Dworska tancerka. Kyung-Sook Shin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dworska tancerka - Kyung-Sook Shin страница 19

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Dworska tancerka - Kyung-Sook  Shin

Скачать книгу

Wyglądała jak motyl składający skrzydła na kwiatach milinu. Collin ponownie pociągnął kabelek kamery, chciał uchwycić jej profil. Patrzył, jak w letnim podmuchu wiatru tańczy jej bluzka w odcieniu jasnozielonego jadeitu, jej spódnica o barwie indygo, zarzucona na ramiona tunika, jak oddalają się coraz bardziej i bardziej.

      Collin podążył za urzędnikiem, wciąż jednak myślał o tym, co przed chwilą zaszło. „Bonjour”. Nie miał wątpliwości, że ta młodziutka dama dworu odpowiedziała na jego powitanie po francusku. Chciał nawet podpytać się urzędnika, dowiedzieć się, czy on też to słyszał, ale zrezygnował.

      Stracił zainteresowanie otoczeniem, zapomniał, że miał utrwalić na zdjęciu to wszystko, co go zaciekawi. Jego myśli krążyły wyłącznie wokół tej młodziutkiej dwórki, widział tylko jej czarne oczy. Te oczy przywołały w jego pamięci rodzinne strony, położoną na północnym wschodzie Francji wieś Plancy, którą, jak sądził, już dawno zapomniał. Przywołały ojca – irlandzkiego imigranta, pisarza. Matkę – miłośniczkę poezji, która z takim upodobaniem tworzyła i recytowała wiersze. A także… Collin westchnął ciężko. Marię – jedyną w okolicy dziewczynę o czarnych włosach i czarnych oczach. W rodzinnych stronach jego rodzinę spotkała krzywda i zniewaga. Życie w Plancy zrodziło smutek, ale też gorące pragnienia, aspiracje, pasję. Opuszczali wieś w pośpiechu, jakby ich ktoś przeganiał. Przenieśli się do Paryża i pogrzebali Plancy w niepamięci. On nigdy już potem nie odwiedził rodzinnych stron. Nie mógł. Bo nawet wspomnienia wywoływały ból. Tym bardziej nie mógł pojąć, dlaczego wspomnienia z rodzinnych stron powróciły, tak nieoczekiwanie, w tym odległym zakątku Dalekiego Wschodu, w koreańskim pałacu.

      – Jak się może nazywać?

      Pytanie Collina nie było skierowane do urzędnika, ten jednak odwrócił się i spojrzał pytającym wzrokiem.

      – Ta młodziutka dwórka, którą mijaliśmy przed chwilą.

      – Pewnie dwórka Kim. Albo dwórka Choe. Albo dwórka Pak.

      – Nie rozumiem.

      – Tak się tutaj do nich zwracamy.

      Collin spojrzał na rozłożystą sosnę, która rzucała cień mimo wczesnej pory dnia.

      – Nikt nie może zadawać się z dwórkami.

      Urzędnik zdawał się wyczuwać poruszenie Collina, wyjaśnił więc swoje słowa.

      – Wszystkie damy dworu należą do króla. Kto złamie tę zasadę, ten pogwałci prawo i skaże swój ród na pohańbienie.

      Collin uśmiechnął się do siebie, uśmiechnął się gorzko, wyczuwając w tonie urzędnika ostrzeżenie.

      Od północno-zachodniej strony bramy Geungjeon spływa w kierunku południowym strumień. Woda płynie swobodnie, gdy nic jej nie staje na drodze. Gdy napotka przeszkodę, będzie wzbierać bez oporu. Gdy przeszkoda zniknie, popłynie dalej. Przechodzili przez most Geumcheon, kiedy urzędnik odezwał się uroczystym tonem.

      – Nazywamy go „Strumieniem Prawości”. W nazwie kryje się zalecenie, by wszyscy, którzy mieszkają w pałacu, jak również ci, którzy przybywają z wizytą, zachowali w sercu czystość i prawość.

      – Widzę, że ludzie z Zachodu niewiele różnią się od ludzi ze Wschodu. Też poszukują w wodzie mądrości – odpowiedział Collin uroczystym tonem.

      Czuł, że wspomnienia z dawnych czasów zaczynają nieoczekiwanie napierać – jak pęcherzyki powietrza, które pospiesznie cisną się na powierzchnię wody, oderwawszy od spiętrzonego nurtu wodospadu.

