Rozniecić ogień. Louis de Wohl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rozniecić ogień - Louis de Wohl страница 12

Rozniecić ogień - Louis de  Wohl

Скачать книгу

wojennych przemieścił się w głąb krajów zielonej flagi proroka, jednak dopiero kilkadziesiąt lat temu Hiszpania wyzwoliła się spod muzułmańskiego jarzma. Nawet teraz Wielki Turek, straszliwy następca Selima, Sulejman Wspaniały, ponownie zagrażał chrześcijaństwu. Żadne państwo nie było bezpieczne w obliczu ataku jego janczarów, licznej kawalerii na szybkich koniach arabskich, a także najlepszej na świecie artylerii.

      Na domiar złego, chrześcijaństwo było podzielone, rozbite na trzy obozy: protestantyzm szybko stawał się trwałą potęgą, z którą należało się liczyć. Obóz katolicki również uległ rozpadowi, politycznemu, w którego wyniku Ka­rol V przeciwstawił się Franciszkowi I, królowi Francji.

      W takich okolicznościach zbrojna krucjata nie wchodziła w grę, z wyjątkiem takiej, której uczestnicy wyruszali uzbrojeni wyłącznie w Ewangelię. Właśnie taką krucjatę zaplanowało siedmiu mężczyzn. Siedmiu...

      – To szaleństwo! – wykrzyknął Laynez, kiedy Iñigo wspomniał o tym po raz pierwszy.

      Iñigo skinął głową z powagą.

      – Szaleństwo dla krzyża – podkreślił i nagle wszyscy poczuli cień świętego Piotra w ubogim pokoju, który zajmowali. Jednak odkąd wszystkich ogarnęło szaleństwo, jak to ujął Laynez, zdążyli nabrać siły szaleńców, potężniejszych od innych ludzi dlatego, że nigdy nie myśleli o własnym bezpieczeństwie.

      Rozpoczęła się Msza Święta, celebrowana w dniu święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, obchodzonym przez chrześcijan od piątego wieku.

      Wszyscy wiedzieli o szczególnym stosunku don Iñiga do Królowej Niebios. Nikogo nie zdziwił fakt, że wybrał Jej święto na dzień założenia bractwa. To Maryja nakazała mu wyruszyć w drogę, kiedy spoczywał na łożu boleści w Loyoli. W święto Zwiastowania wyrzekł się świata podczas nocnego czuwania w kościele na Montserrat.

      Mimo to byli poruszeni do głębi podczas Lekcji, kiedy zamiast zwykłego fragmentu z listu apostoła usłyszeli wyjątek ze Starego Testamentu, z Mądrości Syracha. „Pomiędzy nimi wszystkimi szukałem gdzie by spocząć... Wtedy przykazał mi Stwórca wszystkiego, Ten, co mnie stworzył, wyznaczył mi mieszkanie i rzekł: «W Jakubie rozbij namiot i w Izraelu obejmij dziedzictwo!» Przed wiekami, na samym początku mnie stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę. W świętym przybytku, w Jego obecności, zaczęłam pełnić służbę i przez to na Syjonie mocno stanęłam. Podobnie w mieście umiłowanym dał mi odpoczynek, w Jeruzalem jest moja władza. Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie”.

      Potem usłyszeli słowa, jakby wypowiedziane przez Maryję: „Wyrosłam jak cedr na Libanie i jak cyprys na górach Hermonu. Wyrosłam jak palma w Engaddi, jak krzewy róży w Jerychu, jak wspaniała oliwka na równinie, wyrosłam w górę jak platan. Wszystko przepoiłam wonnością jak cynamon i aspalat pachnący, i miłą woń wydałam jak mirra wyborna”.

      Ewangelia mówiła o tej innej Maryi, która wybrała dla siebie najlepszą część, której nikt Jej nie odbierze.

      Podczas Ofertorium zabrzmiał uroczysty śpiew: „Maryja jest wzięta do nieba; radują się aniołowie, współwielbiąc błogosławią Pana, Alleluja”.

      Także oni wybrali najlepszą drogę i już nigdy nie zamierzali z niej zejść, cokolwiek się miało zdarzyć.

      I Chrystus wstąpił w hostię, i był hostią, a Favre, ksiądz, przełamał ją, jak ciało Chrystusa zostało przełamane na krzyżu, i przyjął jej część, a resztę przekazał pozostałym sześciu, by również ją przyjęli.

