Tygiel zła. James Rollins
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tygiel zła - James Rollins страница 16
– Co?
Godzina 1.58
– No, kochanie, obudź się – szeptał Monk do ucha żony. – Kat, ściśnij mnie za rękę, chociaż troszeczkę.
Siedział na krześle przysuniętym do jej łóżka, sam w separatce na oddziale neurologicznym. Jeszcze nigdy nie czuł się taki bezradny. Stres wyostrzył wszystkie jego zmysły. Chłód w pokoju. Cicha rozmowa w korytarzu. Ostra woń środków antyseptycznych i wybielacza. Głównie jednak skupiał się na uporczywym pikaniu aparatury monitorującej, śledząc każdy oddech Kat, każde uderzenie serca, miarowe kapanie kroplówki.
Mięśnie go bolały z napięcia, kiedy garbił się obok łóżka, gotowe eksplodować, gdyby cokolwiek się zmieniło. Gdyby EKG wykazało arytmię, gdyby oddech spowolnił, gdyby ustał napływ zwalczającego obrzęk mannitolu.
Kat leżała na plecach, z głową uniesioną, żeby zmniejszyć ryzyko dalszego obrzęku mózgu. Bandaże okrywały jej poranione ramiona. Spod uchylonych powiek prześwitywały tylko białka. Wargi zaciskały się przy każdym wydechu, a kaniula nosowa dostarczała dodatkowej porcji tlenu.
Oddychaj, oddychaj, kochanie.
Lekarze zastanawiali się, czy jej nie zaintubować i nie podłączyć do respiratora, ale ponieważ pulsoksymetr pokazywał stałe dziewięćdziesiąt osiem procent, postanowili się wstrzymać, zwłaszcza że wciąż przeprowadzano badania i pacjentkę czekały dodatkowe zabiegi. Łatwiej będzie ją przenosić niepodłączoną do respiratora.
Monk wpatrywał się w pulsoksymetr umocowany na jej palcu wskazującym. Chciał sam dla pewności sprawdzić poziom natlenienia krwi swoją neuroprotezą, ale odpiął już sztuczną rękę od obejmy na nadgarstku. Leżała na stoliku nocnym. Jeszcze nie całkiem przyzwyczaił się do tej nowej protezy. Nawet odłączona, syntetyczna skóra przesyłała bezprzewodowe transmisje do obejmy, a stamtąd do mikromacierzy wszczepionej w jego mózg, rejestrując chłód w pokoju. Myślą kazał odcieleśnionym palcom się poruszyć, a one posłusznie pokiwały.
Gdybym tylko mógł do tego nakłonić palce Kat…
Szuranie obcasów skierowało jego uwagę na drzwi. Weszła smukła pielęgniarka, niosąc pod jednym ramieniem złożony koc, a w drugiej ręce kubek.
Monk sięgnął do stolika i z powrotem przypiął protezę. Zaczerwienił się, lekko zawstydzony, że dał się przyłapać z odłączoną ręką, zupełnie jakby miał rozpięty rozporek.
– Przyniosłam dodatkowy koc – oznajmiła pielęgniarka. Podała mu plastikowy kubek. – I kilka kostek lodu. Niech pan ich nie wkłada jej do ust, tylko wodzi nimi po posiniaczonych wargach. To przynosi ulgę, przynajmniej tak mówili pacjenci, którzy wyszli ze śpiączki.
– Dziękuję.
Wziął kubek, wdzięczny, że będzie mógł chociaż odrobinę pomóc. Pielęgniarka otuliła Kat od pasa w dół dodatkowym kocem, a Monk delikatnie potarł kostką lodu dolną wargę żony, potem górną, jakby nakładał szminkę – chociaż Kat rzadko się malowała. Wypatrywał jakiejś reakcji w jej twarzy.
Nic.
– Zostawię pana – powiedziała pielęgniarka i wyszła.
