Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 19

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

właśnie… – chciała coś jeszcze powiedzieć Lidia, ale Iga nie dała jej szansy.

      – Daj już spokój. Powiedz lepiej, co cię tak wystraszyło. – Iga sądziła, że z dużym prawdopodobieństwem nie był to ten sam koszmar, co zwykle. Przypuszczała, że był związany z wydarzeniami, które rozegrały się poprzedniego dnia, a w których uczestniczyła Lidia. Nie co dzień ktoś umiera na twoich rękach i to w dodatku w wyniku postrzału.

      – To, co zwykle. – Lidia wzruszyła obojętnie ramionami.

      – Twój koszar? – upewniła się Iga, wypowiadając to zdanie ze szczególnym naciskiem na słowo „twój”.

      – Ja akurat nie jestem tym zdziwiona.

      Iga przemilczała to, nie mając pojęcia, co powinna powiedzieć. O czym by teraz nie pomyślała, wydawało się jej zwyczajnie głupie bądź nie na miejscu.

      – Po prostu myślałam, że przeżywasz to, czego byłaś świadkiem. A twierdzisz, że śniło ci się to, co zwykle – odezwała się Iga, chcąc podtrzymać rozmowę. Już parę minut temu dla obu kobiet stało się jasne, że nie zmrużą oka, choć do rana pozostało jeszcze sporo czasu. Lepiej będzie, jak znajdą sobie jakiś dobry temat do rozmów.

      – Właśnie w tym rzecz, że… – nie dokończyła Lidia, wpatrując się w kąt pokoju.

      – Że? – W Idze rozbudziła się ciekawość.

      – Nie był taki, jak zwykle.

      – A więc jednak.

      – To nie tak, jak sądzisz. Sen był ten sam. Wszystko działo się, jak zawsze. Tylko, że tym razem pojawiło się coś… Sama nie wiem. Zawsze byli ci ludzi, kobieta klęcząca przede mną, usiłująca się pożegnać, samochód, do którego mnie zaprowadzono i wsadzono do środka, ciemna noc i drzewa, no i oczywiście strach, który się w końcu pojawiał. Ale tym razem pojawiało się coś jeszcze. Nazwałabym to świadomością… – Lidia pokręciła głową, jakby zaprzeczając swoim myślom i ponownie zamilkła.

      – Ale czego?

      – To bez sensu.

      – Ale powiedz chociaż, co rozumiesz przez pojawienie się świadomości. Nie mam pojęcia, co chcesz przez to powiedzieć.

      – Już mówiłam. To bez sensu. – W głosie Lidii wyraźnie można było wyczuć zdenerwowanie.

      – A nie mogę tego ocenić sama?

      – Tak bardzo ci zależy?

      – Bardzo.

      – Wcześniej, śniąc ten sen, nie miałam pojęcia, kim są ludzie, którzy się w nim pojawiają. Jestem też pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam ich twarzy.

      – Poznałaś kogoś?

      – Nie w tym rzecz. Dziś pojawiało się przeświadczenie, że kobieta, z którą się żegnam, jest moją matką. To było tak oczywiste i niezaprzeczalne… Po prostu czułam to każdą częścią swojego ciała. Nie istniała inna ewentualność. Ta kobieta była moją matką – powtórzyła z naciskiem Lidia. – Po raz pierwszy, odkąd nęka mnie ten przeklęty sen, miałam świadomość, z kim naprawdę się żegnam. To było okropne przeżycie.

      – A czy ta kobieta nie przypomina ci twojej matki?

      – Ani odrobinę. To ktoś zupełnie inny.

      – Mówisz, że w tym śnie jesteś mała, więc matka jest na pewno odpowiednio młodsza.

      – Widziałam wiele fotografii mojej mamy z okresu, kiedy byłam mała i zapewniam cię, że nie jestem w stanie doszukać się nawet najmniejszego podobieństwa między nią a kobietą z mojego koszmaru.

