Babcia Rabuś. David Walliams

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Babcia Rabuś - David Walliams страница 3

Babcia Rabuś - David  Walliams

Скачать книгу

Królowały na nich szybkie samochody, niebezpieczna broń, olśniewające kobiety. Nie mógł uwierzyć, że jego stara, nudna Babcia lubiła opowieści, które wyglądały tak intrygująco.

      Skąd u niej ta obsesja na punkcie bandziorów?, zastanawiał się Ben. Oni nie mieszkają w parterowych domkach. Rabuś nie grywa w scrabble i prawdopodobnie nie śmierdzi kapustą.

      Czytanie szło Benowi mozolnie, a uwagi nauczycieli sprawiały, że czuł się jak głupek, nie mogąc nadążyć za kolegami. Pani dyrektor nawet zostawiła go na drugi rok w tej samej klasie, w nadziei, że chłopiec nadgoni z czytaniem. Rezultat był taki, że wszyscy jego koledzy chodzili teraz do innej klasy, a Ben czuł się w szkole tak samotny jak w domu, z rodzicami, których obchodziły jedynie tańce towarzyskie.

      W końcu, po mrożącej krew w żyłach chwili, gdy omal nie przewrócił stosu opartych na faktach kryminałów, Ben dotarł do stojącej w rogu pokoju rośliny. Pospiesznie wlał pozostałą porcję zupy do donicy. Roślina i tak wyglądała na umierającą, a nawet jeśli jeszcze nie konała, babcina kapuściana zupa z pewnością była w stanie ją wykończyć.

      Nagle Ben usłyszał charakterystyczne kacze odgłosy, oznajmiające, że Babcia wracała do jadalni, więc popędził z powrotem do stołu. Siadł z pustym talerzem przed sobą i łyżką w garści, starając się przybrać najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać.

      – Skończyłem już zupę, dziękuję, Babciu. Była pyszna!

      – To dobrze, mój drogi – odparła staruszka, gdy na chybotliwych nogach powoli przyczłapała do pokoju z rondlem na tacy. – Niosę ci dokładkę! – I uśmiechając się, nałożyła mu kolejną porcję.

      Ben w panice przełknął ślinę.

      3

      Tygodnik Hydraulika

      – Nie mogę znaleźć „Tygodnika Hydraulika”, Raj1 – powiedział Ben.

      Nadszedł piątek i chłopiec przeczesywał półki z czasopismami w miejscowym kiosku. Nigdzie nie widział swojego ulubionego magazynu. Tygodnik przeznaczony był dla zawodowych hydraulików i z każdym kolejnym numerem Ben coraz bardziej ulegał urokowi stron pełnych rur, kranów, rezerwuarów, zaworów, bojlerów, zbiorników i studzienek. Jedyna przyjemna lektura, głównie dlatego, że wewnątrz roiło się od zdjęć i schematów.

      Z chwilą, gdy dorósł na tyle, żeby móc utrzymać coś w rękach, Ben pokochał hydraulikę. Kiedy inne dzieci bawiły się w kąpieli gumowymi kaczuszkami, on poprosił rodziców o kawałki rur, z których tworzył kręte sieci kanałów wodnych. Jeśli w domu przeciekał kran, Ben go naprawiał. Jeśli zapychała się toaleta, chłopiec nie czuł obrzydzenia, lecz zachwyt!

      Jednakowoż rodzice nie pochwalali jego kanalizacyjnych zainteresowań. Chcieli dla niego sławy i bogactwa, a nigdy nie słyszeli o sławnym i bogatym hydrauliku. Ben był równie zręczny w majsterkowaniu, co do kitu w czytaniu, a wizyty fachowca usuwającego przeciek wprawiały go w stan totalnego bzika. Z najwyższym podziwem obserwował wykonywane czynności, jak stażysta śledzący ruchy doświadczonego chirurga podczas skomplikowanej operacji.

      Mama i Tata byli tym faktem zawiedzeni. Desperacko pragnęli, żeby syn zrealizował ich niespełnione ambicje i został zawodowym tancerzem. Odkryli swoje zamiłowanie do tańca towarzyskiego zbyt późno i sami nie mogli już zostać mistrzami. Szczerze mówiąc, wyglądało na to, że woleli oglądać tańczące pary, niż dźwignąć zadki z kanapy i ruszyć na parkiet.

