Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 22

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

jednak, lądując na miękkim, grubym dywanie.

      Edyta wstała i poszła do pokoju, w którym przed laty urządziła sobie niewielki, przytulny gabinecik. Nie był tak okazały i ociekający przepychem jak gabinet jej męża, ale dla jej potrzeb w zupełności wystarczał.

      Usiadła za biurkiem i wpatrując się w ścianę, starała się wymyślić co robić. Kiedy zobaczyła w gazecie tę twarz, próbowała wybić sobie z głowy myśl, która pojawiała się jako pierwsza. Wmawiała sobie, że to, o czym pomyślała, jest po prostu niemożliwe. Dzwoniąc do Cezarego, miała nadzieję, że rozwieją się jej wątpliwości, że pierwsze jego słowo spowoduje, że zacznie karcić się w myślach za zbyt wybujałą fantazję. Jednak już drugie wypowiedziane przez niego zdanie utwierdziło ją w przekonaniu, że ta pierwsza myśl, ta którą chciała uważać za szaloną czy głupią, okazała się jak najbardziej słuszna.

      Otworzyła ponownie gazetę z zamiarem przeczytania artykułu znajdującego się obok fotografii. Jak się okazało, policja prosiła o pomoc w ustaleniu prawdziwej tożsamości zastrzelonego mężczyzny. Zdołali się już dowiedzieć, gdzie mieszkał i jak zarabiał na życie, ale dokumenty, którymi się posługiwał, okazały się fałszywe. Po sprawdzeniu w bazach okazało się, że człowiek, którego ciało znaleziono na chodniku, zwyczajnie nie istnieje.

      W artykule nie było ani słowa na temat Lidii. Najwyraźniej policja miała większe wpływy, niż można się było spodziewać.

      ROZDZIAŁ 19

      Lidia usłyszała dźwięk klaksonu dobiegający spod antykwariatu. Wyjrzała przez oszklone drzwi, wiedząc, czyj samochód zobaczy przy chodniku. Nie pomyliła się. Spojrzała na zegarek. Iga zjawiła się pięć minut przed czasem, ale ona już od paru chwil czekała na nią gotowa do wyjścia.

      – Do jutra – pożegnała się z Kamilem i wyszła, zapinając suwak kurtki. (Nie tej, którą miała na sobie wczoraj. Tamta wylądowała w zsypie na śmieci apartamentowca, w którym mieszkała).

      – Gotowa na przygodę? – Iga powoli włączyła się do ruchu.

      – Sama nie wiem. Może to głupie?

      – Niby dlaczego?

      – Nie masz wrażenia, że pakujemy się w kłopoty?

      – Temu nie zaprzeczę.

      – I mimo wszystko chcesz się w to mieszać?

      – Oczywiście.

      – Ja chociaż mam powód, aby próbować się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego akurat mną tak bardzo się interesował. Ale ty?

      – Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Iga, podjeżdżając pod bramę, za którą mieścił się ogromy plac skrupulatnie zapełniony złomem, ignorując pytanie przyjaciółki.

      Wysiadły z samochodu, jednak nie od razu poszły dalej. Stały, przyglądając się składowi.

      – Nie sądziłam, że w podobnym miejscu może panować taki porządek – zauważyła Lidia.

      – Nie zaprzeczę, że też jestem zaskoczona wyglądem tego miejsca.

      – Słuchaj, zdradzisz mi może tajemnicę, w jaki sposób chcesz zdobyć informację, po którą tu przyjechałyśmy? – zapytała Lidia, nie odrywając oczu od piętrzących się samochodów albo raczej czegoś, co niegdyś było samochodami, nie mogąc wyjść z podziwu dla ładu panującego w tym miejscu.

      – Myślałam, że ty coś wymyśliłaś.

      – Skądże. Sądziłam, że może ty… – Lidia w końcu zdołała przestać patrzeć na sterty złomu, za to obdarzyła przyjaciółkę spojrzeniem pełnym paniki.

      – Spokojnie. – Iga uśmiechnęła się. Wyglądała na zadowoloną z siebie.

      – To może zdradzisz mi sekret?

      – Powiem, że jestem dziennikarką i że zbieram materiały do artykułu o zabitym. Proste, prawda? I nawet nie skłamię.

      – A jeśli to zawiedzie?

      – Wtedy ty będziesz zmuszona uruchomić kreatywne myślenie, bo ja żadnego innego pomysłu nie mam.

      – Czy panie się zgubiły? – zapytał stojący w pobliżu bramy mężczyzna.

      Nie zauważyły go wcześniej, choć przyglądał się im już od jakiegoś czasu.

      – Dzień dobry – przywitała się Iga, zachowując zimną krew, chociaż facet bardzo ją wystraszył. Nie wiedzieć czemu, poczuła się, jakby ktoś przyłapał ją na robieniu czegoś niedozwolonego.

      – Dzień dobry – odpowiedział mężczyzna.

      – Jestem dziennikarką i zbieram materiały do artykułu. – Celowo się nie przedstawiła. Zamierzała za wszelką cenę prowadzić rozmowę tak, aby uniknąć podania swoich danych, a ponad wszystko nie wymienić tytułu czasopisma, do którego pisze. Odpowiedzi na pytania dotyczące tych kwestii nie mogłyby zawierać prawdziwych informacji, a ona naprawdę nie lubiła kłamać, a przede wszystkim nie potrafiła tego robić.

      – A odkąd prasa zajmuje się złomowiskami?

      – Nie o to chodzi. – Iga podeszła bliżej mężczyzny, dając znak Lidii, żeby zrobiła to samo.

      – Więc o co? – Mężczyzna wyglądał na zbitego z tropu.

      – O kogoś, z kim być może się pan kolegował, a kto stracił wczoraj życie.

      – Ach! Chodzi o Wojtka.

      – Dokładnie. – Iga pomyślała, że zachowanie tego człowieka sugeruje, że chętnie z nimi porozmawia. Miała nadzieję, że się nie pomyliła.

      – Może się panie napiją czegoś ciepłego? Zimno dzisiaj i chyba zaraz zacznie padać. – Mężczyzna spojrzał wymownie na spowite ciężkimi chmurami niebo.

      – Bardzo chętnie. – Iga pchnęła przodem Lidię, która sprawiała wrażenie, że nie zamierza się ruszać z miejsca, choćby jechał na nią czołg.

      – Co panie chcą wiedzieć? – zapytał mężczyzna, który okazał się właścicielem całego interesu, a co za tym idzie także szefem Wojtka.

      – Wszystko – przyznała zgodnie z prawdą Iga.

      – Niewiele wiem. – Kubki z gorącą kawą stanęły przed Lidią i Igą.

      – Zadowolona? – Iga nie mogła przestać się uśmiechać.

      Już dawno nie bawiła się tak dobrze, jak tego dnia. Szef Wojtka okazał się niezwykle rozmowny. I choć uprzedził, zgodnie z prawdą, że niewiele wie na temat swojego pracownika, to nie zataił niczego, co było mu wiadome. Przynajmniej takie wrażenie odniosły.

      – Jeszcze

Скачать книгу