Cherub. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cherub - Przemysław Piotrowski страница 17
– Prosiłam, żeby nie przeszkadzać! – krzyknęła Winnicka, ale chwilę później usłyszała za plecami skrzypienie zawiasów. Zjeżona zaistniałą sytuacją odwróciła się, aby opieprzyć tego, kto ośmielił się zlekceważyć jej polecenie. Otworzyła usta, aby dać upust wzbierającej wściekłości, ale tylko się zapowietrzyła.
Do gabinetu pewnym krokiem wkroczył Igor Brudny, a za nim Julia Zawadzka. Jeden do zera dla Zimnego, pomyślała Winnicka, po czym tłumiąc gniew, wstała i przywitała się z niespodziewanymi gośćmi.
– Dzień dobry wszystkim – przywitał się Brudny.
W pomieszczeniu rozległy się pełne sympatii odpowiedzi. Członkowie grupy zdążyli go polubić i to było widać, bo nawet jeśli o to nie zabiegał, styl, w jakim rozprawił się z dwoma poprzednimi śledztwami, musiał zrobić wrażenie na grupie profesjonalistów, do których bezsprzecznie należeli. Z jednym wyjątkiem…
– Dzień dobry, komisarzu. – Winnicka podała mu szczupłą dłoń. Brudny ujął ją i spojrzał jej w oczy. – Właśnie o panu rozmawialiśmy.
– Zdążyliśmy już przejść na ty, więc nie sądzę, abyśmy musieli udawać – odparł, delikatnie ściskając jej dłoń. – Chyba że chcesz, abyśmy do tego wrócili?
– Nie musimy – odparła wyraźnie zakłopotana.
Do tej pory nikt nawet nie podejrzewał, że mogli zbliżyć się na tyle, aby poluzować zasady etykiety. Niemal przez całe śledztwo w sprawie kanibala wiało pomiędzy nimi chłodem, wobec czego takie słowa Brudnego mogły wzbudzić podejrzenia. Ostatnim, czego w tej chwili potrzebowała, były złośliwe plotki.
Winnicka podała rękę Zawadzkiej. Spojrzały sobie w oczy, ale zaskoczona niespodziewaną wizytą prokurator pierwsza spuściła wzrok i wskazała im wolne krzesła. Gdy z powrotem zajmowała swoje miejsce, czuła się jak idiotka, ale liczyła na to, że reszta grupy nie dostrzegła jej nagłego zdezorientowania. Nie miała wiele czasu, aby przemyśleć, jak rozegrać tę partię. Czuła, że znalazła się w defensywie, a bardzo tego nie lubiła.
Mimowolnie stanęła jej przed oczami sytuacja z pokoju hotelowego. Nikt nie upokorzył jej w życiu tak mocno, jak wtedy Igor Brudny.
Opanuj się, kobieto, pomyślała. Nie daj temu sukinsynowi satysfakcji i rób swoje.
Nerwowo przesunęła dłonią po idealnej fryzurze, a następnie naciągnęła poły żakietu. Nagle zdała sobie sprawę, że wszystko trwa zbyt długo, a komisarz zdążył się już ze wszystkimi przywitać, a nawet wymienić kilka uwag. Zrobiło się luźniej, ale wcale nie z jej powodu. Musiała zareagować.
– Zatem… – zaczęła, gdy Brudny w końcu zajął miejsce. – Zdaje się, że nie wpadłeś do nas na kawę.
– Na kawę nie przyjechałem, ale skoro już jestem, to chętnie bym się napił.
Kolejny policzek. Brudny był ponadprzeciętnie inteligentny i potrafił wbić szpilkę, po której obrażenia zdawały się nie mniejsze niż od strzału w brzuch. Myśl, że Czarnecki często parzył kawę osobiście, tylko wzmogła to wrażenie.
– Czajnik stoi przy zlewie – odparła.
– To może napiję się później. Nie chciałem przerywać.
– Przejdźmy do meritum, dobrze? – Winnicka powoli zaczęła wracać do równowagi. – Grzegorz powiedział, że dostałeś przesyłkę. Zakładam, że to z tego powodu tu jesteś…
Brudny sięgnął do kieszeni dżinsów i wyciągnął mały woreczek strunowy. Położył go na stole i popchnął w kierunku prokurator.
– Ten krzyżyk został przysłany do mojego biura wczoraj po południu – rzekł zmęczonym głosem. – Pewnie już wiecie, kto, gdzie i kiedy taki otrzymywał, więc nie będę się rozwijał. Chcę wiedzieć, dlaczego ofiara miała w tyłku resztę.
– Też chcemy się tego dowiedzieć – odparła Winnicka. Wzięła do ręki kawałek folii i obejrzała zawartość. – Trzeba go oddać do laboratorium. A co z kopertą?
Zawadzka sięgnęła do torebki i wyciągnęła zabezpieczoną w folii kopertę. Położyła ją na stole i przesunęła do siedzącej obok Boruckiej.
– Dotykałeś jej? – zapytała szefowa techników.
– Nie ma tam moich paluchów, jeśli o to pytasz. Od początku wydała mi się podejrzana, więc otwierałem ją w rękawiczkach.
– Przezorny zawsze ubezpieczony.
– Ale to nie znaczy, że nie przeszła przez inne ręce.
– Zobaczymy, co da się z niej wyciągnąć. Powiedziałabym, że pismo jest dość charakterystyczne…
– Mogę zobaczyć?
Koperta trafiła do Winnickiej. Odłożyła krzyżyk, który teraz trafił w obieg. Rzeczywiście pismo było staranne, litery równe, a ich brzuszki naturalnie wypukłe. Wyglądało, jakby zostało nałożone na papier powoli przez kaligrafa albo kogoś, kto bardzo dba o jakość tego, co wychodzi spod jego pióra.
– Potraktuj to jako priorytet. – Winnicka posłała Boruckiej wymowne spojrzenie i podała kopertę do obejrzenia Zimnemu.
– Po spotkaniu od razu jadę do laboratorium, więc zajmę się tym osobiście.
– Świetnie. Wracając do tematu… – Uwaga prokurator znów skupiła się na Brudnym. Pomyślała, że teraz czas, aby ona trochę mu dopiekła. – Dziękujemy za przekazane dowody, ale powiedz, Igor… Na co liczysz, przyjeżdżając tu bez uprzedzenia?
– Z reguły się nie powtarzam, ale dla ciebie zrobię wyjątek. Chcę się dowiedzieć, dlaczego ofiara miała w tyłku resztę tego, co tu przywiozłem.
– Składasz oficjalną prośbę o przyjęcie do zespołu?
– Mówię tylko, że z wami lub bez was, ale dowiem się, dlaczego ktoś zajebał Kotelskiego i dlaczego po raz, kurwa, kolejny chce mnie w to wszystko wplątać.
– To nie jest odpowiedź, Igor…
– Jeśli ci na tym zależy, to może najpierw załatw sprawę z Berylem?
– Kim?
– To mój przełożony. Powiedzmy, że ostatnio nam trochę nie po drodze. Może być zaskoczony, gdy do niego zadzwonisz.
Warszawski stłumił śmiech. Borucka i Krzywicki też zacisnęli usta w wąską linię. Nie umknęło to uwadze Winnickiej.
– Wrócimy do tematu. Robert, kiedy sekcja?
– Osiemnasta może być? W prosektorium będzie już luźniej.
– Może być. Kończymy spotkanie. Weźcie się do pracy.