełkocząc skołczałym ozorem. Zaś poniektóry jeszcze niekiedy wyciągnął tę żałobną nutę i wypominać próbował, ale już nikto162 nie wtórował ni słuchał, wszyscy bowiem gwarzyli stowarzyszając się do upodoby, świarcząc sobie przyjacielstwa i raz wraz przepijając, a co skorsi do kieliszka wymykali się chyłkiem i wiedli ku karczmie. Tylko jeden Jambroż był dzisia zgoła niepodobny do siebie. Juści, co pił tyla co i drugie, a może i więcej, gdyż sam się przymawiał o gorzałkę, ale siedział kajś w kącie srodze zwarzony, oczy cięgiem przecierał i ciężko wzdychał.

      Trącił go któryś i na ucieszne powiadki wyciągał.

      – Nie ruchaj163164, bom żałosny! – odburknął – pomrę wnet, pomrę… Psi165 po mnie jeno zawyją i baba w garnek rozbity zadzwoni – mamrotał płaczliwie. – Jakże, toż przy chrzcie Macieja byłem!… Na jego weselu tańcowałem! Ojców jego chowałem! Dobrze pamiętam! Mój Jezu, i tylachno już różnego narodu oklepałem, tylum już przedzwaniał… A teraz pora na mnie!…

Скачать книгу


<p>153</p>

brwie (daw., gw.) – brwi (M.lm). [przypis edytorski]

<p>154</p>

wama (gw.) – wam. [przypis edytorski]

<p>155</p>

nie wiada (gw.) – nie wiadomo. [przypis edytorski]

<p>156</p>

deliberować – rozmyślać. [przypis edytorski]

<p>157</p>

obzierać się (gw.) – oglądać się. [przypis edytorski]

<p>158</p>

kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]

<p>159</p>

pieśnie (daw., gw.) – pieśni (B.lm). [przypis edytorski]

<p>160</p>

gotowe pieniądze – gotówka. [przypis edytorski]

<p>161</p>

ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]

<p>162</p>

nikto (gw.) – nikt. [przypis edytorski]

<p>163</p>

ruchać (daw., gw.) – ruszać. [przypis edytorski]

<p>164</p>

(gw.) – mię; mnie. [przypis edytorski]

<p>165</p>

psi (daw., gw.) – psy. [przypis edytorski]