Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński страница 12

Автор:
Серия:
Издательство:
Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński

Скачать книгу

spokoju zahipnotyzowała ją, urzekając rozwiązaniem wszystkich problemów. Czuła zawrót głowy i lekkość, gdy wychylała się coraz bardziej, zezując niemal, jakby szpary między kostką brukową kilka pięter niżej kryły w sobie odpowiedź na nurtujące ją nie zawsze w pełni uświadomione pytania. Uklękła na parapecie otwartego okna. Trzymała się tylko framugi. Wystarczy poluźnić chwyt…

      Coś szarpnęło ją do tyłu, poczuła palący ból w barku i boleśnie upadła na podłogę. Oprzytomnienie przyszło nagle, groza sytuacji przez chwilę pozbawiła ją tchu. Opanowała się, głęboko oddychając przez parę minut. Ból w barku nie ustępował. Poszła do łazienki i zdjęła bluzkę. Wydała zduszony okrzyk. Na barku widniały bardzo widoczne ślady pazurów.

      Usłyszała domofon, czyli matka wracała z pracy. Adrenalina buzowała w niej jak szalona. Pierwotny wybór. Uciekać lub walczyć. Albo teraz wyjdzie, albo wcale. Od bramy do klatki szło się kilka minut.

      Błyskawicznie założyła przez głowę bluzkę, złapała za buty, sweter, torebkę, płaszcz i szybko wybiegła z mieszkania. Zostawiła wszystkie rzeczy na schodach i drżącą dłonią zamknęła drzwi na klucz. Wbiegła po schodach na piętro wyżej. Zawiązała buty, ubrała się po cichu. Usłyszała piknięcie domofonu, a po chwili zapaliło się światło na klatce. Z napięciem wpatrywała się w drzwi sąsiadek – jeśli któraś akurat otworzy drzwi, będzie zgubiona. Chociaż raz los się dzisiaj do niej uśmiechnął.

      Odczekała, aż matka wejdzie po schodach, otworzy drzwi i zniknie w mieszkaniu. Na palcach zeszła po schodach. Udało się.

      Zanim wyszła, przyjrzała się krytycznie swojemu odbiciu w szybie wejściowych drzwi. Przeczesała palcami włosy. „Niezły początek randki”. Kilka razy uśmiechała się, na próbę, aż w końcu wyszło w miarę naturalnie.

      Oboje byli wycofani, czuli się niezręcznie. Szli blisko siebie, zagłębiając się w starożoliborskie uliczki, kierując się na Kępę Potocką. Poczucie odrealnienia tego zwykłego spaceru z przeżyciami mijającego dnia ogarnęło ich powoli, uderzając do głów.

      Da się być rano prawie zabitym przez tramwaj, zamkniętą w kiblu, niemal wyskoczyć przez okno, zbić szklankę własną nienawiścią, aby wieczorem… swobodnie rozmawiać o filmach, muzyce i miejscach, gdzie już byli oraz tych, które planowali dopiero zwiedzić? Absurdalność tej sytuacji poprawiła im humor i w końcu rozwiązała języki. Głęboko zakorzenione przez Izę opowieści o zaliczaniu kolejnych baz i czym musiała się kończyć randka, aby została uznana za „zaliczoną”, gdzieś się ulotniły. Oboje potrzebowali oderwania się od swoich koszmarów w obecności przyjaznej osoby.

      V

      Wojtek w ostatniej chwili złapał się poręczy. Schodził szybko po schodach, jak zawsze, ale nieoczekiwanie ominął jeden stopień i stracił równowagę, pewnie by się mocno potłukł albo coś złamał, ale tylko przeszorował boleśnie plecami po schodach.

      – Nic ci nie jest? – zaniepokoiła się Klaudia. Pomogła mu wstać.

      – Nie, nic… – skrzywił się z bólu. – Ostatnio ciągle się o coś przewracam albo o coś uderzam, coś na mnie spada i chyba każdy kierowca uparł się, aby mnie przejechać – mruknął. Spojrzał na nią. Uśmiechnął się. – Długo jeszcze będziesz uziemiona?

      – Do końca roku przynajmniej. Moja matka jest beznadziejna.

