Cherub. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cherub - Przemysław Piotrowski страница 18
– Pewnie.
Warszawski z Krzywickim, wyczuwając, że balansują na granicy, postanowili się ulotnić. Pożegnali się i opuścili gabinet chwilę po Zimnym i Boruckiej.
– W cztery oczy – powtórzyła bardziej stanowczo Winnicka, gdy Zawadzka nie ruszyła się z miejsca.
Podkomisarz rzuciła jej cierpkie spojrzenie i chwyciwszy torebkę, skierowała się do drzwi. Brudny i Winnicka zostali sami.
* * *
Prokurator podeszła do elektrycznego czajnika i wstawiła wodę. Nie do końca miała pomysł, jak to rozegrać. Z punktu widzenia śledztwa obecność Brudnego zdawała się niemal konieczna, ale incydent sprzed pół roku sprawił, że wpadła w swoistą pułapkę. Miała pełne prawo wygonić go z pokoju, ale tego nie zrobiła. Mogła zrobić to teraz, ale tego nie chciała.
– Mocna, czarna, dobrze pamiętam?
– Tak.
Czekała w milczeniu, aż woda się zagotuje. Czuła na sobie jego wzrok. On też milczał.
Gdy w końcu zalała kawę wodą, odwróciła się i wręczyła kubek Brudnemu. Złapała się na tym, że złość, jaką w sobie tłumiła przez ostatnie kilkanaście minut, nagle uleciała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak jakby tamten wieczór został wymazany z pamięci. Tak jakby wtedy Brudny jej nie upokorzył. Mimowolnie zakręciła biodrami, po czym oparła się pośladkami o szafkę. Nie panowała nad swoimi odruchami i bardzo ją to irytowało. Ale nie mogła przestać. Ten facet sprawiał, że nie była sobą.
– Jak sobie wyobrażasz tę współpracę, Igor? – zapytała, starając się ukryć zdenerwowanie i zachować maksymalnie neutralny ton.
– Nie zabiegałem o zaproszenie na ten bal – mruknął.
– Zapewne…
– Otrzymałem je jednak. I muszę na nim zatańczyć.
– Nie odpowiedziałeś na pytanie…
– Mogę zapalić?
– Proszę bardzo. Popielniczka jest przy oknie.
Brudny sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął pomiętą paczkę. Zrobił kilka kroków w stronę ściany z dwoma dużymi oknami. Winnicka zmierzyła go drapieżnym wzrokiem. Pomyślała, że zasłużył na soczystego kopa w jaja, ale myśl szybko uleciała. Komisarz uchylił okno i przypalił papierosa.
– Słuchaj, Arleta – zaczął, gdy wypuścił pierwszą chmurę dymu. – Nie mam zamiaru wchodzić ci w drogę. Nie muszę tu codziennie przychodzić. Wystarczy mi podstawowy dostęp i możliwość kontaktu z członkami grupy.
– Nie działam w ten sposób – odparła kategorycznie. – Albo grasz ze mną, albo przeciwko mnie.
– Po co ci to?
– Chyba ja powinnam zapytać o to ciebie.
– I tak tu zostanę, bo ktokolwiek zabił Kotelskiego, zaprosił mnie do swojej gry. Prowadziłaś kiedyś śledztwo przeciwko psychopacie?
Brudny wiedział, że nie. Przed przyjazdem sprawdził z Julką całą historię śledztw prowadzonych przez Winnicką. Od lat palmę pierwszeństwa dzierżył Lis, który działając wspólnie z Czarneckim, zwykle brał te najbardziej interesujące. Ona wyszła z jego cienia dopiero przy sprawie kanibala.
– Kilku się przewinęło…
– Nie mam na myśli synalka, który zarżnął babcię dla stu złotych, czy dziadka, który zarąbał sąsiada siekierą, bo przegrał w karty. Nawet tamtego kanibala, który bardziej kierował się instynktem niż zdrowym rozsądkiem. Mówię o człowieku, który od początku do końca ma wszystko przemyślane. Który ma plan, nie zostawia śladów i dba o każdy szczegół.
To były jej sprawy. Prześwietlił ją. Zrobiła krok w jego kierunku i odebrała mu papierosa. W rozmowie z nikim innym nie posunęłaby się tak daleko, ale nie mogła się opanować. Przestała myśleć, aby się powstrzymywać.
– Nie – odparła szczerze.
– A teraz z kimś takim przyjdzie ci się zmierzyć…
– To przeczucie czy wiesz coś, czym chciałbyś się ze mną podzielić?
– Przeczucie. Na razie…
Brudny odwrócił się i omiótł wzrokiem skąpany w słońcu dziedziniec, który oddzielał budynek komendy od ulicy. Spodziewał się pytania, jakie zaraz padnie.
– To ma jakiś związek z tym sierocińcem, prawda?
– Tak sądzę – mruknął. – Ten łańcuszek na to wskazuje.
– Więc nie dajesz mi wyboru i ewidentnie zmuszasz mnie, żebym oficjalnie przyjęła cię do zespołu.
Prokurator znów zaciągnęła się jego papierosem. Dym wydmuchnęła mu prosto w twarz. Brudny pozwolił, żeby owiał jego policzki.
– Wiesz, że Igor Brudny nie jestem łatwym człowiekiem… – mruknął.
– Wiem.
– I że chodzi własnymi drogami.
– Wiem.
Komisarz oparł się o parapet. Przez chwilę milczał, wpatrując się bezwiednie w bawiące się w parku dzieci.
– No dobra – rzekł po dłuższym namyśle. – Załatw temat oficjalną ścieżką z Berylem.
– Naprawdę nie wie, że tu jesteś?
– Nie. I pewnie już ciska gromy, że nie pojawiłem się w komisariacie.
– Masz jaja, Igor. – Uniosła brew, zerkając w okolice jego krocza. – Daj mi jego numer, to się tym zajmę.
Brudny podyktował z pamięci. Winnicka powolnym krokiem podeszła do krzesła i wyjęła komórkę z torebki. Wybrała podany numer. Nie spodziewał się, że zrobi to od razu. Rozmowa była stosunkowo krótka, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę specyficzną sytuację, w jakiej się znaleźli. Przedstawiła sprawę tak, że Beryl nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. „Obecność komisarza Brudnego jest absolutnie nieodzowna” – skądś znał ten tekst i zastanawiał się, czy Winnicka posłużyła się cytatem z szerokiej gamy wystąpień Czarneckiego.
Gdy się rozłączyła, ponownie wyjęła papierosa z ust Brudnego i zaciągnąwszy się, zgasiła go w popielniczce.
– Mam jednak dwa warunki – oznajmiła bardziej stanowczo. – Po pierwsze, nigdy więcej nie będziesz podważał przy ludziach moich kompetencji. Czy to jasne?
Ton jej wypowiedzi zdradzał, że jest śmiertelnie poważna. Brudny kiwnął głową na znak, że się zgadza.
– A po drugie? –