Spętani przeznaczeniem. Вероника Рот

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот страница 10

Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Jest w porządku – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.

      – Dobrze. – Jej wymuszony uśmiech pozbawiony był jakichkolwiek uczuć. – Potrzebujesz czegoś do czytania na czas, jaki tu spędzisz, Eijeh? By szybciej ci płynął?

      – Chyba tak. – Wzruszył ramionami.

      – Zobaczę, co da się zrobić.

      Podeszła do niego. Akos wyprężył się, na wypadek gdyby potrzebowała pomocy, ale Eijeh nawet nie drgnął, kiedy sięgnęła po pustą tacę, i nie podniósł wzroku, kiedy wychodzili z pomieszczenia. Akos zatrzasnął za sobą drzwi i dwukrotnie sprawdził klamkę, by mieć pewność, że zamknął je prawidłowo. Oddychał bardzo szybko. To był Eijeh, którego pamiętał z Shotet, który chodził z Vasem Kuzarem, jak gdyby znali się od urodzenia i nie byli zaprzysiężonymi wrogami. Który przytrzymywał go, kiedy Vas zmuszał Cyrę do torturowania go.

      Oczy go zapiekły, więc je zamknął.

      – Widziałaś go takiego? – zapytał. – W swoich wizjach?

      – Tak – odpowiedziała cicho Sifa.

      – Czy to pomaga? Świadomość tego, co się stanie?

      – To nie jest takie oczywiste, jak ci się wydaje – stwierdziła. – Widzę tak wiele różnych ścieżek, tak wiele wersji różnych ludzi… Zawsze zaskakuje mnie nadchodząca przyszłość. Wciąż na przykład nie jestem pewna, z którym Akosem rozmawiam. Możesz być wieloma z nich. – Zamilkła.

      – Nie – odpowiedziała w końcu. – Wcale nie pomaga.

      – Ja… – Przełknął ślinę i otworzył oczy. Nie patrzył jednak na matkę, tylko na ścianę naprzeciwko. – Przepraszam, że tego nie powstrzymałem. Chyba… zawiodłem go.

      – Akos… – Złapała go za ramię. Przez tyk pozwolił sobie poczuć ciepło i siłę jej ręki.

      Cela zajmowana przez Ryzeka została wyszorowana do czysta, zupełnie jakby nic się w niej nie wydarzyło. Akos gdzieś w sekretnym zakątku swojego serca żałował, że Eijeh nie zginął. Byłoby mu znacznie łatwiej bez ciągłego przypominania sobie, że zawalił sprawę. Zwłaszcza że nie potrafił tego naprawić.

      – Nie mogłeś nic…

      – Nie – powiedział bardziej szorstko, niż zamierzał. – Już go nie ma. I nie możemy nic zrobić, tylko… jakoś to wytrzymać.

      Odwrócił się i zostawił ją pomiędzy dwoma synami, z których żaden nie był już taki jak kiedyś.

      Na zmianę zajmowali miejsce na pokładzie nawigacyjnym i pilnowali, by statek nie wpadł na asteroidę, inną jednostkę czy też jakieś kosmiczne szczątki. Sifa wzięła wartę jako pierwsza, gdyż Teka była wyczerpana przeprogramowywaniem statku, Cyra zaś spędziła kilka godzin, usuwając mopem z podłogi krew swojego brata. Akos sprzątnął kambuz i rozwinął koc w samym jego rogu, tuż obok zapasów medycznych.

      Cyra dołączyła do niego z mokrą od potu twarzą i warkoczem zwisającym tuż nad ramieniem. Położyła się przy nim, bark w bark. Przez chwilę nie odzywali się, a jedynie oddychali równocześnie. Akos przypomniał sobie, że kiedy bywał w jej kajucie na statku, zawsze wiedział, kiedy się budziła. Przestawała wówczas wiercić się i rzucać, słyszał jedynie jej oddech.

      – Cieszę się, że on nie żyje – powiedziała.