      Przed przyjęciem każdy wyrecytował słowa ślubowania, zobowiązując się do czynienia tego, co postanowili, a potem pozwolił, by wstąpił w niego Chrystus. Na koniec Favre, z hostią w prawej dłoni i cyborium w lewej, również złożył ślubowanie.

      Kwadrans później opuścili kryptę i kaplicę. Poranne słońce sunęło po miejskich dachach. Nadal zewsząd dobiegało dzwonienie dzwonów. Przez chwilę ich serca były zbyt pełne, aby mogli mówić. Usiedli przy małym źródełku, gdzie święty Dionizy miał jakoby ponieść męczeńską śmierć. Nie musieli powracać do kolegium, obchodzili święto. Rozpakowali śniadanie: chleb, jajko, owoce. Potem zaczęli rozmawiać tak, jak rozmawiają ludzie, którzy doświadczyli niespotykanego poruszenia umysłu i duszy.

      Wtedy Franciszek przypomniał sobie, że nadal nie wspomniał don Iñigowi o swoim problemie – problemie, którego zepchnęły na drugi plan rozgrywające się zdarzenia. Wciąż usiłował dobrać odpowiednie słowa, kiedy Iñigo odwrócił się ku niemu.

      – Znalazłem cichy kąt dla ciebie – oznajmił. – Jutro tam się udamy, by rozpocząć ćwiczenia.

      – Chciałbym, żeby przeszedł przez to cały i zdrowy – westchnął Laynez.

      Młody Salmerón posłał mu pytające spojrzenie.

      – Wszyscy przeszliśmy przez to cało i zdrowo – przypomniał. – Dlaczego w jego wypadku miałoby być inaczej?

      Laynez uśmiechnął się krzywo.

      – Pościłem przez dwa dni, a potem jadłem tylko chleb i piłem wodę – zauważył. – Podobnie jak ty. Obaj mamy jednak w sobie umiar, którego brak Franciszkowi.

      – Ależ ojciec Iñigo z pewnością pozostanie przy nim przez cały czas i...

      – Nie przez cały czas – zwrócił mu uwagę Laynez. – Powinieneś o tym wiedzieć. Bez jego nadzoru oraz wskazówek Franciszek z pewnością by sobie nie poradził. Ale Bóg jeden wie, co się zdarzy, gdy nasz przyjaciel pozostanie sam. Pierwszy tydzień jest ciężki, ale trzeci – dość wspomnieć trzecie wprowadzenie i punkt szósty – na zawsze pozostaje w pamięci. Dobrze pamiętam, co się wtedy ze mną działo, i wolę nie myśleć, jakie uczucia zapewne ogarną Franciszka...

      – Nie ślubowaliśmy posłuszeństwa – podkreślił Salmerón i pokręcił przecząco głową. – Nie tworzymy przecież zakonu. Iñigo jest jednak naszym ojcem, naszym kapitanem. Jeśli Franciszek nie potrafi okazać mu posłuszeństwa...

      – Nauczy się. Z pewnością się nauczy. Mimo to wolałbym, aby minął już trzeci tydzień.

      Zdarzenia trzeciego tygodnia opisał Simon Rodríguez, który był świadkiem tego, jak Franciszek toczył zmagania z aniołami światła i mroku. W wojskowym podręczniku duszy, zatytułowanym Ćwiczenia duchowe, pod hasłem „tydzień trzeci, dzień pierwszy”, mówi w punkcie piątym: „Rozważać, jak Bóstwo się ukrywa, a mianowicie, jak mogąc zniszczyć nieprzyjaciół swoich nie czyni tego, i jak zezwala, aby tak okrutnie cierpiało Jego człowieczeństwo najświętsze”. W punkcie szóstym nakazał: „Rozważać, jak to wszystko cierpi Chrystus za moje grzechy itd. i co ja powinienem czynić i cierpieć dla Niego”.

      Co powinien zrobić? Co powinien wycierpieć?

      Przecież całkiem niedawno uważał, że będzie lepszy od swych braci, on, członek rodziny wojskowych i najlepszy sportowiec w szkole. Miesiącami trenował organizm. Po co? Aby nie

Скачать книгу