Dworska tancerka. Kyung-Sook Shin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dworska tancerka - Kyung-Sook Shin страница 17

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Dworska tancerka - Kyung-Sook  Shin

Скачать книгу

glinianych dzbanach. Yeon usiadł na ganku i przyglądał się, jak Jin biega po całym domu w poszukiwaniu pani Seo i ojca Blanc. W końcu Jin przysiadła obok Yeona.

      – Dokąd poszli?

      Yeon wziął rękę Jin, żeby na niej coś napisać. Jin wyrwała mu swoją dłoń.

      – Powiedz to!

      Yeon zwiesił nisko głowę. Zapadło milczenie. Jin podała Yeonowi swoją dłoń.

      „Ojciec Blanc… odszedł”.

      Jin poczuła pustkę w głowie.

      – Dokąd?

      Yeon nie odpowiedział. Wstał i poszedł do pokoju gościnnego. Kiedy wrócił, podał Jin francusko-koreański słownik – stary, obłożony w sztywne okładki, wysłużony słownik ojca Blanc. Z tego wysłużonego, podniszczonego słownika wystawała kartka papieru, na której ojciec Blanc napisał po koreańsku i po francusku krótkie słowa pożegnania.

      „Cieszę się, że ciebie poznałem. Bądź stale rozważna i nie porzucaj nauki”.

      A przecież to Yeon wsłuchiwał się z większą uwagą w każde słowo ojca Blanc, gdy ten rozkładał obok Jin słownik i czytał jej nowe słowa.

      – Dlaczego z nim nie poszedłeś?

      – …

      – Dobrze się czujesz?

      Yeon splótł mocno place i zwiesił nisko głowę. Na myśl, że ojciec Blanc opuścił ich dom, Jin poczuła w sercu pustkę. I poczuła, że radość, jaką przeżywała, kiedy we czworo zasiadali przy stole, razem jedli, trącając się łyżkami, ta radość, która nieoczekiwanie wywoływała na jej twarzy uśmiech – stała się odległą przeszłością.

      Pani Seo pospiesznie wbiegła na podwórko. Na wieść o pożarze pobiegła do pałacu i teraz w pośpiechu wracała do domu. Już z daleka zobaczyła Jin i Yeona, więc przyspieszyła jeszcze kroku. Na widok pani Seo oczy Jin wypełniły się łzami. Nie rozpłakała się na widok pożaru, nie rozpłakała się na widok królowej, nie rozpłakała się nawet na widok Yeona. Teraz wybuchła płaczem. Dopadły ją wszystkie lęki z minionej nocy. Jin przyciskała do piersi słownik, pozostawiony przez ojca Blanc.

      „Jeśli ty umrzesz, ja także umrę”.

      Yeon trzymał dłoń Jin i co chwila pisał to jedno zdanie.

      – Ja nie umrę!

      Odpowiedziała krzykiem Jin, a potem zacisnęła mocno usta. Przed oczami mignęła jej twarz królowej. Zobaczyła, jak królowa wpatruje się w płomienie trawiące jej rezydencję. Raz jeszcze usłyszała, jak chłodnym tonem mówi: „Ja nie umrę!”. Nieprzystępna twarz królowej, naznaczona samotnością i gniewem, w niczym nie przypominała twarzy królowej, która karmiła ją białym miąższem gruszki. Jin powtórzyła w stronę Yeona.

      – Ja nie umrę!

      Francja prezentowała całemu światu metryczny system miar, jedno z osiągnięć rewolucji francuskiej, Niemcy wprowadziły silnik spalinowy, który przez rozprężanie gazu dostarczał energii mechanicznej, Korea właśnie zaczęła otwierać się na świat. Mała dziewczynka, która minionej nocy widziała, jak pałac jej władców pożera ogień, ściskała w dłoniach słownik francusko-koreański i zanosiła się płaczem.

      1 Ostatni z cyklu utworów Ouga (Pieśń o pięciu przyjaciołach) pióra Yun Seondo (1587–1671).

      2 Psalm 23, [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu (Biblia Tysiąclecia, wydanie trzecie poprawione), Wydawnictwo Pallotinum, Poznań, Warszawa 1980, s. 587.

