Rozniecić ogień. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rozniecić ogień - Louis de Wohl страница 7
– Co mówiłem, panie?
Franciszek zmarszczył brwi.
– Co mówiłeś? Nie rozumiem, mów jaśniej – zażądał.
– Magia – wyjaśnił Miguel przyciszonym głosem. – Pamiętasz, panie, co wspomniałem na temat książki, którą przechowuje w ukryciu? To jasne, skąd ją wziął. Sprzymierzył się z diabłem.
– Dureń z ciebie, Miguelu – westchnął Franciszek. – Zabierz ubranie i wyjdź.
Miguel wymknął się dyskretnie.
Franciszek nie mógł jednak przestać rozmyślać o ostatnich osobliwych wydarzeniach na uczelni. Jak obcy człowiek poskromił rozsierdzonego rektora? I dlaczego nie uważał swojego osiągnięcia za triumf? Podczas kolacji ani razu nie podniósł głowy, aby nacieszyć się chwilą, w której całe kolegium uważało go za bohatera. Po prostu siedział i jadł ze wzrokiem wbitym w talerz, blady i obojętny. Nie, raczej odległy myślami. Czy na tym polega samokontrola? Jeśli tak, to jest człowiekiem z żelaza. Było w nim coś nieprzeniknionego. Ludzie pokroju Miguela zawsze sądzili, że to z pewnością ma coś wspólnego z diabłem. Osoby podobne Pierre’owi Favre’owi nie wątpiły, że to ma związek z Bogiem.
Franciszek uznał, że wszystko jedno, która wersja jest prawdziwa, bo i tak to nie jego sprawa.
Pomoc Franciszkowi w napisaniu trudnego listu do króla nie była obowiązkiem don Iñiga de Loyoli, niemniej udzielił młodszemu koledze wsparcia. Stało się tak dlatego, że zniecierpliwiony Franciszek zaklął, nie mogąc dobrać odpowiedniego zwrotu do szczególnie trudnego ustępu. Don Iñigo akurat przebywał w pokoju, skierował wzrok na współlokatora i uśmiechnął się przychylnie. Gdyby zaprotestował przeciwko używaniu rynsztokowego słownictwa, Franciszek warknąłby na niego ostro, lecz życzliwy uśmiech okazał się wyjątkowo silną bronią. Franciszek wyjaśnił z irytacją, że nie potrafi znaleźć stosownych słów, a don Iñigo poprosił o pozwolenie na przeczytanie stosownego fragmentu. Franciszek wzruszył ramionami i wręczył rozmówcy pismo. Po chwili don Iñigo zaproponował wprowadzenie drobnej zmiany, która poprawi całość tekstu.
– To chyba głupie tak oficjalnie prosić o coś, co mi się prawnie należy – poskarżył się Franciszek. – Potrzebuję jednak na później potwierdzenia aktu nadania szlachectwa.
Don Iñigo skinął głową.
– Był czas, kiedy myślałem tak samo jak ty, Franciszku.
Nie zapytam go, dlaczego się zmienił, pomyślał Franciszek chmurnie. Jeśli to zrobię, opowie mi całe swoje życie.
– Długo bym musiał mówić, gdybym chciał opowiedzieć o przyczynach – przyznał don Iñigo cicho. – Możesz jednak znaleźć ich podsumowanie w dwóch linijkach w ósmym rozdziale Ewangelii świętego Marka, werset trzydziesty szósty.
– Tak czy owak, dziękuję za pomoc, don Iñigo – powiedział Franciszek sucho. Starszy mężczyzna lekko i dystyngowanie skinął głową i odszedł.
Co było napisane w ósmym rozdziale, trzydziestym szóstym wersecie Ewangelii świętego Marka? Mniejsza z tym, przede wszystkim musiał dokończyć i wysłać list. Profesura w kolegium Dormans-Beauvais to nie lada kąsek, ale kanonia w kapitule pampeluńskiej to znacznie lepsza rzecz. Napisał jeszcze kilka słów i przerwał. Czego dotyczył ten dwuwiersz ze świętego Marka? Och, i tak prędzej czy później będzie musiał to sprawdzić. Zdjął Biblię z półki i otworzył na odpowiedniej stronie. Znalazł: „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?”.
Co za impertynencja. Jakie powody miał ten świętoszkowaty pielęgniarz, by zakładać, że Franciszek Xavier traci duszę? Niech lepiej pilnuje własnej.
Dormans-Beauvais było dobrym kolegium chrześcijańskim. Kapituła pampeluńska składała się z wartościowych kanoników. Kto powiedział, że trzeba być świętym żebrakiem, jeśli nie chce się utracić duszy? Nic dziwnego, że ten człowiek miał kłopoty z Inkwizycją.
Franciszek był tak wściekły, że natychmiast dokończył list i wysłał go jeszcze tego samego dnia.
– Znowu był tu Sieur Sarpillier, panie – wspomniał Miguel Landivar ponuro.
– Kto to taki?
Miguel westchnął.
– Handlarz koni, panie.
– Znowu chciał pieniędzy, zgadza się?
– Tak, panie.
Franciszek również westchnął. Już dwukrotnie pisał do domu i nie doczekał się odpowiedzi.
– Czy mamy jakieś pieniądze, Miguelu?
– Nie, panie.
– Nie rozumiem, czego chce ode mnie ten Sarsaparilla. Płaciłem mu rok temu, płaciłem pół roku temu, a potem dołożyłem mu jeszcze trochę. Ciągle mu mało?
– Sieur Sarpillier utrzymuje, że koń nie został jeszcze całkowicie spłacony – wyjaśnił Miguel, przyzwyczajony, że jego pan ma zwyczaj przekręcać nazwiska.
– Zatem powtórz mu, że spłaciłem wszystko z wyjątkiem tylnych nóg. Jeśli nie da za wygraną, niech przyjdzie i zabierze to, co nadal do niego należy. Zadnie nogi, nic więcej.
– Sieur Sarpillier zapewnił, że ponownie przyjdzie jutro rano, a jeśli nie dostanie reszty swoich pieniędzy, po południu zabierze konia. Z pomocą władz, jak podkreślił.
– Natrę mu uszu, jeśli przyjdzie – wykrzyknął Franciszek z wściekłością. Wiedział jednak, że sprawy nie da się tak łatwo rozwiązać. W Sainte Barbe długi nie były niczym zdrożnym, pod warunkiem, że nie interesował się nimi wymiar sprawiedliwości.
– Miguelu, jak uważasz, czy mamy szansę pożyczyć od kogoś pieniądze?
– Nie, panie – odparł Miguel.
– Ten cały Sarsaparilla to brutal – westchnął Franciszek.
Przez cały dzień był tak zirytowany, że nawet Pierre Favre nie potrafił z nim wytrzymać. Po południu poszedł do stajni, by się pożegnać z koniem, poczciwym, pięcioletnim kasztanem. Franciszek uwielbiał konie i bardzo się przywiązał do tego kasztana.
Tam właśnie zastał go don Iñigo, całego we łzach.
– Wybacz, że cię niepokoję, Franciszku – odezwał się. – Podobno handlarz koni zamierza zabrać to zwierzę, bo nie otrzymał całości zapłaty. Czy pozwolisz mi pokrzyżować mu plany?
– Pokrzyżować mu plany? – Franciszek nie odrywał wzroku od niskiego mężczyzny w obszarpanym ubraniu. – W jaki sposób?