      – Wiesz, co myślę? Powinnaś zadzwonić do Kuraka i umówić się na wcześniejszą wizytę. Najlepiej, gdybyś spotkała się z nim jeszcze dziś. Albo ja to zrobię. Zadzwonię do niego. Mnie nie odmówi.

      – Daj spokój. – Lidia zaczynała się zastanawiać, skąd u jej przyjaciółki tyle energii i chęci do działania. Ona sama czuła się zupełnie wykończona.

      – Tak zrobię.

      – Ale z jakiego powodu?

      – Pojawił się nowy element. Może nie potrafimy w pełni docenić jego znaczenia? Lepiej, żeby usłyszał o wszystkim, co mi opowiedziałaś. Chcesz kawy? Już prawie piąta. Myślę, że pora jest jak najbardziej odpowiednia.

      Iga poszła do kuchni, nie czekając na odpowiedź, zostawiając Lidię na kanapie sam na sam ze swoimi myślami. Te nie były jednak zaprzątnięte teraz wspomnieniami złego snu, ale Igą. Lidia z niedowierzaniem stwierdziła, że w jej zachowaniu nie ma śladu niewyspania ani przemęczenia. W jej głowie pojawiła się myśl, że być może Iga nie śpi, bo po prostu leży to w jej naturze.

      Do tej pory nigdy nie miały okazji poznać się tak dobrze. Spędzały długie nocne godziny przed monitorami swoich komputerów, za pomocą których się ze sobą komunikowały, ale to nie pozwoliło im na poznanie tego, jak zachowują się w realnym życiu. Z każdą chwilą spędzaną razem okazywało się, jak niewiele o sobie wiedzą.

      – Przyjdziesz do kuchni, czy mam przynieść kawę do pokoju?! – z kuchni dobiegł wesoły głos, utwierdzający Lidię w przekonaniu, że nie ma pojęcia, jaka naprawdę jest Iga.

      – Już idę! – Lidia zdobyła się na to, żeby jej odpowiedź zabrzmiała choć w połowie tak entuzjastycznie jak pytanie Igi.

      ROZDZIAŁ 17

      Lidia pojechała taksówką do swojego mieszkania z zamiarem przebrania się. Ubrania, w których wczoraj wyszła z domu, wyrzuciła. Miały na sobie plamy krwi tego biednego człowieka i Lidia nie miała najmniejszej ochoty ich zatrzymywać. Pozbyła się dosłownie wszystkiego, zarówno kurtki, która ucierpiała najbardziej, jak i bielizny, która nie nosiła najmniejszych śladów tego, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Tylko buty miała nadal te same, ale tylko dlatego, że między stopami jej a stopami Igi były aż dwa numery różnicy, przy czym to Igi stopy były mniejsze, więc nawet gdyby Lidia bardzo się starała, nie wcisnęłaby swoich nóg do jej butów.

      Zdjęła z siebie ubrania Igi, również za małe, ale na szczęście nadające się do użycia przez nią i weszła pod prysznic. Ubrania odda, ale najpierw je odświeży.

      Kiedy skończyła kąpiel, dochodziła ósma. Uznała, że to odpowiednia pora, aby zadzwonić do Kamila. Chciała, aby wiedział, że dzisiaj nie będzie w antykwariacie sam. Lidia zamierzała zjawić się w pracy jak zwykle. Kamil odebrał po drugim sygnale. Ucieszył się na wieść, że Lidia zdołała tak szybko dojść do siebie, po tym, co ją spotkało.

      Zamykając drzwi na klucz, zastanowiła się, czy tym razem wyjątkowo nie pojechać do pracy samochodem. Do tej pory zawsze chodziła tam pieszo, ale dziś przyszło jej do głowy, że kiedy ponownie się na to zdecyduje, znowu spotka ją coś złego. Schodząc ze schodów, próbowała podjąć

Скачать книгу