      Rozdział II

      Spotkanie

      Wasza Wysokość!

      Mam zaszczyt donieść, że z dniem trzeciego czerwca przybiłem do portu Jemulpo i po odpowiednich przygotowaniach dotarłem do stolicy szóstego czerwca. Zaraz następnego dnia złożyłem w Ministerstwie Dyplomacji i Handlu list uwierzytelniający z prośbą o pozwolenie na podejmowanie działań z ramienia Republiki Francji.

      Chciałbym wyrazić ogromny szacunek dla Waszej Wysokości i zapewnić, że służba u boku Jego Królewskiej Mości to dla mnie wielki zaszczyt.

      Collin Victor de Plancy

      Seul, 10 czerwca 1888

      Bywa, że jakieś spotkanie odciśnie się na zawsze, choć było ulotne jak kropla rosy, która znika w promieniach porannego słońca.

      Był czerwcowy poranek 1888 roku.

      Collin Victor de Plancy sprawdzał mundur, stojąc przed lustrem w kwaterze konsulatu. Konsulat znajdował się w pobliżu bramy Seoso. Mieścił się w typowym koreańskim budynku, wymieniono w nim jednak okna, zastępując tradycyjne, wykonane z papieru skrzydła okienne lśniącymi szybami. Za tymi szybami rozciągał się ogród, porosły gęsto kwiatami i drzewami. Hortensje, piwonie i kwiaty niecierpka otaczały drzewa pigwy i persymony, w mocnym uścisku oplatały się dekoracyjne krzewy lespedezy i dzikiej róży, za nimi ciężko zwisały gałęzie lagerstremii i po tych gałęziach pięły się ozdobne pnącza milinu.

      Collin poprawiał kolejne części munduru, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Za każdym razem, gdy czuł narastające napięcie, przenosił wzrok na ogród, na drzewo paulowni, które zwane było także drzewem feniksa, bo jak wierzono, to właśnie na nim miał przesiadywać ten mityczny ptak. Patrzył, jak jego wielkie, zielone liście kołyszą się na letnim wietrze, jak przez te liście przebijają się drobne, białe kwiaty, przypominające do złudzenia żagle.

      Zobaczył to drzewo paulowni zaraz pierwszego dnia, kiedy dotarł do konsulatu. Uśmiechnął się do siebie na widok jego wielkich liści, które swobodnie, wręcz nonszalancko opadały na drugą stronę ogrodzenia. Pomyślał, że Azjaci darzą drzewo feniksa szczególnym względem. Podobne ros­ło w ogrodzie francuskiego konsulatu w stolicy chińskiej dynastii Qing. Wraz z nastaniem jesieni jego wielkie liście opadały ciężko na ziemię. Collin wskazał drzewo paulowni koreańskiemu tłumaczowi, a wówczas ten pospieszył z wyjaśnieniem, że feniks wije swoje gniazdo jedynie na drzewie paulowni, że śpiewa jedynie w gałęziach paulowni, że żywi się jedynie owocami bambusa. To samo usłyszał od chińskiego urzędnika. Spytał się więc koreańskiego tłumacza, czy kiedykolwiek widział feniksa, na co ten odparł, że każdy, kto go ujrzy, staje się nieśmiertelny, a potem wyraził nadzieję, że Collin zobaczy feniksa. Taką samą odpowiedź usłyszał w Chinach. Wszyscy sadzą drzewa paulowni, zauważył Collin, bo chcą zobaczyć feniksa, ale jeszcze nikomu się to nie udało, ani w Chinach, ani pewnie też w Korei. „Jeśli nikomu się nie udało, to każdemu się udało” – odparł tłumacz. Collina intrygował ten sposób myślenia Azjatów, którzy w naturalny sposób znosili wszelkie dualistyczne podziały. W tym myśleniu kryła się siła łagodzenia wszelkich ostrości, różnic, dysonansów.

      Collin

Скачать книгу