Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 14

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

się. Rozmawiałem z szefem zastrzelonego. Niewiele o nim wiedział. Zapewnił jednak, że był solidnym pracownikiem. Wyczuwał, że facet nie lubi mówić na swój temat i postanowił go o nic nie wypytywać.

      – Ale jakoś musiał do niego trafić – zauważył Igor.

      – Właściciel firmy dał ogłoszenie do gazety, że poszukuje pracownika. No i zjawił się ten człowiek. Nie zadzwonił wcześniej, ale po prostu przyszedł i już został. Powtarzam dokładnie za byłym szefem naszego zagadkowego człowieka. W dodatku okazało się, że mieszkał w naszym mieście stosunkowo niedawno. Wychodzi na to, że tak długo, jak długo pracował jako stróż, czyli niespełna rok.

      – Sprawdzałem kartoteki. Nigdy nie był karany. Nie dostał nawet mandatu.

      – Wiem. – Przemek napił się piwa i odstawił butelkę. – Też sprawdzałem. – Otarł usta wierzchem dłoni. – Nie chcę, żeby to zabrzmiało dziwnie, ale wygląda to tak, jakby ten człowiek nie istniał, zanim wprowadził się do naszego miasta.

      – Chyba że mieszkał tu znacznie dłużej, niż nam się wydaje.

      – To możliwe, ale musiałby gdzieś wcześniej pracować. Jego nazwisko nie figuruje na żadnej z list organizacji pomagającej potrzebującym, więc utrzymywał się sam.

      – Sam wiesz, jak to jest. Mógł zarabiać, nie będąc nigdzie zatrudnionym na stałe. Mógł kosić ludziom trawniki, odśnieżać podjazdy do garażu, naprawiać zepsute pralki.

      – Wziąłem to pod uwagę i zamierzam zamieścić jego fotografię w jutrzejszej rubryce policyjnej naszej miejscowej gazety. Może rozpozna go ktoś, u kogo pracował albo od kogo wynajmował mieszkanie.

      – To dobry pomysł. Jest coś jeszcze, prawda?

      – Tak. Sposób, w jaki zginął, przypomina mafijne porachunki.

      – Daj spokój. Ten człowiek nie wyglądał na kogoś, kto zadawałby się z ludźmi tego pokroju. Zresztą obaj wiemy, że jest czysty. Wszystko wskazuje na to, że nie miał żadnych konfliktów z prawem. Nawet jego odciski palców nie figurują w naszej bazie.

      – Sam widzisz.

      – Co sam widzę? – Igor poczuł, że nie nadąża.

      – Jakby gość nie istniał.

      – Tylko mi nie mów, że ktoś wyczyścił jego kartoteki. – Igor czujnie spojrzał na swojego przyjaciela. Wolał, aby tak nie było. Wystarczyło, że on miał swoje ,,hobby”. Lepiej, aby nie okazało się, że i jego partner znalazł sobie podobne.

      – Słuchaj, rozumiem, że ktoś może przez całe życie nie mieć żadnych konfliktów z prawem, że nie zapłacił nawet mandatu, ale żeby o człowieku zupełnie nic nie można było się dowiedzieć. Przecież nie jestem w stanie stwierdzić nawet tego, skąd pochodził, gdzie się urodził? Jakby zaczął żyć przed chwilą. – Przemek wypił naraz resztę piwa i dał znać barmanowi, że prosi o kolejne.

      – Obiecuję, że się nad tym zastanowię.

      – Przyrzeknij. – Przemek spojrzał na przyjaciela poważnie.

      – Zrobię wszystko, aby ci pomóc rozwiać twoje wątpliwości. Chcę cię jednak o coś poprosić.

      – Wiem.

      – Chodzi o tę sprawę.

      – O twoje hobby – dodał, uśmiechając się.

      – Daj spokój z ironią i daj mi też szansę powiedzieć ci kilka słów na jej temat. – Igor nigdy nie miał okazji wytłumaczyć, dlaczego sprawa sprzed kilkudziesięciu lat tak bardzo go pochłonęła.

      Przemek, choć uważał się za najlepszego i jedynego prawdziwego przyjaciela Igora, nigdy nie rozmawiał z nim na ten temat. W tej kwestii podzielał zdanie innych, twierdzących, że każdy, kto sięga po rozsypujące się ze starości i śmierdzące stęchlizną akta, jest szaleńcem cierpiącym na nadmiar wolnego czasu lub osobą, która go zwyczajne nie szanuje. Kiedy kumple z pracy zorientowali się, że Igor zaczyna interesować się tą przedziwną sprawą, bezzwłocznie zaczęli traktować go jak stukniętego. Przemek również nie potrafił myśleć o nim w inny sposób, choć nie dawał mu tego tak jasno do zrozumienia jak inni, z którymi pracowali. Nieraz odczuwał żal, że Igor z dnia na dzień zyskał miano szaleńca. Zastanawiał się, jak to możliwe, że przepełnione politowaniem spojrzenia rzucane w stronę Igora czy też kpiące uśmieszki, pojawiające się na jego widok u kolegów z pracy, nie spowodowały, że sobie odpuścił.

      – Dobrze – westchnął Przemek, jakby czekało go wypełnienie przykrego obowiązku, od którego nie ma szansy się wykręcić. – Skoro już łaskawie zgodziłeś się poświęcić mi tego wieczora swój cenny czas i porozmawiać ze mną na temat dzisiejszego zabójstwa, nie mogę ci odmówić rozmowy na temat twojego kłopotu.

      – To nie jest jedynie mój kłopot – zdenerwował się Igor.

      – Słuchaj. Żeby była jasność. Jeśli chcesz pogadać o tej sprawie, to musisz nad sobą zapanować. Nie chce mi się wysłuchiwać morałów, ani tym bardziej pokłócić się z tobą.

      Igor rozejrzał się, po czym zaproponował:

      – Usiądźmy przy stoliku. Tu jest za dużo ludzi.

      Godzina robiła się coraz późniejsza i w lokalu przybywało gości. Z niewyjaśnionych powodów większość tłoczyła się przy barze i jedynym stole bilardowym. O dziwo trzy stoliki nadal stały puste. Jeden z nich przypadł Igorowi szczególnie do gustu. Znajdował się na widoku, ale w miejscu, gdzie nikt nie powinien mieć możliwości podsłuchania tego, o czym zamierzał mówić.

      – Niezły pomysł. – Przemek pomyślał, że chętnie zamieni barowy stołek na wygodniejsze krzesło.

      Kupili u barmana po piwie i zwolnili miejsca, które natychmiast zostały zajęte.

      – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego każdego, kto próbuje wyjaśnić tę przeklętą sprawę, uważa się za wariata – zaczął Igor, kiedy już usiedli.

      – Nie wierzę, że tak cię to dziwi. – Przemek pociągnął łyk piwa z butelki.

      – A nie sądzisz, że większym powodem do zdziwienia jest to, że ludzie, którzy poszukiwanie wyjaśnień podobnych spraw powinni mieć we krwi, śmieją się z tego, któremu na tym zależy?

      – Ci ludzie, o których wspominasz, to oczywiście chłopaki od nas? – upewnił się Przemek.

      – A kogo innego mógłbym mieć na myśli?

      – Nie uważasz, że i bez tego mają masę roboty?

      – Tak jak i ja – zauważył Igor.

      – Może różnica tkwi w tym, że po robocie wolą wrócić do domu.

      Powiedz mi, ale tak szczerze, nigdy nie korciło cię, żeby sięgnąć po akta tej

Скачать книгу