Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918. Grzegorz Gauden
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 - Grzegorz Gauden страница 13
Dozorczyni podała prawdziwą informację. O wydarzeniach, które miały miejsce 22 listopada 1918 od godz. 7 rano w kamienicy przy ul Bóżniczej 20, obszerną relację złożyła w dniu 17 grudnia 1918 panna Saly Sonntag37.
Odręcznie spisany ołówkiem po polsku, prawie pięciostronicowy protokół bywa miejscami trudny do odczytania. Panna Saly Sonntag występuje w protokole także jako Sala, a jej nazwisko również w pisowni Sontag. W lewym górnym rogu widać wyraźne odciski rdzy po spinaczu biurowym sprzed stu lat, a górne krawędzie kartek w środkowej części są mocno uszkodzone. Na jednym z odpisów w prawym górnym rogu znajduje się dopisana atramentem adnotacja „…egzempl pod mordy”.
(…) Brama naszego domu przy ul. Bóżniczej 20 II p. była szczelnie zamknięta tak, że mimo użycia granatów ręcznych nie rozbili jej. Weszli tedy ul. Owocową 5, która również była bardzo silnie umocowana. Jednakże rozbiwszy zamek granatem ręcznym, weszli do kamienicy, rozbili sklep, w którym było 8 worków pszenicy i 3 korce kartofli. Do naszego mieszkania wpadło około 30 legionistów, z których niektórzy mieli na głowach hełmy stalowe, wszyscy mieli odznaki biało-czerwone i mówili narzeczem zachodnim (…).
Napastnicy krzyczeli „dajcie nam złota, srebra, brylanty, miliony” – zeznała panna Sonntag, której udało się boso i w samej halce uciec na drugie piętro.
Saly Sonntag próbowała wrócić do domu, by się ubrać. Uratowała się, mówiąc, że jest Polką, służącą.
Od tego czasu jako sługa katolicka miałam wolny wstęp i 3 razy przychodziłam i wychodziłam z pomieszkania. W pomieszkaniu powstało wielkie zamieszanie. Zaczęto zrywać story, dywany perskie w salonie, makaty, narzuty na otomany, każdy z obecnych rabował i plądrował.
Między nimi była siostra miłosierdzia, średniego wzrostu, blondynka, głowa była zawiązana chustką białą za znakiem Czerwonego Krzyża.
Szwagier mój właśnie wkładał buciki na nogi, a siostra ubierała się. Do tego pokoju wpadła grupa z feldfeblem na czele i w towarzystwie wyż. wymienionej siostry.
Feldfebel niskiego wzrostu [fragment zniszczony – przyp. G.G.] z hełmem stalowym na głowie. Ja byłam w sąsiednim pokoju, wtem słyszałam strzał, po tym strzale i [nieczytelne – przyp. G.G.] p. Heyowie, krzyk siostry.
Po kilku minutach rozległ się strzał drugi. Również p. Heyowie podają, że przede wszystkim owa siostra Czerwonego Krzyża krzyczała do Feldfebla strzelaj.
Każdej pani ściągała kolczyki i pierścionek. Palce siostry mojej zabitej były skręcone, bo zdjęto z jej palców pierścionki brylantowe.
Z drugiego pokoju wbiegła wtedy mała siostra Klara Sonntag – 14-letnia upadła na kolana przed nimi, prosząc, by jej nie strzelano. Wówczas i ją zabili, strzelając jej w usta.
I na drugi dzień widziano ją w tej pozycji leżącą z założonymi rączkami, a z ust krew się lała.
W ten sposób zginęła siostra zamężna Gorne, szwagier Gorne i siostra Klara.
***
Napastnicy przeszli do innych pomieszczeń. W kuchni szablą skatowali matkę, a kiedy ta oddała im 15 000 koron, stwierdzili, że to za mało, i zagrozili zabiciem syna Maurycego Sonntaga. Przestrzelili mu rękę. Drugiego syna Jakuba bili kolbą po głowie, krzycząc: „Oddaj miliony”.
Żołnierze znaleźli
(…) magazyn z ubraniami męskimi, cywilnymi i uniformami wojskowymi dla oficerów, urzędników i studentów i futrami. Z okrzykiem „kurwa, mamy magazyn” zaczęli plądrować magazyn.
W tej samej kamienicy, w drugim podwórku, ci sam legioniści zabili niejaką Małkę Kies, a dwóch synów jej ciężko zranili. Ci leżą teraz w szpitalu powszechnym.
***
„Noc przeszła spokojnie” – zeznał Baczes.
W sobotę rano wyszedłem na ulicę, zauważyłem, że pali się dom na ul. Smoczej 4, gdzie się palił sklep nieznanego mi kupca. Następnie oglądałem spustoszenia na ul. Smoczej i Bóżniczej, a spostrzegłszy koło mego domu na ul. Bóżniczej 22 w otwartej małej bożnicy drukarzy porozrzucane 4 Tory na ziemi, zawołałem mieszkającego w tym domu szkolnika [nauczyciela szkoły żydowskiej (chederu) – przyp. G.G.], zabrałem z nim Tory i dałem do domu przy ul. Bóżniczej 19.
To jeszcze sobotni poranek 23 listopada 1918 roku. Już za chwilę w najściślejszym centrum Lwowa i na Zamarstynowie pogrom eksploduje ponownie. Tam, gdzie są sklepy żydowskie, tam, gdzie mieszkają Żydzi. Podpalane są domy żydowskie.
Na ulicach w innych częściach Lwowa osoby podejrzane o to, że są Żydami, są atakowane przez polskich przechodniów.
***
„Miarą dzikości pogromu był fakt, że zdarzały się wypadki strzelania do Żydów wyskakujących z okien płonących domów”38.
3. Zwłoki zmasakrowanej ofiary pogromu, J. Bendow, Der Lemberger Judenpogrom (Novemeber 1918 – Jänner 1919), dz. cyt., s. 82.
Sędzia Rymowicz na określenie tego, co wtedy działo się we Lwowie, użył jednego słowa: bestialstwo39.
***
Relacje ofiar i świadków spisywane są pospiesznie. Ich językiem – często nieporadnym, lapidarnym do bólu.
„Napastnicy weszli do kuchni i kazali nam ustawić się rzędem. Żądali pieniędzy i złota. Oficer strzelił do Altmana, a żołnierz zastrzelił mego ojca”. Trzy zdania. To cała relacja Natana Schnipsa40 z ul. Panieńskiej 9.
„Napastnicy wołali: Dziękujcie Bogu, że was nie zabijamy. My przyszli do Żydów, to nas chcieli zabić, teraz mamy prawo was mordować” – to całość zeznania Mochela Kesslera41 z ul. Słonecznej 44.
„Gdy zwrócono się do p. Dr. Medejskiego, by wystarał się o przyjęcie do szpitala rannego, odrzekł p. Dr. M., proszę Pani, dla Żydów w szpitalu powszechnym nie ma miejsca, a zresztą Żydzi sobie zasłużyli na to” – opowiada Leon Blauer 42 z ul. Serbskiej.
„Nie gaszono ognia, bo nie pozwalali żołnierze i strzelali” – to cała relacja Sury Guttmana43 z ul. Starozakonnej 5.
I krótki, odręczny, bez podpisu, jednozdaniowy i lapidarny opis sytuacji: „Patrol, którą poszukał, prosił o wezwanie straży pożarnej, odpowiedziała: «Nie na to podpalali, aby gasić»”44. Żelazna logika.
Wtedy rzeczownik „patrol” w relacjach używany był w rodzaju żeńskim. Ta patrol. We współczesnej polszczyźnie to rodzaj męski: ten patrol.