Babcia Rabuś. David Walliams
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Babcia Rabuś - David Walliams страница 4
– To bardzo uprzejmie z twojej strony, Raj. Wezmę jeszcze paczkę karmelowych czekoladek Rolo.
– Mogę ci zaproponować siedemdziesiąt trzy opakowania za cenę siedemdziesięciu dwóch! – zakrzyknął mężczyzna, przywołując na twarz kusicielski uśmiech zawodowego handlowca.
– Nie, dzięki, Raj.
– A tysiąc paczek czekoladek Rolo za cenę dziewięciuset dziewięćdziesięciu ośmiu?
– Nie, dzięki.
– Ben, oszalałeś? To świetna oferta. W porządku, niech ci będzie, ostro się targujesz, chłopie. Milion siedem opakowań czekoladek za cenę miliona czterech. To trzy paczki całkowicie za darmo!
– Jednak wezmę tylko jedną, i czasopismo, dzięki.
– Oczywiście. Już podaję.
– Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będę mógł przejrzeć „Tygodnik”. Znów muszę cały wieczór przesiedzieć z moją nudną, starą babcią.
Minął już tydzień od ostatniej wizyty Bena i nieubłaganie nadszedł następny straszny piątek. Tym razem jego rodzice wybierali się do kina na – jak to określiła Mama – „komedię romantyczną”. Całowanie, zakochane pary i inne ckliwe bzdety. Obleśna ohyda.
– Tsk-tsk-tsk – cmoknął Raj, kręcąc głową, i wydał chłopcu resztę.
Benowi od razu zrobiło się wstyd. Sprzedawca nigdy wcześniej tak nie zareagował. Jak wszystkie miejscowe dzieciaki, Ben także uważał Raja za „jednego ze swoich”, a nie „jednego z nich”. Był tak pogodny i tak pełen życia, że wydawało się jakby był z innego świata, w porównaniu z resztą dorosłych, którzy sądzili, że mogą na ciebie nakrzyczeć tylko dlatego, że są więksi.
– Chłopcze, to, że twoja babcia jest stara – rzekł Raj – nie oznacza, że musi być nudna. Ja sam też nie młodnieję. A za każdym razem, gdy spotykam twoją babcię, utwierdzam się w przekonaniu, że to bardzo interesująca kobieta.
– Ale…
– Nie bądź dla niej taki surowy, Ben – namawiał Raj. – Wszyscy się kiedyś zestarzejemy. Nawet ty. Jestem pewien, że twoja babcia ma niejednego asa w rękawie. Starsi ludzie zawsze mają jakieś tajemnice.
4
Tajemnice i Cuda
Ben jakoś nie miał przekonania, co do słuszności teorii Raja. Wieczorem powtórzyła się ta sama historia. Babcia podała zupę kapuścianą, zaraz po niej ciasto z kapustą, a na deser kapuściany mus. Nawet znalazła gdzieś czekoladki z nadzieniem kapuścianym2. Po kolacji jak zawsze zasiedli razem na zatęchłej kanapie.
– Czas na scrabble! – zawołała Babcia.
Super, pomyślał Ben. Dziś będzie milion razy nudniej niż w zeszłym tygodniu!
Ben nie znosił tej gry. Gdyby tylko mógł, zbudowałby rakietę i wystrzelił wszystkie, kiedykolwiek wyprodukowane, plansze do scrabble w Kosmos. Babcia wyciągnęła z kredensu stare, zakurzone pudło i rozłożyła grę na pufie.
Ben westchnął.
Wydawało się, że dziesiątki lat, a nie ledwie godziny, spędził na wpatrywaniu się w swoje litery, nim przyjrzał się ułożonym do tej pory wyrazom:
MONOTONIA
PRZEDPOTOPOWY
KWAKNIĘCIE (podwójna premia słowna)
BEZCELOWY
SMRODLIWY (po konsultacji ze słownikiem)
ZMARSZCZKI
KAPUSTOFOBIA (potrójna premia słowna)
UCIECZKA
POMOC
NIENAWIDŹĘTEJGŁUPIEJGRY (tej propozycji Babcia nie dopuściła, z uwagi na fakt, iż nie był to samodzielny wyraz)
Ben miał „N”, „D” oraz „U”. Babcia dopiero co ułożyła słowo „miętówka” (zaliczając podwójną premię słowną), więc chłopiec wykorzystał „A” z końca wyrazu, dzięki czemu wyszła „nuda”.
– No, mój drogi, dochodzi ósma – oznajmiła Babcia, spoglądając na swój mały, złoty zegarek. – Karaluchy pod poduchy…
Ben jęknął w myślach. Karaluchy pod poduchy?! Nie był maluchem!
– Ale w domu mogę posiedzieć do dziewiątej! – zaprotestował. – A nawet do dziesiątej, jeśli następnego dnia nie idę rano do szkoły.
– Nie, mój drogi. Szykuj się do łóżka, proszę. – Staruszka, gdy zechciała, potrafiła być całkiem stanowcza. – I nie zapomnij umyć zębów. Za moment przyjdę i opowiem ci bajkę na dobranoc, jeśli chcesz. Zawsze lubiłeś dobranocki.
Chwilę później Ben stał już przy umywalce w łazience. To był zimny, wilgotny pokój bez okna. Od ściany odpadła część kafelków. Wisiał tam też nędzny, wystrzępiony ręczniczek, a w mydelniczce leżała pokryta pleśnią stara kostka mydła.
Ben nie znosił szczotkować zębów. Dlatego udawał, że to robi. Udawanie, że myje się zęby, jest łatwe. Nie mów rodzicom, co ci opowiadam, ale gdybyś chciał spróbować, wystarczy, że zastosujesz się do kilku praktycznych wskazówek:
Widzisz? To dziecinnie proste. Niemal tak proste jak umycie zębów.
Ben spojrzał na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Miał jedenaście lat, lecz był niższy, niżby sobie tego życzył, więc na chwilę stanął na palcach. Bardzo chciał dorosnąć. Jeszcze tylko kilka lat, rozmyślał, a będzie wyższy, bardziej owłosiony i pryszczaty. Zaś jego piątkowe wieczory będą wyglądały zupełnie inaczej.
Nie będzie musiał więcej zostawać u swojej nudnej, starej Babci. Zamiast tego będzie mógł robić te wszystkie ekscytujące rzeczy, którymi w piątki zajmowały się starsze dzieciaki:
Przesiadywać z paczką kumpli pod sklepem monopolowym, czekając, aż ktoś zwróci ci uwagę.
Lub przesiadywać na przystanku autobusowym z dziewczynami w dresach, żując gumę i nigdy nie wsiadać do żadnego autobusu.
Tak, czekał na niego świat pełen tajemnic i cudów.
Na razie jednak, choć na dworze wciąż było jasno, a z pobliskiego parku dobiegały okrzyki grających w piłkę chłopaków, Ben musiał iść spać. W małym, twardym łóżku, w wilgotnym pokoiku, w rozsypującym się domku swojej babci.
Który cuchnął kapustą.
Nie
2
Czekoladki o smaku kapuścianym nie są tak smaczne, jak mogłoby się wydawać. Przecież sama nazwa nie brzmi smacznie.