Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński

Скачать книгу

zamiar w tym stanie pójść na lekcje? Przecież ty się ledwo trzymasz na nogach!

      – Mam sprawdzian z ruska…

      – Idziesz, ale do pielęgniarki – powiedział stanowczo. Kiedy próbowała oponować, przerwał jej od razu. – Idziemy.

      Próbowała iść sama, ale po chwili znowu ją podtrzymywał. Weszli po schodkach wiodących do wejścia. Znaleźli się w środku, w szerokiej sieni, także przypominającej bardziej szpital niż pomieszczenie szkolne. Kilkoro uczniów szybko ich minęło, kierując się do szatni. Z okienka przy drzwiach patrzyła na Karola wrogo twarz woźnej.

      – Coś potrzeba? – spytała szorstko. Jakby nie widziała dwóch solidnie ubrudzonych krwią osób.

      – Trzeba ją zabrać do pielęgniarki, mocno krwawiła z nosa.

      – Przecież pielęgniarki jeszcze nie ma – zaakcentowała „przecież”, jakby mówiła o rzeczach oczywistych i wszystkim wiadomym. – Ona się tu uczy?

      – No przecież – odparł Karol zaskoczony. Woźna przez chwilę przyglądała się Klaudii. A potem posłała mu ciężkie spojrzenie.

      – A pan z rodziny?

      Karola coś tknęło. Jeszcze go wyrzucą, a dziewczynie każą iść na lekcje.

      – Tak – skłamał.

      – No to niech ją pan zabiera! Nie widzi pan, że ona się do niczego nie nadaje?

      Karol wybałuszył oczy, zdziwiony. Co to za ludzie?

      – Dobra, chodź, zamówię ci taksówkę – rzucił do Klaudii. Dziewczyna pokręciła głową.

      – Nie, nie, zostanę…

      – Oszalałaś? – syknął.

      – Matka mi nie uwierzy, z jakiego powodu nie poszłam do szkoły – powiedziała żałośnie.

      – A możesz pójść do wychowawcy? Zadzwoni do matki…

      Pokręciła stanowczo głową, a w jej oczach było widać strach i determinację. Karol zbaraniał. Jego telefon zapikał, przypominając, że powinien się już zbierać do domu i szykować się do roboty. Spojrzał jeszcze na Klaudię niepewnie, ważąc, co powinien zrobić. W sumie dziewczyna odzyskała trochę kolorów. Poza tym jest późno. No i jest prawie dorosła, niech podejmuje decyzje. Wreszcie nie jego sprawa.

      – No dobra, jesteś pewna?

      Skinęła głową. Uśmiechnęła się słabo.

      – Dzięki za pomoc.

      Woźna dalej patrzyła na niego nieprzychylnie.

      – To co, zabierasz ją? – już nawet nie „pan”.

      – Nie. Zostaje.

      – To po co było sceny robić?

      „A tak, kurwa, dla picu” – pomyślał, wychodząc.

* * *

      Spotkanie w tajskiej knajpie było przedwczesne, nie zdążyła jeszcze odespać Rosji. Kolejne dwa dni przeważnie nie opuszczała łóżka, chyba że Karola nie było w domu, aby podać jej posiłek. Wówczas musiała ruszyć się dalej niż do łazienki, bo do kuchni. W końcu czuła się na tyle dobrze, aby wrócić do normalnej egzystencji.

      Zawsze trzy razy grzechotała każdym pudełeczkiem z lekami, zanim wzięła tabletki. Pudełeczka te nie były przeznaczone dla tych konkretnie pigułek, ale za każdym razem, gdy wykupowała receptę, wyciągała wszystkie z saszetek i wrzucała do pudełek. Często też wysypywała tabletki na stół i przeliczała je. Trochę ich było. Układała potem różne leki według koloru, kształtu i rozmiaru pigułek. Czasem alfabetycznie.

