Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918. Grzegorz Gauden
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 - Grzegorz Gauden страница 12
***
Rano i przed południem 22 listopada na ul. Krakowskiej wojskowi i cywile rabowali sklepy. Potem przyszła kolej na mieszkania. Najpierw niższe piętra, potem wyższe.
„W piątek o godz. 4 jeden oficer legionowy i 2 legionistów wpadło na drugie piętro (…)” kamienicy przy ul. Krakowskiej 25 – zeznała Chane Rosche Katz. Żołnierze twierdzili, że szukają żydowskich milicjantów, którzy mieli tu przebywać w czasie rządów ukraińskich29. Na ganku oficer pobił nahajką Jakóba Bleia. Samo fizyczne okrucieństwo mu nie wystarczało. Kazał przywołać żonę i dzieci Bleia i zmusił ich, aby przyglądali się katowaniu męża i ojca.
Oficer bił tak zapalczywie, że aż sam się skaleczył. To go dodatkowo rozjuszyło. Zmęczony batożeniem Bleia, zażądał wody. Pijąc, pochwalił się, że jest z Warszawy i udało mu się już zdobyć futro.
Jego żołnierze ukradli skatowanemu futrzaną czapkę.
***
Przez okno, posługując się lornetką teatralną, Baczes starał się obserwować ulicę. Kiedy zaczęło się rozjaśniać, ujrzał na niej polskich milicjantów. Zatrzymują przechodzących Żydów i bardzo brutalnie ich biją. Rabują z wszystkiego, co ci mają przy sobie.
Znikają mu z oczu, a potem wracają z kilkoma cywilami. Prowadzi ich osobnik przezywany Krzywym Edkiem. Pracował kiedyś jako murarz, a teraz jest pomocnikiem hycla. Krzywy Edek wskazuje im żydowskie sklepy na ul. Smoczej. Ci rozbijają szyby w witrynach i rabują.
Około godz. 7.30 Baczes dostrzegł nadchodzących od strony pl. Zbożowego ok. 60 legionistów. Towarzyszący im oficerowie widzą trwające rabunki, ale nie reagują.
***
Określenie „legionista” pojawia się w relacjach polskich obrońców Lwowa. „Odsiecz Lwowa to także legioniści (…)”30 – pisał kpt. Antoni Kamiński i właśnie „legionistom” przypisywał z dumą największe zasługi podczas walk w obronie Lwowa w dniach od 1 do 21 listopada 1918 roku.
Opisał też odbudowę jesienią 1918 roku we Lwowie formacji wywodzących się z legionów Piłsudskiego, związanych z POW31.
***
W zeznaniach Baczes używa słowa „legioniści”. Słowo to pojawia się nieustannie w zeznaniach żydowskich, chyba nawet częściej niż słowo „żołnierz”.
Termin ten ma jednak w tych kontekście zupełnie inne znaczenie aniżeli to, którym posługuje się kpt. Kamiński.
W dniach 22 i 23 listopada 1918 roku i następnych dla lwowskich Żydów „legionista” to każdy polski wojskowy czy uzbrojony napastnik z polskimi oznakami militarnymi, mówiący po polsku.
I słowo „legionista” pojawiać się będzie na dalszych stronach tej książki właśnie w tym znaczeniu, które odnajdujemy w zeznaniach ofiar i świadków pogromu.
***
Baczes ujrzał ze swojego mieszkania przy ul. Bóżniczej napływających polskich mieszkańców Lwowa:
W tym czasie nadszedł tłum, w którym zauważyłem lepsze twarze, także panie w eleganckich płaszczach, kapeluszach, woalkach i rękawiczkach, które stanęły wprost naprzeciw mych okien na rogu Bóżniczej i Smoczej. Widziałem, jak legioniści podeszli z (…) [nieczytelne – przyp. G.G.] na ul. Smoczej po zrabowaniu każdy dawał swej damie pakunek32.
Kupcowa Katz widziała także w tłumie na ul. Krakowskiej panie w kapeluszach.
***
Imponuje ówczesna dbałość o przestrzeganie form publicznego pojawiania się osób przynależnych do najlepszych sfer we Lwowie.
Niedopuszczalne było, aby doktorowa A., profesorowa B., inżynierowa C., dyrektorowa D., hrabina E., mecenasowa F. mogły pojawić się na ulicy bez kapelusza i rękawiczek. Kobieta na ulicy bez nakrycia głowy to służąca albo przyjezdna młoda dziewczyna ze wsi.
Ówczesna etykieta wykluczała także pojawienie się na ulicy kobiety z dobrego towarzystwa samotnie. Jeśli nie towarzyszył jej mężczyzna, musiała być co najmniej w towarzystwie służącej.
Na zdjęciu ul. Halickiej33 z przełomu XIX i XX wieku wszystkie eleganckie kobiety noszą kapelusze, są w sukniach do kostek albo do ziemi, mają rękawiczki, czasami woalki.
To była wytworna ulica drogich sklepów prowadząca od pl. Halickiego do Rynku. Po przeciwnej stronie Rynku jej przedłużeniem jest ul. Krakowska. Na ul. Halickiej w dniu 22 listopada 1918 roku obrabowane zostały wszystkie sklepy żydowskie.
Elegancka kobieta nie mogła nieść osobiście jakiegokolwiek pakunku. Od tego były służące.
Polskie damy w czasie pogromu nie uchybiły obowiązującej etykiecie. „Panie w kapeluszach przychodziły razem ze służącymi, by te zabierały zrabowane rzeczy do domów” – zeznała kupcowa Katz34.
O udziale w pogromie ludzi z najlepszych warstw społecznych Lwowa pisze także w raporcie sędzia Rymowicz35.
***
Pod nr. 21. ul. Bóżniczej, stróżowa tego domu sprowadziła na ten dom patrol legionistów, a strzałami i kolbami otworzyli bramę, zaczęli rabować i wynosić z tego domu pościel i inne rzeczy. Sami legioniści polscy rabowali tu bez asystencji tłumu36
– zeznał dalej Maurycy Ignacy Baczes.
Rabunki na ul. Smoczej i ul. Bóżniczej trwały do godz. 14. Przez cały ten czas po ulicach krążyły samochody ciężarowe, na które ładowano zrabowane rzeczy. Około godz. 16 nadjechał nawet wóz Czerwonego Krzyża. Siedzieli w nim czterej sanitariusze. Zauważyli, że sklep ze szczotkami został pominięty przez rabujących, więc włamali się do niego i opróżnili go.
W trakcie rabunków Baczes widział przejeżdżających ulicami na koniach oficerów. Strzelali w powietrze i krzyczeli, że nie wolno rabować. Świadek usłyszał potem z okna, jak zwracają się do rabującej bandy: „Nie bójcie się, my strzelamy w powietrze. Możecie dalej Żydów rabować”.
Do kamienicy Baczesa weszło pięciu legionistów. Dwóch zostało na schodach, a trzech chodziło po mieszkaniach. Domagali się pieniędzy, przykładając lufy karabinów do piersi. W piątek nikt w jego kamienicy nie zginął.