Histeria. Izabela Janiszewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Histeria - Izabela Janiszewska страница 18

Histeria - Izabela Janiszewska

Скачать книгу

to przedstawienie z ciekawością i zastanawiał się, czy jego znajomy przypadkiem nie minął się z powołaniem. Tłumacząc się i przepraszając, był tak wiarygodny, że Luboniowi aż zrobiło się go żal. Kiedy skończył, profesor Wojciech Prokop w milczeniu patrzył dłuższy czas na swojego syna, a potem rzucił krótkie: „Rozumiem”, i wyszedł z pokoju.

      – Co? – zdziwił się Bartek. – I o to było tyle hałasu? „Rozumiem”, i już? Jakbym wiedział, to sam bym się przyznał. Czy to jakaś gra i on za chwilę tu wbiegnie, i zacznie się na nas wydzierać?

      – Nie – odparł smutno Michał. – To wszystko, nie będzie innej kary. Równie dobrze mógł powiedzieć: „Rozczarowałeś mnie” czy coś w tym stylu.

      – Chcesz powiedzieć, że konsekwencją jest jego obojętność?

      – Za każdym razem dłuższa i coraz chłodniejsza – wyjaśnił młody Prokop, patrząc gdzieś w dal.

      Larysa Luboń mocno zaciskała dłonie na kierownicy citroëna saxo z podrasowanym silnikiem. Gryzła się w język, by nie skomentować dosadnie wczorajszego zachowania Pawła i nie wykrzyczeć narastającej w niej złości po tym, jak Wiśniewski w środku nocy zjawił się pod jej drzwiami i tłukł w nie, prosząc, by go wpuściła. Skórzane rękawiczki bez palców, które włożyła, tarły o kierownicę, skrzypiąc bezlitośnie przy każdym ostrzejszym zakręcie, ale ona zdawała się tego nie słyszeć. Jej wzrok skupiony był na drodze, a myśli krążyły wokół mężczyzny w masce i tego, czy Paweł, który przysypiał na siedzeniu obok, będzie umiał dotrzeć do jego wnętrza. Czy zdoła go otworzyć, czy będzie wiedział, jakie zadawać pytania, i czy uda mu się zadbać o bezpieczne warunki do tego, by Fantom pokazał prawdziwego siebie? Nie była tego pewna.

      Na wysokości Łazienek Królewskich, gdy jej samochód zatrzymał się na światłach, zdecydowała się spojrzeć na dawnego szefa. Z ulgą przyjęła fakt, że miał zamknięte oczy, w przeciwnym razie zapewne bez trudu dostrzegłby na jej twarzy wszystkie wątpliwości. Z otwartymi ustami posapywał cicho, a jego czoło, zwykle naznaczone głębokimi liniami zmarszczek, teraz wydawało się znacznie gładsze. Ciało Wiśniewskiego zsunęło się lekko z fotela, a głowa oparła o szybę w drzwiach. We śnie wyglądał na mniej przybitego, niż był w rzeczywistości. Być może śniła mu się Maria, bo czasami kąciki jego ust unosiły się nieznacznie i układały w grymas przypominający uśmiech.

      Do niedawna Larysa wierzyła, że nadanie codzienności Pawła nowego znaczenia pozwoli mu wstać z kolan, otrząsnąć się po śmierci żony. Szybko jednak zrozumiała, że praca i obsesja na punkcie wykorzeniania zła były sensem jej życia, nie jego. Dotknęła wierzchem dłoni zapadłego policzka przyjaciela. Był miękki i pomarszczony, przypominał w dotyku pokrytą meszkiem i plamami skórkę przejrzałej brzoskwini, tyle że o szarawym zabarwieniu. Mężczyzna muśnięty jej ręką otworzył oczy i w panice rozejrzał się wokół.

      – Co się stało? Już jesteśmy? Widzisz go? – wyrzucał z siebie zdezorientowany.

      Larysa automatycznie cofnęła dłoń i zacisnęła usta. Nie chciała, by przyłapał ją na tej chwili słabości.

      – Już dojeżdżamy – oznajmiła, skręcając w zatłoczone o tej porze Aleje Jerozolimskie. – Zaparkuję pod Pałacem Kultury i stamtąd się przejdziemy.

