Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 21

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

i przez to, że się o nią martwiła.

      Lidii przyszło do głowy, że Idze zależy bardziej na rozwiązaniu jej problemu niż jej samej.

      – Masz dużo pracy?

      – A dlaczego pytasz?

      – Co byś powiedziała, gdybyśmy się gdzieś razem wybrały? Powiedzmy o drugiej po południu?

      – Masz ochotę na dobry obiad?

      – Nie. Chcę się dowiedzieć, gdzie mieszkał ten zabity.

      Lidia przypomniała sobie wieczorną rozmowę. Umawiały się, że odwiedzą miejsce, gdzie był zatrudniony ten biedak, aby zdobyć jego adres.

      – Gdzie się spotkamy? – Lidia zaczynała czuć, że chce dowiedzieć się o tym człowieku, ile tylko się da. Jeszcze wczoraj nie miała co do tego przekonania, ale dziś uległo to zmianie. Poczuła zaskoczenie, kiedy to sobie uświadomiła. Od rana nie poświęciła temu problemowi nawet chwili, a teraz zauważyła, że nie potrafi myśleć o niczym innym.

      – Przyjadę po ciebie. Będziemy musiały pojechać za miasto. Ale tego mogłyśmy się domyślić. Składy złomu raczej nieczęsto znajdują się w centrach miast.

      Już wczoraj wiedziały, gdzie Wojtek znalazł zatrudnienie. To akurat nie wymagało dużego sprytu. Wszystkie dane widniały na jego umowie o pracę.

      – Będę czekać.

      – Do zobaczenia.

      – Do zobaczenia – pożegnała się Lidia i usłyszała, że połączenie zostało przerwane. Schowała telefon do kieszeni.

      – Nie będziesz miał mi za złe, że dziś znowu zostawię cię samego? – Lidia podeszła do pięknego antycznego biurka, pełniącego rolę lady, za którym siedział Kamil.

      – Jak widzisz, nie narzekam na nadmiar zajęć – odpowiadając, uniósł wzrok znad czytanej właśnie książki.

      – Chciałabym pójść z Igą na obiad – powiedziała, czując, że chce podać jakiś powód swojego przedwczesnego wyjścia, nawet gdyby miał zostać zmyślony.

      – Nie przejmuj się. Dam sobie radę.

      To akurat Lidia wiedziała. Lepszego pracownika chyba nigdy by nie znalazła. Kamila zatrudniła niemal od razu po tym, jak stała się właścicielką antykwariatu i od pierwszych dni jego pracy wiedziała, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Znał się na literaturze i wartości książek. Potrafił rozpoznać białego kruka. Nadal się kształcił, ale, co najważniejsze, zawsze można było na nim polegać.

      Lidia wiedziała, że Kamil poradzi sobie w antykwariacie bez problemu. Ruch był tu zazwyczaj niewielki, żeby nie powiedzieć – znikomy. Prawdziwe pieniądze Lidia zarabiała, handlując naprawdę drogimi książkami – unikatami, za które kolekcjonerzy byli w stanie zapłacić niewyobrażalne pieniądze. Niekiedy zdarzało się, że pośredniczyła w sprzedaży takich egzemplarzy, kontaktując ze sobą sprzedającego i nabywcę, pomagając ustalić cenę, aż w końcu inkasując odpowiednią za to zapłatę. Znała się na tym, czym się zajmowała i wielu chętnie korzystało z jej rad.

      ROZDZIAŁ 18

      Edyta siedziała w salonie swojego ogromnego domu. Po śniadaniu wydała kilka poleceń swojej gosposi, umówiła się telefonicznie z przyjaciółką, po czym usiadła przy kuchennym stole z filiżanką kawy, aby przejrzeć dzisiejszą prasę. Robiła tak każdego dnia, a ich gosposia Joanna już dawno przywykła do tego zwyczaju. Na początku odrobinę się denerwowała, myśląc, że kobieta, u której pracuje, siedzi w kuchni tylko po to, żeby patrzeć jej na ręce. Bardzo szybko przestała jednak w to wierzyć. Edyta Chwała nie dość, że absolutnie nie interesowała się tym, co i w jaki sposób robi Joanna, to często wciągała ją w ciekawe rozmowy. Nieraz zdarzyło się, że podobne dyskusje, których temat zazwyczaj narzucała Edyta, przeciągały się tak bardzo, że obiad był gotowy odrobinę później, niż powinien.

      Tak więc Edyta siedziała przy kuchennym stole, przeglądając najświeższe gazety i niespiesznie popijając kawę, myśląc, że czeka ją kolejny miły dzień, kiedy poczuła, że zaczyna jej brakować tchu. Zdawało się jej, że traci kontakt z rzeczywistością i chyba w istocie tak się stało, bo po chwili dotarło do niej, że na stole jest duża brązowa plama. Nie zdając sobie z tego sprawy, musiała przed chwilą rozlać kawę.

      – Coś się stało? – Joanna stanęła za plecami Edyty, zwiedziona odgłosem przewracanej filiżanki.

      – Nic. Potrąciłam filiżankę. To wszystko – odpowiedziała Edyta, czując się tak, jakby była pogrążona w jakimś transie.

      – Zaraz posprzątam. Podać pani koleją kawę?

      – Nie. Dziękuję. – Edyta nie potrafiła oderwać oczu od zdjęcia znajdującego się na pierwszej stronie miejscowej gazety.

      – Dobrze się pani czuje? – Joanna spoglądała na swoją szefową z niepokojem.

      – Oczywiście. Być może zmienia się pogoda. Zadzwoniło mi w uszach. To tylko chwilowa słabość. Wcale się nie zdziwię, jeśli kolejna wypita dziś kawa również przyczyniła się do tej niedyspozycji.

      – Rozumiem. Może jednak pani czegoś potrzebuje?

      – Pójdę do salonu – powiedziała Edyta, nie zważając, że nie jest to odpowiedź na pytanie. Wychodząc, zabrała ze sobą butelkę zimnej wody i gazetę.

      Usiadła na kanapie, wypiła kilka łyków wody, co naprawdę podziałało na nią kojąco. Czując, że zdołała nad sobą zapanować, ponownie otworzyła gazetę na stronie, gdzie znajdywało się zdjęcie, które wywołało u niej tak skrajne emocje.

      Z fotografii spoglądał na nią człowiek, którego kiedyś znała. Gdyby nie podpis pod zdjęciem, że ten człowiek zginął w tragicznych okolicznościach minionego dnia, mogłaby przysiąc, że to ten sam mężczyzna, który był jej niegdyś znany. Problem tkwił w tym, że jej znajomy sprzed lat już dawno nie żył, a to pogarszało sprawę. Jeśli to nie był on, to istniała jedna możliwość, kim mógł być mężczyzna z fotografii.

      – To niemożliwe – wyszeptała i sięgnęła po telefon, po czym wybrała numer Cezarego.

      – Co to ma znaczyć!? – jej głos drżał.

      – Stało się coś? – zaniepokoił się Cezary.

      – Widziałeś dzisiejszą gazetę? – Edyta próbowała opanować ogarniającą ją wściekłość.

      – A! O to ci chodzi – głos Chwały brzmiał nieprawdopodobnie spokojnie.

      – Masz mi coś do powiedzenia na ten temat? – Edyta czuła, jak zaczynają jej płonąć policzki. Jeszcze chwila, a jej ciśnienie osiągnie poziom krytyczny.

      – Niewiele. W zasadzie tylko tyle, abyś się tym nie zajmowała.

      – Obiecałeś – powiedziała przez zaciśnięte

Скачать книгу