      – No nie, ja też bym uziemił małoletnią córkę za to, że próbowała „mindolić się” z dwójką pierwszaków.

      Rąbnęła go w ramię.

      – Debil.

      Roześmiał się.

      – Nie śmiej się!

      – No co ty, to prawie jak demoralizacja nieletnich! – Zasłonił się przed kolejnymi ciosami. W końcu złapał ją za nadgarstek, potem drugi.

      – I co teraz?

      – Ej, oszukujesz! Puszczaj!

      Zaśmiał się. Przez chwilę ją tak trzymał, zastanawiając się, co dalej. W końcu ją puścił.

      – Dobrze, że przynajmniej siostra przemyciła ci telefon. Jak mógłbym inaczej podnosić cię na duchu?

      – No, nie spodziewałam się tego po niej. Izka raczej przemyciłaby mi pigułki i prezerwatywy oraz dałaby mi kilka wskazówek na temat tańca na rurze.

      Takiego tekstu się po niej nie spodziewał. Spojrzał trochę mniej pewnie, odchrząknął.

      – Hm, no tak. Romantyczna dusza.

      Sporo czasu spędzali teraz razem. Gdyby Wojtek siedział bardziej w mediach społecznościowych, mógłby ustawić swój status związku na „to skomplikowane”. Nie sposób było przewidzieć, co Klaudia powie lub jak się zachowa za chwilę, a to go dość mocno deprymowało. To, że mógł ją złapać za nadgarstki, aby przestała go okładać, nie oznaczało, że miał kontrolę nad tą relacją. Nie wiedząc, w jaki sposób to pchnąć naprzód, po prostu płynął z nurtem, nie planując nic z większym wyprzedzeniem.

      Klaudia dowiedziała się w końcu, jak Wojtek trafił do „Sieraka” i czemu miał w szkole bardzo wysoką pozycję, chociaż zdecydowanie nie należał do „bananowej młodzieży”. Trafił tu przez rodzinną historię. Jego ojciec był ordynatorem w szpitalu, matka – pielęgniarką. Ojciec wykorzystał swoją pozycję, a kiedy wyszły na jaw koneksje, doprowadził do jej zwolnienia. Przed nim roztaczała się kariera. Przez chwilę był dyrektorem szpitala, potem założył własną klinikę. Tytuł profesorski, rosnące pieniądze, ambicja i bezwzględność ułatwiły mu również zetknięcie się z polityką. Żądny przede wszystkim uznania i poczucia władzy, był nawet o krok od awansu na ministra zdrowia. Wyczuł nadchodzącą zmianę władzy, więc w ostateczności do rządu nie wszedł i zbliżył się do środowiska o bardziej chrześcijańskim światopoglądzie. Do odpowiednio konserwatywnego wizerunku potrzebował rodziny, a najlepiej dorastającego dziecka, z którym mógłby błyszczeć na salonach. Odnalazł zatem porzuconą matkę z czternastoletnim wówczas Wojtkiem. Matka Wojtka była kobietą praktyczną, więc wyczuła szansę, którą miał przed sobą jej syn, a której nie miałby przy jej niewysokiej pensji. Z wielkim oporem, buntując się przeciwko ojcu na każdym niemalże kroku, Wojtek w końcu przystał na wybraną przez niego szkołę średnią. Silny charakter zapewne odziedziczył po nim, więc nie dał się zgnębić i wywalczył sobie w szkole niezależną pozycję. Wychował się w nie najlepszej części dzielnicy, więc słowo „wywalczył” należy rozumieć również bardzo bezpośrednio.

      „Sierak” był szkołą dziwną również pod innym względem. Uczniowie na przerwach tłoczyli się w niektórych miejscach korytarzy, podczas gdy inne omijali. Nikt się raczej nad tym nie zastanawiał, po prostu było tam jakoś niewygodnie, rozmowy się rwały i głos jakby bardziej się niósł. Klaudia nie mogła wytrzymać w tych miejscach dłużej niż kilka minut, bo czuła się źle. Wojtek z kolei lubił te miejsca, bo mógł tam odpocząć od idiotów.

      Jedno z takich opuszczonych miejsc, na pierwszym piętrze, od niepamiętnych czasów było ozdobione wystawą poświęconą Warszawskiej

Скачать книгу