      – Ja się przejdę, ty zaczekasz na mnie w samochodzie. Fantom wyraźnie napisał, żebym przyszedł sam. – Paweł odzyskał przytomność, a jego nachmurzone czoło ewidentnie wskazywało na niezadowolenie. – Skoro poprosiłaś mnie o pomoc, to daj mi to zrobić. Muszę sprawdzić, czy… – Urwał, jakby słowa „czy jeszcze to potrafię” nie chciały mu przejść przez gardło albo jakby z góry znał odpowiedź na to pytanie. – Czy go rozpoznam – dokończył, unikając jej wzroku.

      Dziewczyna kiwnęła głową w milczącej zgodzie na wszystko, co się wydarzy. Wiśniewski miał rację: nie mogła go prowadzić za rękę. Jeśli chciała, by wrócił do żywych, musiała dać mu kredyt zaufania.

      – Weź to ze sobą. – Wyjęła ze schowka prosty telefon komórkowy na kartę. – Ma dyktafon, a na szybkim wybieraniu ustawiłam swój numer. Na wypadek gdyby zdarzyło się coś nieprzewidzianego.

      Paweł podziękował cicho, schował telefon do wewnętrznej kieszeni kurtki i z posępnym wyrazem twarzy wpatrywał się w okno. Gdy wreszcie Larysa zatrzymała się przed szlabanem wjazdowym na parking od strony Emilii Plater, skorzystał z okazji, odpiął pas i wyskoczywszy z samochodu, zatrzasnął za sobą z hukiem drzwi. Rozbawiła ją myśl, że tak bardzo potrzebował zaznaczyć swoją niezależność. Ciekawość tego, kim jest mężczyzna w masce, przynajmniej na chwilę osłabiła jego zobojętnienie. Może chciał się sprawdzić, zobaczyć, czy miesiące alkoholowego zamroczenia nie pozbawiły go tej części jego osobowości, która kiedyś go określała.

      Dziewczyna patrzyła na oddalającą się postać, która kulejąc, szybkim krokiem podążała w stronę wejścia do stacji Metro Centrum, a później wtopiła się w tłum przechodniów, jakby zawsze była jedną z nich.

      Gdy Larysa zaparkowała pod czasowo nieczynnym Narodowym Muzeum Techniki, przygarbiona sylwetka Wiśniewskiego zdążyła już zniknąć z jej pola widzenia. Spojrzała na grube kamienne mury Pałacu Kultury i Nauki, a później na znajdujący się po drugiej stronie ulicy błękitny wieżowiec Skylight z przyklejonym do niego centrum handlowym Złote Tarasy i stojący nieopodal luksusowy apartamentowiec przy Złotej 44. Ten kontrast między historią a nowoczesnością rozbawił ją, a jednocześnie w jakiś sposób poruszył, bo pokazywał, jak długą drogę przebyło to miasto.

      W oczekiwaniu na powrót Pawła zamierzała zająć myśli pobieżną lekturą serwisów informacyjnych, ale kiedy podniosła komórkę, telefon rozdzwonił się niespodziewanie. Na wyświetlaczu zobaczyła imię Brunona i choć bardzo się przed tym broniła, na jej usta wypełzł delikatny uśmiech. Nie miała z Wilczyńskim styczności od kilku miesięcy, ale bezczelny policjant i tak raz na jakiś czas przechadzał się po jej myślach. Gdy zerwała z nim kontakt, dzwonił kilka razy, podobno szukał jej też w Pięściarzu, ale trener Grisza z chłopakami z klubu bokserskiego skutecznie przypomnieli mu, że nie powinien się tam pokazywać. Później odpuścił.

      Larysa uznała, że lepiej będzie, jeśli się od siebie oddalą. Nie chciała, by stali się jedną z tych par, których związek najtrafniej określał status „to skomplikowane”. Wmawiała sobie, że nie jest pewna, czy Wilczyński bardziej ją irytuje, czy pociąga, choć tak naprawdę jej dystans wynikał głównie z lęku. Tym razem jednak opuściła gardę i odebrała połączenie.

      – Tęskniłaś za mną? – zapytał zaczepnie policjant.

      – Jak za odrą, świnką lub różyczką.

      – Wolę cholerę. Brzmi groźniej i ludzie się jej boją.

      Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na elektroniczny zegar wyświetlający się w panelu samochodowego radia. Jego cyfry przeskoczyły, a ona poczuła ukłucie w żołądku. Nie potrafiła stłumić obaw o Pawła i o to, czy wszystko pójdzie dobrze.

      – Dzwonisz z czymś konkretnym czy wygłosiłeś już swoje mądrości i mogę się rozłączyć? – wróciła do rozmowy z Brunonem. – Jestem trochę zajęta i nie mam czasu na pogaduchy.

      – A tak miło się

Скачать книгу