      Odwrócił twarz w jej stronę, unosząc się na łokciu. Starannie obcięła włosy tuż przy srebrnej dermie. Przyzwyczaił się już do tego, że część jej twarzy błyszczała niczym lustro. Pasowało jej to. Nawet jeśli brzydził się tym, co ją spotkało.

      Zacisnęła zęby i zaczęła rozpinać paski pancerza osłaniającego jej ramię. Pracowała nad nimi tak długo, aż w końcu puściły. Kiedy go zdjęła, odsłoniła nowe nacięcie na skórze, tuż nad łokciem, z charakterystyczną kratką. Delikatnie dotknął go opuszkiem palca.

      – Nie zabiłaś go – powiedział.

      – Wiem – stwierdziła. – Ale Isae nie odznaczy go sobie, więc… – westchnęła. – Sądzę, że zemściłby się na mnie zza grobu, gdybym tego nie zrobiła. Zhańbiłabym go, udając, że nigdy nie istniał.

      – Nie powinnaś tego robić – szepnął.

      – Nie powinnam – zgodziła się. – Ale to mój brat. Jego życie było… istotne.

      – I wkurza cię, że nie możesz go ukarać.

      – W pewnym sensie.

      – Nie wiem, czy moje zdanie się liczy, ale uważam, że masz prawo mu współczuć – powiedział. – Przykro mi, że zadałaś sobie tyle trudu, by go dla mnie oszczędzić, a potem… niewiele to zmieniło.

      Westchnął ciężko i opadł na podłogę. Kolejny dowód, że zawiódł.

      Położyła dłoń na jego mostku, niemalże nad sercem, tę pełną blizn rękę, która tak wiele i tak niewiele o niej mówiła.

      – Mnie nie jest przykro – odpowiedziała. – Przepraszam, ale mówię szczerze.

      – No cóż. – Zasłonił swoją dłonią tę należącą do niej. – Mnie z kolei nie jest przykro, że oznaczyłaś go sobie na ramieniu, choć go nienawidziłem.

      Koniuszek jej ust drgnął. Był zaskoczony, czując, że ukruszyła część jego winy. Zastanawiał się, czy w jakimś sensie zrobił to samo dla niej. Obydwoje nosili wiele blizn, lecz być może mogli sobie pomóc wzajemnie. Uporządkować je kawałek po kawałku.

      Cieszył się, że tak właśnie to czuł. Skoro stracił Eijeha, mógł jedynie przygotować się na spotkanie ze swoim losem, a losy jego i Cyry były ze sobą powiązane. Miał umrzeć dla rodziny Noaveków, a ona była ostatnią z ich rodu. Była szczęśliwą nieuchronnością, wspaniałą i nieuniknioną.

      Pod wpływem impulsu odwrócił się i pocałował ją. Wsunęła palce w jedną ze szlufek jego spodni i przyciągnęła do siebie tak jak wtedy, kiedy im przeszkodzono. Teraz jednak drzwi były zamknięte, a Teka spała w innej części jednostki.

      Byli sami. Wreszcie.

      Chemiczno-kwiatowy zapach transportowca ustąpił miejsca jej zapachowi, zapachowi szamponu ziołowego, którego użyła pod prysznicem, także potu i liści sendesu. Przesunął zabrudzonym miksturą palcem wzdłuż jej szyi, w bok, aż do delikatnego wzgórka jej obojczyka.

      Odepchnęła go, a potem oplotła nogami i przygniotła biodrami na jeden tyk. Tylko po to, by wyciągnąć mu koszulę spod paska. Miała tak ciepłe dłonie, że z trudem oddychał. Obydwoje czuli miękkość jego talii, a potem napięte mięśnie klatki piersiowej. Cyra rozpięła mu wszystkie guziki. Aż do szyi.

      Przypomniał sobie chwilę, gdy pomagał jej ściągnąć ubrania w łazience w kryjówce buntowników. Zastanawiał się wtedy, jak by to było zdejmować je

Скачать книгу