Rozeznanie duchów. Jacek Radzymiński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński страница 13

Автор:
Серия:
Издательство:
Rozeznanie duchów - Jacek Radzymiński

Скачать книгу

* *

      Ciężko jej było wytrzymać na korepetycjach u Klaudii. Klaudia żyła pełnią życia, po raz pierwszy od śmierci Damiana wyglądała na szczęśliwą. Było to nienaturalne. To miało się wydarzyć po przełamaniu „fali”, kolejnej powiązanej śmierci. Z drugiej strony przecież oni nie odpuścili. Kiedy wchodziła do pokoju, gdzie siedziała Klaudia, było od nich tak tłoczno, tak mocno wyczuwała ich głód i nienawiść, że niemal nie mogła zebrać myśli. Rozumiała, że niepowodzenie związane z tramwajem bardzo ich zdenerwowało. Czy przez to, że Klaudia była na tyle niestabilna emocjonalnie, że nie mogli liczyć na pewną powtarzalność, schematyczność, którą sami, jak już zrozumiała, się kierowali?

      Rok skończył się hucznym Sylwestrem, zbliżała się studniówka, na którą Wojtek zaprosił w końcu Klaudię. Iza, która po przemyceniu telefonu okazywała siostrze sporo autentycznego wsparcia, wciągnęła ją w szał przygotowań. We trzy ganiały po sklepach i galeriach, przeszukiwały internet w poszukiwaniu inspiracji na biżuterię i makijaż. Ale chociaż niektóre pomysły były nierealne, cudaczne i kończyły się na przykład oberwaniem przez Izę w głowę rzuconym pluszakiem przez zaczerwienioną po uszy Klaudię, to przecież bawiły się świetnie. Nawet budżet na przygotowania można było nieco poszerzyć, bo nieoczekiwanie w sprawę zaangażował się mocno Karol, który z własnej inicjatywy zaproponował, że będzie je woził po galeriach. Ta studniówka stanowiła pierwszy jasny punkt w ich życiu od śmierci Damiana. Napór ciągłych uwag „głupiej pindy”, promotorki Izy, zelżał i wydało się absolutnie pewne, że Iza obroni się w zimowej sesji. Sesja ta kończyła się na trzy dni przed rocznicą śmierci Damiana.

      Miała zatem świadomość, że tak miało wyglądać ich życie po przejściu „fali”. Kiedy czający się odpuszczą nawiedzanie ich życia na dobre, a nie tylko na moment, jak niewątpliwie było w tej chwili. Ta myśl zatruwała jej szczęście. Przyczyną radości była przecież Klaudia, a kto wie, może pochowają ją w tej samej sukience?

      Dysponowała wiedzą, która mogła wszystko zniszczyć. Natarczywe spojrzenia i ciągłe obserwowanie przez nich jasno wskazywały, że i oni zdają sobie z tego sprawę. Blizny, które odkryła na barku Klaudii w przebieralni upewniły ją, że dziewczyna musiała mieć pewną świadomość tego, co się działo. Bez trudu mogłaby jej wszystko wyjaśnić, uświadomić. Mogłaby podzielić się tym choćby teraz, gdy we czwórkę, z Karolem jako kierowcą, wracali z nadarzyńskiego Maximusa. Uwierzyliby jej na pewno.

      Ale co tak naprawdę by to zmieniło? Nikt by się nie zgłosił na ochotnika, aby się zabić po to, by pozostałym żyło się lepiej. Nawet Karol, z tym jego, pożal się Boże, katolicyzmem. Skazywałaby więc wszystkich na życie w takiej wegetacji, a najgorzej, że ta chwila wytchnienia uświadamiała jej, o jaką stawkę toczy się gra. Bo klątwy nie dało się zdjąć inaczej jak śmiercią. Nie dowiedziała się o żadnym przypadku zatrzymania „fali”, gdy ta już ruszyła. Jedyna możliwość to jej nie rozpoczynać. Damian ich w to wszystko wpakował.

      Siedząc na przednim siedzeniu, rzuciła okiem na Klaudię. Patrzyła prosto przez siebie, ale chyba niewiele widziała z tego, co rzeczywiście tam było. Na jej twarzy błąkał się uśmiech, raz prawie parsknęła śmiechem do własnych myśli. „Też taka byłam?” – próbowała sobie przypomnieć. „Zanim dobę podzieliły leki brane przed i w czasie posiłku?” – westchnęła.