      – Jesteśmy na miejscu.

      Urzędnik zatrzymał się przed wejściem prowadzącym do pałacu Geungjeon. Wzdłuż ścian ciągnęły się dwa długie rzędy drewnianych kolumn. Ustawione parami, umocowane w kamiennych płytach, stanowiły część krużganku. „Tu zapadają wszystkie decyzje wagi państwowej” – poinformował urzędnik, wskazując budynek. Okazała belka rozpięta na drewnianych kolumnach, milczący świadek historii, podtrzymywała dach pałacu, który zdobiły różnokolorowe głowy smoka. Podłogi pałaców chińskich wykładane były wypalanymi w ogniu brykietami, których głównym składnikiem była glina. Pałace koreańskie stawiane były na granicie. Collin podniósł wzrok i spojrzał na wznoszące się w oddali białe szczyty górskie. Wzbijały się wysoko w niebo, spoglądając życzliwie na Koreę.

      Collin usiadł na krześle w pomieszczeniu dla gości, którzy czekali na audiencję u króla. On także miał czekać, aż jeden z posłańców przybędzie po niego.

      Pomieszczenie było niewielkie, lecz wychodziło na wąską ścieżkę wiodącą w gęsty zagajnik sosnowy. Stały w nim także stół i krzesło, wyroby zachodniej produkcji, choć sprowadzone najprawdopodobniej z Chin, gdzie były przedmiotem codziennego użytku. W Korei nie zostały zaakceptowane, wiedział o tym. Na stole stał wazon, ozdobiony motywami kwiatów. W wazon wetknięte były rozkwitające kwiaty hortensji. Collin przyglądał się kwiatom, kiedy wniesiono poczęstunek – angielskie ciasteczka oraz wino, ku jego zaskoczeniu, francuskie. Obok leżało opakowanie papierosów, wyrób z Manili. Mijał już czas na audiencję, gdy zjawił się urzędnik. Wygłosił oświadczenie, że król udał się na coroczną procesję dworską. Widząc malujące się na twarzy Collina zdumienie, wyjaśnił, że podczas tej procesji władca udaje się na groby przodków królewskich, by tam odprawić ku ich czci obrzęd. Tak też się stało tym razem i król powrócił wczoraj do pałacu, lecz niestety, późno w nocy. Z tego też powodu audiencja została przesunięta.

      Jak długo czekał?

      Z pałacu musiały nadejść jakieś wieści, gdyż urzędnik pojawił się ponownie i poprosił Collina, by ten udał się za nim. Przeszli przez jedną bramę, potem przez drugą, a kiedy ją mijali, przed oczyma Collina wyłonił się rozległy pawilon. Król siedział za stołem w otoczeniu świty dworskiej. Dworscy urzędnicy stali w równych szpalerach, torując dojście do tronu. Ubrani w oficjalne stroje dworskie, zamarli pochyleni w uniżonym pokłonie, który zadośćuczynić miał dworskiej etykiecie i pałacowym manierom. Obecny był także tłumacz, miał ułatwić przebieg spotkania.

      Collin podniósł głowę i spojrzał w stronę króla. Postacie smoków, wyrzeźbione na poręczach tronu, wyglądały jak żywe. Za tronem ustawiony był rozłożysty, liczący osiem skrzydeł, dekoracyjny parawan. Ten parawan zdawał się ochraniać władcę Joseon – mężczyznę o rzadkim zaroście, łagodnym wyglądzie i dobrodusznym uśmiechu.

      – Witam.

      Urzędnik, który przywiódł Collina, ukłonił się nisko, klękając na dwóch kolanach i pochylając czoło do ziemi. Collin zamierzał pójść w jego ślady, lecz król powstrzymał go ruchem dłoni.

      – Szkoda fatygi. Proszę postępować zgodnie z protokołem francuskim.

      Collin z szacunkiem skinął głową.

      – Wiem, że przybył pan do Korei trzeciego czerwca, a więc ponad tydzień temu. Spotykamy się dopiero dzisiaj, ale mam nadzieję, że nie czuje pan żalu.

      – Przekazano mi informację, że Wasza Wysokość udał się na coroczną procesję dworską.

      – To prawda.

Скачать книгу