Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 24

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

że ty się wahasz?

      – Nic podobnego.

      W niespełna kwadrans udało się im dojechać na miejsce. Iga pomyślała, że myliła się do tej pory, sądząc, że trudno o gorsze miejsce do zamieszkania niż ulica, przy której znajdowało się jej mieszkanie. Oglądając mijaną właśnie okolicę, doszła do wniosku, że naprawdę była bardzo daleka od prawdy.

      – Jak myślisz, zaparkować pod samym budynkiem, czy, żeby nie rzucać się w oczy, trochę dalej? – poradziła się Iga.

      – To zależy.

      – Od czego?

      – Od tego, czy potrafisz szybko biegać. Jeśli tak, możemy zaparkować odrobinę dalej i w razie kłopotów szybko dobiec do samochodu.

      – Nie pomagasz mi.

      – Bo sama nie wiem, co ci odpowiedzieć. A ty, co chciałaś zrobić, zanim zapytałaś mnie o zdanie?

      – Chciałam stanąć w pobliżu, aby móc w razie czego szybko wsiąść do auta i zniknąć.

      – Więc tak zrobimy. Podobno pierwsze pomysły są najlepsze – zdecydowała Lidia.

      Wysiadły z samochodu, nie mając na to najmniejszej ochoty. Bez pośpiechu podeszły do interesującego je budynku. Miały nadzieję, że to ten właściwy. Nie na wszystkich domach widniała numeracja, więc musiały policzyć budynki, aby trafić pod właściwy adres. Miały nadzieję, że się nie pomyliły.

      – Wchodzimy? – zapytała Lidia, stojąc przed wejściem na klatkę schodową?

      – Myślisz, że to tutaj? – zawahała się Iga.

      – Jeśli założymy, że dobrze liczyłyśmy…

      – Dobra. Nie ma na co czekać. Albo robimy to teraz, albo nigdy – mówiąc to, zniecierpliwiona Iga przekroczyła próg kamienicy.

      – Ciemno tu – zauważyła Lidia, z wolna pokonując kolejne stopnie schodów.

      – Jak cholera – wyszeptała do niej Iga.

      Na szczęście musiały wejść tylko na pierwsze piętro. Zaraz przy drzwiach wejściowych na klatkę schodową znalazły włącznik światła, ale nie działał. Zdecydowały się nie korzystać z latarki, nie chcąc wzbudzać ciekawości mieszkańców budynku. Wyszły z założenia, że każdy lokator tego domu na pewno doskonale radzi sobie bez światła.

      Stanęły przed drzwiami, za którymi powinno znajdować się mieszkanie Wojtka. Zostało wcześniej zabezpieczone policyjnymi taśmami, które musiały komuś szczególnie nie przypaść do gustu, bo zostały zerwane. Ich strzępy walały się po podłodze, a przy ścianie zwisały ich przyklejone części.

      – Zastanowiłaś się, jak my tam wejdziemy? – Ten problem dopiero teraz dojrzał w głowie Lidii. Do tej pory jakoś nie brała pod uwagę, że tym razem nie wystarczy zapukać do drzwi, aby stanęły przed nimi otworem.

      – A jak ci się wydaje? – Iga wyjęła z kieszeni jakieś narzędzia.

      W miejscu, w którym stały, było odrobinę widniej. Docierało tu światło z okna znajdującego się na półpiętrze. Jego jasność nie należała do powalających, ale wystarczała, aby móc się odrobinę rozejrzeć.

      – Chyba nie sądzisz, że w ten sposób poradzimy sobie z zamkiem – wyszeptała Lidia, ledwo wydobywając z siebie głos. Ze strachu gardło ścisnęło się jej do granic możliwości. Spoglądała sceptycznie na jakieś druciki i śrubokręt spoczywający w dłoni przyjaciółki.

      – Nie miałam nic…

      Iga nie dokończyła. Zza drzwi drugiego z mieszkań znajdującego się na piętrze dobiegł do nich bełkotliwy męski głos.

      – Kurwa.

      Pierwsze wyraźnie usłyszane słowo, które do nich dotarło, nie zwiastowało nic dobrego.

      – Złodzieje, kurwa!

      Zaraz po tym usłyszały odgłos kroków. Człowiek, który najprawdopodobniej za chwilę otworzy drzwi, nie szedł jednak pewnie, ale szurał, najwyraźniej się zataczając.

      Lidia i Iga poczuły, że jeśli nie znikną stąd najdalej za pięć sekund, będą miały kłopoty. Być może poradziłyby sobie z pijanym facetem, ale nie mogły przecież z góry założyć, że jest w domu sam albo że nie jest uzbrojony.

      Świadomość, że muszą coś zrobić, z każdą mijającą chwilą przygniatała je coraz bardziej.

      – Narkomani i prostytutki! – zza drzwi rozległy się kolejne słowa, a ich brzmienie sugerowało, że ich źródło znajduje się tuż za nimi.

      Lidia spojrzała na Igę pytająco, ale jej przyjaciółka tym razem nie miała pomysłu co robić.

      Zazgrzytał zamek w drzwiach sąsiada Wojtka.

      Lidia wyciągnęła rękę i nacisnęła klamkę drzwi, przy których stały, a te, jak gdyby nigdy nic, otworzyły się. Iga nie od razu zrozumiała, co się stało, za to Lidia pojęła to natychmiast i już po chwili chwyciła przyjaciółkę za kaptur jej kurtki i pociągnęła. Ta na moment straciła równowagę, zupełnie nie orientując się w sytuacji, ale Lidia nie przejęła się tym, uznając, że ważniejsze jest teraz zniknięcie z korytarza niż ustanie na nogach.

      Drzwi mieszkania Wojtka zamknęły się w momencie, kiedy jego sąsiad otworzył swoje. Mężczyzna stał, chwiejąc się na nogach, przeklinając głośno i siarczyście. Najwyraźniej to, że nie zastał nikogo na klatce schodowej, okropnie go rozzłościło.

      Kobiety czekały bez ruchu, nasłuchując, kiedy głos zamilknie. Lidia stała oparta o ścianę, natomiast Iga siedziała płasko na podłodze, na której przed chwilą wylądowała. Starały się nie wydać najdrobniejszego nawet dźwięku, nadal nie czując się do końca bezpiecznie. Pokrzykujący mężczyzna, poza tym że był porządnie pijany, nie mógł należeć do grona normalnych, a takim do głowy mogło przyjść dosłownie wszystko. Nawet próba wejścia do mieszkania nieżyjącego już sąsiada.

      Dopiero gdy wyzwiska przestały zakłócać ciszę, co skończyło się wraz z gwałtownym trzaśnięciem drzwiami, odetchnęły z ulgą. Iga powoli zaczęła podnosić się z podłogi, a Lidia podeszła do drzwi i zaczęła szukać łańcuszka czy zasuwki, przy pomocy których mogłyby zamknąć się od środka.

      – Już myślałam, że narobiłyśmy sobie prawdziwych problemów – odezwała się Lidia, kiedy opuściły przedpokój.

      – Nic nie mów. W życiu tak się nie bałam. Gdyby nie ty, byłybyśmy narażone na spotkanie z tym szaleńcem.

      – Myślę, że rozsądniej będzie podziękować ślepemu losowi.

      – Ale to ty nacisnęłaś klamkę.

      – Ale gdyby drzwi były zamknięte, nic by z tego nie wyszło. Od czego zaczynamy? – zmieniła temat Lidia, rozglądając

Скачать книгу