Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński страница 8

Автор:
Серия:
Издательство:
Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński

Скачать книгу

przejmujące, dziewczyna pod koniec gimnazjum miała bardzo poważny wypadek, a Elstera robiła wtedy zbiórkę krwi dla niej. Karol, który ze starszymi braćmi Elstery należał już do wspólnoty, oddał krew i proponował, aby i ona oddała, zapominając, że z jej lekami zostałaby odrzucona z automatu. Zresztą bała się kłucia.

      Rodzice nie akceptowali systemu wartości Elstery. Sposób, w jaki starali się ją wychować, przyczynił się do spotęgowania poczucia wyobcowania wśród rówieśników. Jedyna dziewczyna w rodzinie z piątką czy szóstką dzieci, szybko skończyła jako niańka dla swoich młodszych braci. Robiła dobre wrażenie, mimo bardzo pretensjonalnej formy New Age’owej ideologii, którą za wszelką cenę chciała się odgrodzić od reszty familii. Coś jednak musiało być w ich katolicyzmie, skoro nie zabiła się, kiedy mieszkała z rodzicami.

      Wiara – to był ciekawy wątek. Zapisała sobie kolorowym długopisem. Sama odczuwała, że przy Karolu jej towarzysze byli jakby słabsi. Nie sądziła, aby była to kwestia akurat tej religii – zwłaszcza że zdolność Karola do refleksji religijnej była, delikatnie mówiąc, przeciętna – ale siły wierzenia w cokolwiek. Albo siły powtarzania rytuału. Zaprogramował się na chrześcijaństwo? Przekartkowała szybko notatki, ale nie znalazła niestety nikogo bardzo wierzącego w coś innego – był tam wprawdzie jeden chemik buddysta, którego narzeczona zabiła się gdzieś w połowie lat dwutysięcznych. Uczył potem w „Sieraku” przez kilka lat. Jego buddyzm był jednak bardzo niepogłębiony, objawiający się głównie tym, że zawsze chodził po szkole w sandałach. Ogólnie – oszołom.

      Od dłuższego czasu w skoncentrowaniu przeszkadzał jej płacz dziecka, którego matka próbowała, jak widać, prowadzić normalne życie towarzyskie. W ogóle zrobiło się jej jakoś za gorąco i za duszno. Spojrzała po zgromadzonych w kawiarni ludziach i czuła, jak rośnie w niej do nich niechęć. „Dość tej socjalizacji” – zadecydowała.

* * *

      Karolowi nie wystarczało, aby utrzymywać dom w sposób pośredni, przez zarabianie odpowiedniej ilości pieniędzy. W jego pojęciu dorosłości, powinien też „przynieść strawę do swojej jaskini” i zapewnić byt w bardzo bezpośrednim wymiarze. Gotowanie sobie i matce weszło na listę jego obowiązków gdzieś pod koniec podstawówki. Ale w przeciwieństwie do większości innych rzeczy, które robił, to wychodziło mu rzeczywiście dobrze, a że zawsze czekał na choć jedno dobre słowo lub gest, do gotowania przykładał się szczególnie.

      Kiedy wróciła z kawiarni, mięso akurat dusiło się na patelni. Weszła do kuchni, przyglądając się krytycznie zarówno nieposprzątanym jeszcze obierkom po warzywach, jak i leżącym torebkom z przyprawami. Była świadoma, że Karol czeka na słowo pochwały. Rzeczywiście mięso wyglądało i pachniało wspaniale. Obojętnie, rozmyślnie wzięła z szafki jeszcze imbir, którego nie użył i podniosła szklaną pokrywkę, aby „poprawić” danie.

      – Kochanie – zwróciła się do niego, wskazując na zostawione obierki. – Nie zostawisz tak tego, prawda?

      – Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział szybko.

      – I zmniejsz trochę ten ogień, przypalisz – dorzuciła stanowczo. Widziała, jak lekko zacisnął szczęki, ale posłusznie przykręcił gaz. Coś w jego oczach zgasło na chwilę.