      Ostatnio znowu zatęskniła za butelką, co ją trochę dziwiło. Myślała, że ten etap ma już za sobą. Od śmierci Damiana do skończenia szkoły rzadko trzeźwiała. Zresztą to alkohol spowodował, że przestali się nią interesować. To było jej pierwsze zwycięstwo nad nimi. Potem, po maturze, na terapii dostała leki, których absolutnie nie można było mieszać z żadnymi procentami. Wówczas musiała spojrzeć na całość spraw absolutnie trzeźwo.

      A było na co patrzeć. Tak jak teraz, rano, gdy stała przed wielkim lustrem w łazience, sprawdzając bardzo wyraźne ślady długich, ostrych paznokci lub pazurów na jej piersiach, brzuchu i plecach. Mogła rozróżnić przynajmniej trzy rozmiary ran. Czy to oznaczało rzeczywiście trójkę istot siedzących w swetrze?

      Przyjęła to absolutnie spokojnie. Gorzej było, kiedy jeszcze w liceum podduszali ją w nocy. Nie da rady racjonalnie zareagować, jeżeli wyrywa cię ze snu ucisk na gardle. Ale przed tym można się było stosunkowo łatwo obronić. Nie cierpieli zupełnie czystej pościeli, więc jej codzienna zmiana chroniła ją przed tymi wizytami.

      Ich aktywność pierwszej nocy po przyjeździe też już należała do swoistego rytuału. Może nie wszyscy pojechali za nią do Rosji, aby żerować na jej upodlaniu się? Może ktoś został, pilnując domu? Głodniejąc? W każdym razie była właściwie pewna, że przez następnych kilka miesięcy już nie będą się jej narzucać. Przynajmniej nie bezpośrednio. Za to łazili za Klaudią jak sępy za dogorywającą ofiarą.

      Ubrała się, rozkoszując się wolnością od nich. Leki zaczynały działać, sprawiając, że bardziej pozytywnie patrzyła w przyszłość. Za kilka miesięcy wszystko zostanie zakończone, a ona będzie mogła rozpocząć normalne życie.

      Akurat zaczęła się czesać, kiedy zadzwoniła Iza. Próbowała dodzwonić się w ciągu minionych dni, ale telefon leżał wyciszony – a nawet gdyby nie, po prostu zignorowałaby próbę połączenia. Rozmowa z Izką przez telefon przeważnie przypominała słuchanie audycji radiowej, więc nie przerywając czesania, włączyła tryb głośnomówiący:

      – No hej, co tam? – zagaiła, odbierając.

      – No hejka. Słuchaj, niezła akcja jest. Nie uwierzysz! Siedzisz?

      – Mhm.

      – Ta głupia pinda – inaczej nie tytułowała swojej promotorki – dowaliła się do masy pierdół. Nigdy nie skończę tego. No po prostu nigdy. Jeszcze jak ona do mnie pisze! No bo jakbyś ty napisała studentce? „Proszę poprawić”, „to jest do zmiany”, „proszę unikać takich sformułowań”, co nie? Przecież my we dwie ludzie nauki, kurde. A ona komentarze w stylu „styl” i dorzuca do tego cztery wykrzykniki. CZTERY WYKRZYKNIKI! Jak mi odesłała rozdział, myślałam, że wyrzucę komputer przez okno!

      Była do tego zdolna. Gdy jeden z książąt z bajki rzucił ją w liceum, ten sam los spotkał jej telefon komórkowy. Zrywanie przez esemesy jest nie tylko słabe, ale może spowodować niepotrzebne straty w sprzęcie.

      – W ogóle, jak z nią rozmawiam, to czuję się totalnie zlana. TO-TAL-NIE. A to przecież najzajebistszy temat, jaki mógł się trafić. Nie żadne śmierdzące ćpuny, które ci zdychają w czasie badań, bo ćpają jakieś gówno, to nuda. Albo alkoholicy. Jezu, jak się wynudziłam na tych

Скачать книгу