      – „Nic nie może przecież wiecznie trwać” – prawie zaśpiewała, niespodziewanie dla samej siebie, mówiąc to na głos.

      Siedząca za nią Iza podniosła twarz znad telefonu.

      – O, widzę, że pani optymistka wróciła do normy. Ja pierdzielę, wracamy znowu do mroku i beznadziei? Słowo daję, przez ostatnie dni uśmiechałaś się tak często, że czasami cię nie poznawałam.

      – Dzięki – odparła sucho.

      – No, ja też myślałem, że już dawno jej te mięśnie na twarzy zanikły. – Karol roześmiał się.

      – Super. Naprawdę nie macie innego tematu do rozmów? – poskarżyła się.

      – Możemy mieć – przyznał Karol. – Na przykład nie wiem, kim jest ta roześmiana dziewczyna siedząca za mną. Tak parska śmiechem, że zaraz mnie opluje. Trochę przypomina Klaudię, ale ona potrafiła tylko smutno spoglądać i pociągać nosem. Kim jesteś i co zrobiłaś z Klaudią?

      – Dałam jej wolne – odparowała zuchwale licealistka.

      – Ciesz się, póki możesz – westchnęła dziewczyna Karola. – Pewnie długo to nie potrwa…

      Ujrzała przed sobą rząd koszmarnych twarzy, wykrzywiających się w nienawiści. Krzyknęła. Przed maską pojawił się szybko poruszający kształt. Karol dał po hamulcach. Z przeraźliwym piskiem samochód stanął, unikając zderzenia. Po chwili rozległ się huk z tyłu.

      Polecieli do przodu, otworzyła się poduszka powietrzna na siedzeniu pasażera, ale Karol uderzył bardzo boleśnie o kierownicę. Zamroczony bólem, mętnie wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. W końcu, obolały, odwrócił się i spojrzał na siedzenia za sobą. Z tylnej szyby nic nie zostało, drobinki szkła zasypały siedzące tam Klaudię i Izę. Uderzył w nich jadący za nimi samochód.

      – Nikomu nic się nie stało?

      – Chyba nie – odparła zbolałym tonem Klaudia. Otworzyła drzwi, aby wysiąść, ale w tej chwili z dużą prędkością przejechał samochód, trąbiąc przeraźliwie. Zbladła.

      – Wyjdź drugą stroną – poradził jej Karol. Iza, rozcierając sobie głowę, już wyszła, opierając się o bok samochodu. Pomógł swojej dziewczynie wydostać się spod poduszki.

      Z samochodu, który w nich uderzył, wyszedł przestraszony kierowca.

      – Co to, kurwa, było? – chciał wiedzieć.

      – Sarna wyskoczyła… Albo jeleń… Cholera, ale pan rąbnął – mruknął, patrząc na skasowany tył swojego samochodu. – Trzeba zadzwonić po policję.

      Zszokowany facet wyciągnął komórkę. Karol wrócił do samochodu, przygotowując dokumenty. Nagle wyskoczył z niego i zawołał:

      – Sukienkę wsadziliśmy do bagażnika? – zaniepokoił się. Z bagażnika niewiele zostało.

      – Nie, miałam ją na siedzeniu – odparła nadal przestraszona Klaudia. Mimo wszystko uśmiechnęła się. – Ojej, Karol! Twój samochód pójdzie na złom, a ty myślisz o mojej sukience?

      – I tak nigdy go nie lubiłem – mruknął. – Wiecie co? Może spróbujemy sobie jakiś transport ogarnąć? Pomoc drogowa to nie taryfa, a mnie też przydałaby się pomoc przy policji… Nigdy nie byłem dobry w wykłócaniu się.

      Wrócił do samochodu i wykonał telefon.

      – Klimek przyjedzie – oznajmił.

      Iza zadzwoniła do matki, Klaudia do Wojtka, informując o całym zajściu. Ona z kolei chodziła nerwowo po poboczu, zastanawiając się, co dalej. Puściły im nerwy. To chyba było ostrzeżenie dla niej, żeby siedziała cicho. Że są gotowi na wszystko…

      W końcu

Скачать книгу