Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918. Grzegorz Gauden

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 - Grzegorz Gauden страница 16

Lwów - kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918 - Grzegorz Gauden

Скачать книгу

żołnierz wiedział, że dalsze domy będą podpalane, i z własnej inicjatywy ratował ich mieszkańców.

      Ofiara pogromu opowiada o tym, że żołnierz chronił go i inne żydowskie rodziny przed zgromadzonym tłumem, wyprowadzając z płonącej ulicy, „by po drodze nam nikt nic złego nie zrobił”.

      ***

      „Wynagrodzenia przyjąć nie chciał”.

      ***

      Publiczność katolicka Lwowa w pierwszym dniu pogromu o godz. 18 przybyła tłumnie do ratusza. Nie po to jednak, aby wyrazić radość z powodu odzyskania Lwowa.

      Domagał się także rozwiązania rady miasta powołanej jeszcze przez Austriaków. Ten drugi postulat pozwolił na uratowanie Schleichera.

      W chwili, kiedy tłum wtargnął do ratusza, dr Schleicher był na miejscu i brał udział w posiedzeniu Komitetu Bezpieczeństwa. Nie wiedział, że właśnie szykowany jest jego lincz.

      Dla rozhisteryzowanego nacjonalistycznego tłumu Polaków nie miało znaczenia, że dr Schleicher był polskim patriotą. Był Żydem! Lwowska ulica podburzona przez narodowych agitatorów żądała jego głowy.

      ***

      Historia oszczędziła Polsce realizacji tego haniebnego planu. Sytuację opanował poseł Hausner, socjalista. Doświadczony mówca wiecowy wyszedł ze świecą w ręku do tłumu zgromadzonego w ciemnym korytarzu, stanął na krześle i przemówił. Zadeklarował gotowość ustąpienia obecnych władz Lwowa. Zaprosił na otwarte zebranie w kinie „Grażyna” w niedzielę o 16, na którym zapowiedział wybranie nowych członków rady. Zręcznie pominął osobę Schleichera.

      To była pogromowa .publiczność katolicka”, choć Hausner określił ją mianem „lumpenproletariatu”.

      ***

      Hausner odważnie i zręcznie stający w obronie Żyda nigdy potem nie przyznał, że we Lwowie odbył się pogrom.

      Napisał o docierających do ratusza wiadomościach o „rozruchach” w dzielnicy żydowskiej. A przecież widział na własne oczy, co się stało.

      Było ciemno, kiedy wyszedł z ratusza i trafił na rynku na kpt. Ludwika de Laveaux, dowódcę lwowskiej POW i jednego z najważniejszych uczestników listopadowych walk o Lwów.

      To kolejny Polak, który nie uległ pogromowej paranoi.

      ***

      Hausner zaproponował de Laveaux, aby udali się na rekonesans do najbardziej zagrożonej dzielnicy miasta. Kapitan zgodził się.

      Był wieczór pierwszego dnia pogromu. Lwów tonął w ciemnościach. Po załadowaniu karabinów, z bronią gotową do strzału, ruszyli spod ratusza. Samochód wjechał najpierw w ul. Krakowską i tamtędy dotarł do dzielnicy żydowskiej.

      Hausner ujrzał płonące domy i wielu ludzi na ulicy zebranych w grupy, płaczących i wołających o ratunek. Na ulicach leżały rzeczy powyrzucane z mieszkań przez pogromczyków albo porzucone przez nich. Razem z de Laveaux spostrzegli także jakichś kręcących się podejrzanych osobników, których odstraszyli żołnierze, kilkukrotnie strzelając w powietrze.

      Hausner i de Laveaux obejrzeli niewielką część dzielnicy żydowskiej.

      Wyprawa dotarła do ul. Słonecznej (tzw. żydowskiego Korso) i wizytę w dzielnicy żydowskiej zakończyła przy ul. Kazimierzowskiej.

      ***

      Poseł Hausner powrócił jeszcze do dzielnicy żydowskiej, następnego dnia w nocy, ok. godz. 23, z kilkoma towarzyszami, uzbrojony w rewolwer i laskę.

      Wyprawa przeszła część dzielnicy żydowskiej i nie zauważyła w ani jednym oknie palącego się światła. Kiedy więc Hausner spostrzegł, że w pewnej kamienicy pojawiło się światło, nakłonił stróża, by ten otworzył zabarykadowaną bramę.

      Prawie słychać piękny lwowski zaśpiew, kiedy czytamy użyte przez stróża słowo „ta”. Ja usłyszałem także lęk przed mówieniem o prawdziwych sprawcach rabunków i zbrodni.

      Okno, w którym zaświeciło się tak późno w nocy, należało do mieszkania pana Baracha, właściciela składu papieru przy ul. Dominikańskiej, znajomego Hausnera. Po długich pertraktacjach Barach otworzył Hausnerowi drzwi. Rozpłakał się, kiedy opowiadał posłowi o tym, co go spotkało. Zapytany, kto rabował i mordował, w relacji Hausnera odpowiedział: „No kto? Złodzieje i bandyci! Mało jest ich we Lwowie?”. Barach też wolał nie mówić. Pogrom wciąż trwał.

      ***

      Relacje

Скачать книгу