      – Kochanie, musimy porozmawiać – oznajmiła, po czym weszła do łazienki, zostawiając go na kilka minut w niepewności.

      Karol, trochę zdziwiony, oczekiwał dalszego ciągu. Od powrotu z Rosji właściwie ich komunikację trudno było nazwać rozmową. Zawsze po wyjeździe potrzebowała dłuższego czasu, aby wejść w normalniejsze ramy współżycia – a przynajmniej tak ją przed sobą usprawiedliwiał.

      – To o czym chcesz porozmawiać?

      – O nas.

      Jego zdziwienie się pogłębiło. Przez te cztery lata, kiedy byli razem, nie potrafił sobie przypomnieć, aby rozmawiali na taki temat.

      – Muszę cię przeprosić – powiedziała cicho, patrząc gdzieś w bok.

      Zaniepokoił się. Usiadł obok niej przy stole.

      – Co się stało?

      – Dzisiaj się dowiedziałam, że zabiła się Elstera. W maju. Nic mi nie powiedziałeś – dodała z pewnym wyrzutem. – I przypomniałam sobie, jak ciężko było ci w maju. To przez nią, na pewno – strzeliła, ale po jego reakcji widziała, że celnie. – A ja ci w żaden sposób nie pomogłam.

      – Ja… – Nie bardzo wiedział co powiedzieć. – Jaki był sens cię w to wciągać? Nawet jej nie znałaś.

      – Ty ją znałeś. To nie wystarczy? Jesteśmy przecież razem po coś.

      – Ja… – znowu się zająknął. – Ona… ona skoczyła. Jak Damian.

      – Wiem. Iza mi powiedziała.

      – Nie chciałem, byś to znowu przeżywała – powiedział i niezgrabnie wzruszył ramionami. – Miałaś wtedy dużo na głowie, egzaminy, projekty, pracę…

      – Miałam – przyznała bezwiednie. – Ale jeśli nie potrafimy się dzielić smutkiem, tylko radością, to jak możemy być razem?

      Był to w miarę po chrześcijańsku brzmiący komunał. Z satysfakcją zauważyła, jak na niego podziałał.

      – Zresztą – kontynuowała – Nie przeżywałabym tego znowu. Ja to ciągle przeżywam. Codziennie.

      Powiedziała to szczerze. Wyraz bólu przemknął mu przez twarz.

      – Wiem. Ja też – przyznał.

      – Mów mi takie rzeczy, proszę! – Spojrzała mu w oczy. – Nie ukrywaj niczego przede mną.

      – Dobrze – obiecał. – Przepraszam.

      Nachylił się i pocałował ją. Uścisnął jej dłoń leżącą na stole i przez chwilę nie puszczał.

      Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak Karol zmieni się po drugim samobójstwie. Widziała to u wszystkich niemal rozmówców po przejściu „fali”. Jak kończyli szkoły, rzucone po śmierci kogoś z „Sieraka”. Zakładali rodziny, pobierali się, wychodzili z nałogów. Wypalał im biznes. Wracali na swoje miejsce w życiu. Iza jeszcze jako tako mogła się zmienić, mogła skończyć studia, mogła znaleźć normalnego faceta czy przestać się zachowywać jak puszczalska dziwka. Ale Karol? Karol zawsze był tak samo beznadziejnie słaby, jak teraz.

      – Jak się trzymają jej bracia?

      Wzruszył ramionami.

      – Nieźle. W porównaniu, wiesz, do nas. Zamówili gregorianki… Zawsze poświęcamy jej chwilę na spotkaniu, jej i wszystkim naszym znajomym zmarłym…

      – Damianowi też?

      – Głównie Damianowi – westchnął.

      – O tym też mi nie mówiłeś – spojrzała na niego z wyrzutem.

      – Przecież dla ciebie to są bzdury

Скачать книгу