      W zaistniałej sytuacji Ben wolał zachować swoją pasję dla siebie. Aby nie ranić uczuć rodziców, chomikował numery „Tygodnika Hydraulika” pod łóżkiem. Umówił się też z Rajem, że sprzedawca co tydzień będzie odkładał dla niego kolejny egzemplarz. A teraz nie mógł go nigdzie znaleźć.

      Ben sprawdził za tygodnikiem muzycznym i pismami plotkarskimi, a nawet zajrzał pod „Panią” (nie prawdziwą panią, ma się rozumieć, tylko pod magazyn dla kobiet zatytułowany „Pani”), lecz na próżno. W sklepie panował kompletny chaos, mimo to ludzie z całej okolicy przychodzili robić zakupy właśnie tutaj, ponieważ Raj każdemu potrafił poprawić humor.

      Teraz stał na rozkładanej drabince i rozwieszał świąteczne dekoracje. Mówiąc „świąteczne” tak naprawdę mam na myśli to, że używał transparentu z napisem „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”, na którym „urodzin” za pomocą korektora i długopisu zamienił na słowo „Świąt”.

      Raj ostrożnie zszedł z drabinki, by pomóc Benowi w poszukiwaniach.

      – Twój „Tygodnik Hydraulika”… Zaraz, zaraz… niech pomyślę, a sprawdzałeś obok karmelków? – spytał Raj.

      – Tak – odparł Ben.

      – I nie ma go pod kolorowankami?

      – Nie.

      – Pod balonówą też sprawdzałeś?

      – Tak.

      – Bardzo dziwna sprawa, drogi chłopcze. Wiem, że zamówiłem dla ciebie jeden egzemplarz. Hm, tajemnicze zniknięcie… – Raj mówił bardzo powoli, jak to robią ludzie, gdy się nad czymś zastanawiają. – Tak mi przykro, Ben. Wiem, że uwielbiasz ten magazyn, ale nie mam pojęcia, gdzie się podział. Mam za to promocyjną ofertę na zakup rożków.

      – Mamy listopad, Raj, na dworze straszna lodówa! – odparł Ben. – Kto by chciał teraz jeść lody?

      – Każdy, gdy dowie się o mojej promocji! Posłuchaj tylko: kup dwadzieścia trzy rożki, a otrzymasz jeden gratis!

      – A po co mi dwadzieścia cztery rożki?! – roześmiał się Ben.

      – No, nie wiem. Może zechcesz zjeść tuzin od razu, a pozostałe dwanaście schowasz do kieszeni na później?

      – To strasznie dużo rożków, Raj. Dlaczego tak ci zależy, żeby się ich pozbyć?

      – Jutro mija termin ważności – wyjaśnił Raj, przeciskając się do zamrażarki, po czym odsunął szklane wieko i wyciągnął pudło z lodami. W jednej chwili cały sklepik spowiła mroźna mgła.

      – Spójrz! Najlepiej spożyć przed końcem: piętnasty listopada.

      Ben przyjrzał się pudełku.

      – Tu jest napisane, że termin przydatności minął piętnastego listopada 1996 roku.

      – Cóż – odparł Raj – tym bardziej powinny znaleźć się w promocji. OK, Ben, oto moja ostateczna oferta. Kup karton rożków, a dam ci kolejne dziesięć kartonów za darmo!

      – Dziękuję, Raj, ale nie skorzystam. – Ben zajrzał do zamrażarki, ciekawy, co jeszcze mogło się tam czaić. Nigdy jej nie rozmrażano, więc nie zdziwiłby się, gdyby pod lodem znalazł idealnie zachowanego włochatego mamuta z epoki lodowcowej.

      – Czekaj – rzekł, przesuwając kilka zaskorupiałych lodów na patyku. – „Tygodnik Hydraulika” tutaj jest!

      – A tak,

Скачать книгу


<p>1</p>

Raj – wym. „Radż”, imię męskie pochodzenia hinduskiego, oznaczające „księcia” (przyp. tłum.).