Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 11

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

ta pani dostanie teraz od pana wizytówkę, żeby wiedziała, pod jaki numer powinna dzwonić, jeśli przypomni sobie coś istotnego.

      – Naturalnie. – Policjant sięgnął po karteczkę i napisał na niej swój numer. – Proszę do mnie dzwonić w każdej chwili – powiedział, podając Lidii kartkę.

      Lidia ubierała się, idąc korytarzem prowadzącym do wyjścia. Nie miała ochoty zostawać tu ani chwili dłużej, niż to było konieczne. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej miała okazję odwiedzić posterunek policji, a dzisiejsze doświadczenie utwierdziło ją w przekonaniu, że nie ominęło ją nic ciekawego. Droga dzieląca je od wyjścia nie należała do najdłuższych, więc kiedy znalazły się na zewnątrz, Lidia była bardziej rozebrana niż ubrana.

      – Gdzie zaparkowałaś? – Lidia miała nadzieję, że samochód Igi nie stoi zbyt daleko. Nie chciało się jej owijać szalikiem, a nawet zapinać suwaka kurtki.

      – Spójrz, tam. – Iga wskazała palcem w stronę parkingu przeznaczonego dla samochodów służbowych policji.

      Lidia od razu się domyśliła, które auto należy do jej przyjaciółki. I chyba każdy zrobiłby to natychmiast. Trudno było nie zauważyć pomarańczowego samochodu wśród błękitno-białych radiowozów.

      – Dostaniesz mandat – stwierdziła Lidia.

      – Trudno.

      Na szczęście dla Lidii bardzo szybko znalazły się w samochodzie, którego wnętrze było już przyjemnie nagrzane.

      – Dziękuję, że po mnie przyjechałaś i zgodziłaś się odwieźć mnie do domu. – Lidia zapięła pas bezpieczeństwa.

      – Po pierwsze, nie ma za co. Po drugie, nikt nie powiedział, że odwiozę cię do domu.

      – A dokąd? – zapytała obojętnie. Była tak wyczerpana, że nawet nie potrafiła się zdobyć na udawanie ciekawości. Jej apatyczny nastrój zdawał się pogłębiać. Teraz, kiedy już nie musiała się silić, aby odpowiadać na nie do końca wygodne pytania, nawet nie starała się przed nią bronić.

      – Chyba nie sądzisz, że zostawię cię samą? – Iga wyglądała na szczerze zdumioną tym, że jej przyjaciółka w ogóle dopuściła do siebie podobną myśl.

      – Jedziesz ze mną?

      – To raczej ty jedziesz ze mną. – Iga włączyła się do ruchu i pojechała w kierunku przeciwnym do miejsca zamieszkania Lidii.

      – Jak to?

      – Zabieram cię do siebie.

      Zanim pokonały niewielki dystans, który dzielił je od mieszkania Igi, Lidia zdążyła się zdrzemnąć. Nie pamiętała, kiedy przytrafiło się jej to po raz ostatni. Nigdy nie miała w zwyczaju sypiać za dnia, a odkąd zaczęła mieć problemy z bezsennością, nawet kiedy próbowała w ten sposób zrekompensować sobie zarwaną noc i tak nigdy nic z tego nie wychodziło.

      ROZDZIAŁ 11

      Iga siedziała przy kuchennym stole, zajęta pracą nad jednym ze swoich artykułów. Radio wyciszyła niemal całkowicie, nie chcąc, aby przeszkadzało Lidii w odpoczynku. Kiedy przywiozła ją do swojego domu, wymogła na niej połknięcie tabletki nasennej, uważając, że najlepszym sposobem na cząstkowe chociaż ochłonięcie po tym, co przeżyła, będzie właśnie sen.

      Położyła Lidię w swoim łóżku i opuściła rolety. Okryła ją kocem i wyszła, życząc miłych snów. Siadając przed laptopem, zastanawiała się, na ile to wszystko się zda. Miała świadomość, że jej przyjaciółka za pół godziny albo w najlepszym wypadku za godzinę stanie w progu kuchni i zrezygnowanym głosem oznajmi, że nie ma szans na to, żeby nadal spała. Jej koszmar mógł przecież powrócić w każdej chwili.

      Tak się jednak nie stało. Iga, zajęta pracą, dopiero gdy poczuła zmęczenie, spostrzegła, jak dużo czasu upłynęło, odkąd Lidia się położyła. Spojrzała wówczas na zegarek i z zaskoczeniem stwierdziła, że dochodzi szósta po południu.

      Podeszła pod zamknięte drzwi swojej sypialni i przystawiła do nich ucho. Nie dobiegł do niej najcichszy nawet dźwięk. Zastanowiła się przez chwilę co robić i postanowiła zajrzeć do środka. Wydawało się jej, że spanie przez tak wiele godzin przez osobę cierpiącą na bezsenność powinno zaniepokoić każdego. Uchyliła drzwi i pierwsze, co zauważyła, to starannie zasłane łóżko, oświetlone słabym światłem nocnej lampki. Przyszło jej do głowy, że wcale nie jest tym zaskoczona. Mogła się domyślić, że przedłużająca się cisza w sypialni nie jest wcale oznaką, że Lidia smacznie śpi.

      – Długo już tak siedzisz? – zapytał Iga, otwierając szerzej drzwi.

      Lidia wyraźnie drgnęła.

      – Wystraszyłaś mnie – powiedziała z wyrzutem.

      – Nie chciałam. Co ty w ogóle robisz? – Iga dopiero teraz zauważyła sporą ilość papierów rozłożonych na łóżku.

      – Przeglądam – padła odpowiedź.

      – Tego akurat sama mogę się domyślić. A powiesz mi, co przeglądasz?

      – Jeśli poczęstujesz mnie kawą!

      – Chodźmy. – Iga gestem zaprosiła przyjaciółkę do kuchni.

      – Spałaś choć trochę? – Iga zajęła się przygotowywaniem kawy.

      Nie wiem, co mi dałaś, ale coś mi mówi, że ten środek powaliłby konia z nóg.

      – Nie przesadzaj. Dostałaś naprawdę maleńką dawkę.

      – Postaram się ci uwierzyć.

      – Zdradzisz mi teraz, co czytałaś? – Iga postawiła kubki z kawą na kuchennym stole i usiadła na swoim ulubionym krześle.

      – To, co się dziś stało… – zawahała się Lidia.

      – Naprawdę współczuję ci, że musiałaś doświadczyć czegoś podobnego.

      – Nie o to chodzi.

      – Więc o co? – Iga spojrzała na przyjaciółkę niepewnie. Czyżby coś ukrywała? Coś niewygodnego?

      – Skłamałam.

      – Nic nie rozumiem.

      – I ukradłam plecak.

      Plecak. Kiedy wyszły razem z posterunku, Iga od razu zauważyła, że Lidia oprócz torebki, jak na jej oko cholernie drogiej, niesie plecak. Zwróciła na niego uwagę, bo nie pasował do jej stylu. Przede wszystkim dlatego, że był stary, przybrudzony i w niektórych miejscach wyraźnie poprzecierany.

      – Komu?

      – Temu człowiekowi.

      – Któremu? – Nie wiedzieć skąd, Iga domyśliła się, kogo

Скачать книгу