Wargi Kat zaróżowiły się lekko od jego zabiegów, przypominając mu, jak ją całował.
Nie mogę cię stracić.
Kostka lodu już topniała, kiedy wszedł ordynator oddziału neurologii, niosąc kartę pacjenta.
– Mamy drugi zestaw wyników tomografii – oznajmił doktor Edmonds.
Monk odstawił plastikowy kubek na stolik i wyciągnął rękę, żeby samemu obejrzeć wyniki.
– I?
Edmonds podał mu kartę.
– Pęknięcie podstawy czaszki spowodowało urazowe uszkodzenie pnia mózgu. Wyraźne stłuczenie obejmuje móżdżek i rejon mostu. Ale reszta mózgu… wyższe rejony… wydają się nieuszkodzone.
Monk wyobraził sobie Kat uderzoną od tyłu tłuczkiem, tym znalezionym na podłodze kuchni.
– Na razie w okolicy stłuczenia chyba nie doszło do krwotoku. Ale będziemy to monitorować kolejnymi skanami. – Edmonds popatrzył na pacjentkę, chociaż zdawało się, że nie tyle sprawdza jej stan, ile unika kontaktu wzrokowego z Monkiem. – Przeprowadziłem również długi EEG, który wykazał normalny wzorzec snu, okazjonalnie przerywany przez reakcję czuwania.
– Czuwania? Więc ona może chwilami odzyskiwać świadomość. Czy to znaczy, że nie jest w śpiączce?
Edmonds westchnął.
– Według mojej oceny jest w pseudośpiączce. – Sądząc po jego ponurym tonie, to nie była dobra nowina. – Podczas badania nie wykazywała żadnej reakcji na stymulację bólową ani głośne dźwięki. Źrenice reagują na światło normalnie, ale obserwujemy tylko minimalne spontaniczne ruchy gałek ocznych.
Podczas wstępnego badania neurologicznego Monk nabrał otuchy, widząc, jak Kat mruga, kiedy jej przeczesują rzęsy. Jednak chociaż miał wykształcenie medyczne i biotechniczne, nie był neurologiem.
– Co pan mi próbuje powiedzieć? Proszę mówić otwarcie.
– Konsultowałem się ze wszystkimi tutaj. Według jednomyślnej opinii pana żona cierpi na zespół zamknięcia. Uszkodzenie pnia mózgu odcięło jej wyższe funkcje mózgowe od świadomej kontroli motorycznej. Zasadniczo jest przebudzona… chwilami w pełni świadoma… ale nie może się ruszać.
Monk przełknął ślinę, pociemniało mu w oczach.
Edmonds przyjrzał się Kat.
– Jestem zdumiony, że wciąż samodzielnie oddycha. Niestety, spodziewam się, że ta funkcja zaniknie. Nawet jeśli nie, dla zapewnienia długotrwałej opieki szpitalnej będziemy musieli założyć zgłębnik nosowo-żołądkowy, żeby ją karmić, i zaintubować ją, by nie dopuścić do zachłyśnięcia się.
Monk pokręcił głową, nie dlatego, że nie chciał, by to zrobili, lecz dlatego, że odrzucał tę diagnozę.
– Więc przez większość czasu jest świadoma, ale niezdolna się poruszać ani komunikować… – powiedział.
– Niektórzy zamknięci pacjenci uczą się komunikować poprzez ruchy oczu, ale u pana żony występują tylko minimalne spontaniczne ruchy gałek ocznych. Naszym zdaniem niewystarczające do aktywnej komunikacji.
Monk zatoczył się do tyłu na krzesło, usiadł i wziął Kat za rękę.
– Jakie są prognozy? Czy z czasem wydobrzeje?
– Prosił mnie pan, żebym mówił otwarcie, więc powiem. Nie ma na to lekarstwa ani kuracji. Bardzo rzadko się zdarza, żeby pacjenci powracali do zdrowia albo odzyskiwali znaczącą