Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 25

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Lidia nie chciała przyznać nawet przed sobą, że słowa tego biednego, nieżyjącego już mężczyzny intrygowały ją coraz bardziej. Początkowo bardziej poruszona była nie tym, co ma jej do zakomunikowania, ale przede wszystkim tym, że był obcym człowiekiem, który zaczepił ją na ulicy. Treść jego słów zeszła na dalszy plan. Również później warunki nie sprzyjały głębszemu zastanowieniu. Jednak wystarczyło kilka chwil w samotności i spokoju, aby w Lidii zasiało się ziarnko ciekawości. Mężczyzna miał jakąś tajemnicę, którą zdecydował się powierzyć właśnie jej, czy to nie wystarczający powód, aby chociaż spróbować poznać sekret, którego nie zdążył wyjawić?

      – I nic – stwierdziła Iga, wchodząc do pokoju, w którym Lidia przeszukiwała szafki.

      – U mnie też nic.

      – Facet mieszkał niezwykle skromnie.

      – To prawda. Przeszukanie jego mieszkania zajęło mniej czasu, niż przejrzenie zawartości mojej jednej szafy.

      – I co myślisz? Znikamy stąd?

      – Dajmy sobie jeszcze kilka minut. I tak jesteśmy tu krócej, niż zakładałyśmy. Może jednak coś tu jest. Coś, co powinnam znaleźć.

      – Daję ci nie więcej niż pięć minut. I tak boję się jak cholera i dłuższego stresu zwyczajnie już nie zniosę. Jeśli nie wyjdziesz ze mną, znajdziesz mnie w samochodzie.

      – Nie chciałabyś mi pomóc? Naprawdę brakuje mi już koncepcji, gdzie jeszcze mogłabym zajrzeć.

      – Nie mam pojęcia, co jeszcze powinnam obejrzeć. – Iga usiadła na kanapie stojącej naprzeciw telewizora i westchnęła przeciągle. Ryzyko, które podjęły, wydało się jej kompletnie pozbawione sensu.

      – Improwizuj. Gdybym nie nacisnęła dziś na klamkę, nie miałybyśmy pojęcia, że drzwi są otwarte.

      – To prawda. – Iga, siedząc, przesuwała strumień światła latarki po podłodze. Robiła to mechanicznie, nie myśląc o tej czynności, za to zastanawiając się, gdzie jeszcze mogłaby zajrzeć.

      Światło latarki przesuwało się w tę i z powrotem, aż w pewnym momencie znieruchomiało, po czym, dla odmiany, zaczęło poruszać się nie z lewej do prawej strony, ale w przód i w tył.

      – Lidia! – zawołała Iga stłumionym głosem.

      – Co się stało? – Lidia wróciła z kuchni, w której przetrząsała szafki.

      – Usiądź obok mnie. – Iga przesunęła się w prawo, robiąc na kanapie miejsce dla przyjaciółki.

      – Najpierw mnie ponaglasz, a teraz każesz się rozsiąść? – z niedowierzaniem zapytała Lidia.

      – Siadaj i patrz – nakazała nagląco Iga.

      Lidia wypełniła polecenie.

      – Ale na co…? – nie dokończyła pytania Lidia. Kiedy przyjrzała się dokładnie miejscu oświetlanemu przez Igę, zrozumiała od razu, co chciała jej pokazać.

      – Co o tym sądzisz?

      – Tę komodę często przesuwano.

      Ślady na podłodze były zbyt wyraźne, aby mieć co do tego wątpliwości. W drewnianych deskach wyraźnie zaznaczył się ślad po nóżkach komody, które wyżłobiły w nich rowki i naznaczyły je licznymi zarysowaniami.

      – Wiemy co robić, więc nie zwlekajmy. – Iga wstała z kanapy i chwyciła jeden koniec komody.

      Lidia, nie czekając na zaproszenie, chwyciła drugi jej skraj. Jedno szarpnięcie odsunęło mebel od ściany, pchnięcie odsłoniło około metra podłogi. Kobiety padły na kolana i zaczęły dotykać desek. Dopiero po chwili Iga przypomniała sobie o latarce schowanej w kieszeni kurtki. Nikłe światło ukazało starannie wycięty w podłogowych deskach kwadrat niewielkich rozmiarów.

      Uniosły deski zespolone od spodu w całość i w ten sposób znalazły to, co najprawdopodobniej miały odnaleźć.

      Lidia włożyła rękę pod podłogę i wyjęła spod niej niewielkich rozmiarów pakunek. Rzecz bardzo starannie owinięto w grubą folię.

      – Myślę, że czas na nas. – Iga poderwała się z podłogi, jakby przypomniała sobie właśnie, że zostawiła w domu włączone żelazko.

      – Tak. Czas na nas.

      Wyszły z mieszkania Wojtka, z trudem opanowując chęć wybiegnięcia z niego i trzaśnięcia drzwiami. Również po schodach schodziły powoli, wiedząc, że zbieganie z nich może narobić wiele niepotrzebnego hałasu. Skoro szczęście tak bardzo dopisywało im do tej pory, szkoda byłoby niepotrzebnie kusić los.

      Przyspieszyły dopiero na chodniku, a kiedy w końcu dotarły do samochodu i do niego wsiadły, uzmysłowiły sobie, jak wiele kosztowała je ta wyprawa.

      – Lepiej, żeby nikt się nigdy nie dowiedział, jak spędziłyśmy ten wieczór. – Iga nie dowierzała, że zdobyła się na podobny wyczyn.

      – To byłaby absolutna kompromitacja – przyznała Lidia, myśląc o swojej rodzinie, która była znana i gdyby to, co właśnie zrobiła, wyszło na jaw, gazety brukowe nie przepuściłyby okazji do rozdmuchania tej sprawy tylko po to, żeby móc zwiększyć nakład chociaż kilku kolejnych numerów.

      – Jedziemy do mnie – zdecydowała Iga.

      – Nie mogę kolejnej nocy spędzić w twoim domu – próbowała sprzeciwić się Lidia, choć intuicja podszeptywała jej, że nie ma to najmniejszego sensu.

      ROZDZIAŁ 22

      Przemek, odkąd zjawił się tego dnia w pracy, odnosił wrażenie, że Igor go unika. Odczucie wydawało się o tyle dziwne, że pracowali razem i dzielili biuro, a Igor pozornie nie robił nic, co mogło jednoznacznie sugerować, że nie ma chęci na jego towarzystwo.

      Sprawy służbowe załatwiali jak zwykle i Przemek, choć próbował doszukać się jednoznacznych sygnałów jego niechęci, nie potrafił tego zrobić. Przez kilka godzin nie znalazł okazji, aby go o to zapytać i jednocześnie utwierdzić się w słuszności swoich przeczuć (lub też im zaprzeczyć). Okazja nadarzyła się dopiero pod wieczór, kiedy drzwi ich biura pozostały zamknięte dłużej niż przez pięć minut, co oznaczało, że w końcu najważniejsze sprawy zostały załatwione, a oni od tej pory będą mieli odrobinę czasu tylko dla siebie.

      – Czy wczoraj powiedziałem coś, co cię obraziło? – zapytał Przemek, siedząc przy swoim biurku i niechętnie zerkając na stos papierów, który się przed nim piętrzył.

      – Nic podobnego. – Przed Igorem także rosła sterta dokumentów do uporządkowania.

      – Odnoszę jednak wrażenie, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać.

      – Nic podobnego – zaprzeczył Igor, robiąc to tak szczerze, że Przemek uwierzył mu

Скачать книгу