Spętani przeznaczeniem. Вероника Рот

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот страница 7

Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот

Скачать книгу

tak cholernie wysoki – powiedziała łagodnym tonem i odsunęła się. – Kto ci pozwolił być wyższym ode mnie?

      – Zrobiłem to na złość tobie – odpowiedział, uśmiechając się.

      Potem weszła do kapsuły i zamknęła za sobą właz. Nie wiedział, kiedy znów się zobaczą.

      Teka wskoczyła na fotel kapitański stojący na pokładzie nawigacyjnym i za pomocą klucza francuskiego, który zawsze trzymała za paskiem, zdjęła pokrywę panelu kontrolnego. Nie przestawała przy tym gwizdać.

      – Co właściwie robisz? – zapytała Cyra. – To nie jest pora na rozbieranie naszego statku na części!

      – Po pierwsze, to mój statek, a nie „nasz” – odpowiedziała, przewracając błękitnymi oczami. – Zaprojektowałam większość z podzespołów, które utrzymują nas przy życiu. Po drugie, czy wciąż chcesz odwiedzić Siedzibę Zgromadzenia?

      – Nie. – Cyra usiadła po jej prawej stronie, na fotelu pierwszego oficera. – Podczas mojej ostatniej wizyty podsłuchałam przedstawicielkę Trelli, która nazwała moją matkę kupą łajna. Nie sądziła, że ją zrozumiem, bo mówiła po othyrsku.

      – Ważniacy – zakpiła Teka gdzieś z głębi gardła, po czym wyciągnęła z wnętrza panelu garść kabli i przebiegła po nich palcami, jakby głaskała zwierzę. Sięgnęła pod spód, do tej części urządzenia, której Akos nie widział. Wsunęła do środka całe ramię. Tuż przed nimi zabłysnął zestaw współrzędnych. Świecił się wzdłuż wstęgi nurtu, którą mieli przed oczami. Dziób statku – Akos był pewien, że miał własną, techniczną nazwę, lecz jej nie znał, dlatego nazywał go dziobem – przesunął się, więc teraz lecieli w stronę wstęgi nurtu, a nie odwrotnie.

      – Powiesz nam, dokąd lecimy? – zapytał, wchodząc na pokład nawigacyjny. Panel kontrolny pełen dźwigni, przycisków i suwaków zaświecił się wieloma różnymi kolorami. Gdyby Teka rozłożyła ręce, nie zdołałaby objąć go całego. Nie z miejsca, w którym siedziała.

      – Chyba rzeczywiście mogę to zrobić, skoro tu razem utknęliśmy – stwierdziła. Zebrała jasne włosy na czubku głowy i związała grubą gumką, którą nosiła na nadgarstku. W przydużym kombinezonie technika, siedząc na kapitańskim fotelu z nogami skrzyżowanymi po turecku, wyglądała jak dzieciak bawiący się w pilotowanie. – Lecimy do kolonii banitów. Na planetę Ogra.

      Ogra. „Planeta cieni”, jak mawiali ludzie. Rzadko kiedy spotykało się jej mieszkańca, jeszcze rzadziej odwiedzało się jej okolice. Dalej od Thuvhe leżeć nie mogła, chyba że opuściłaby bezpieczną wstęgę nurtu krążącą po Układzie Słonecznym. Żadne systemy nadzoru nie były w stanie przebić się przez gęstą, mroczną atmosferę tej planety. Aż dziwne, że docierał do nich sygnał wiadomości. Sami nie dostarczali żadnych informacji o sobie, więc prawie nikt nie widział powierzchni ich globu. Nawet na zdjęciach.

      Pewnie dlatego oczy Cyry zaświeciły się.

      – Ogra? Ale jak się z nimi kontaktujesz?

      – Najprostszy sposób przekazywania wiadomości bez udziału rządu polega na korzystaniu z usług ludzi – odpowiedziała Teka. – Dlatego właśnie moja mama podczas wypraw znajdowała się na pokładzie statku. Wśród buntowników reprezentowała interesy banitów. Próbowaliśmy współpracować. W każdym razie kolonia to dobre miejsce na przegrupowanie się i ustalenie, co dzieje się na Voa.

      – Niech zgadnę – stwierdził Akos, splatając ręce. – Chaos.

      – I jeszcze więcej chaosu. – Dziewczyna kiwnęła głową. – Z krótkimi przerwami pośrodku. Na chaos oczywiście.

      Nie potrafił wyobrazić sobie, jak wyglądała sytuacja na Voa po tym, gdy – jak sądzili mieszkańcy Shotet – Ryzek Noavek został na ich oczach zamordowany przez swoją młodszą siostrę. Tak przynajmniej to wyglądało: Cyra pojawiła się na arenie z zamiarem zabicia go. Wyczekała jednak, aż podany mu środek usypiający zacznie działać i pozbawi go przytomności.

      W rezultacie po władzę mogła sięgnąć zawodowa armia pod dowództwem Vakreza Noaveka, starszego kuzyna Ryzeka, albo też mieszkańcy zewnętrznych części miasta wyszli z domów, wypełniając pustkę po dawnym przywódcy. Tak czy siak Akos wyobrażał sobie ulice pełne potrzaskanego szkła, przelanej krwi i podartych papierów unoszących się na wietrze.

      Cyra skryła czoło w dłoniach.

      – I jeszcze Lazmet – powiedziała.

      Brwi Teki drgnęły.

      – Co?

      – Zanim Ryzek umarł… – Wskazała drugi koniec statku, w którym jej brat dokonał żywota. – Zdradził mi, że nasz ojciec wciąż żyje.

      Cyra niewiele mówiła o Lazmecie, a Akos znał go jedynie z lekcji historii, na które uczęszczał jako dziecko, oraz z wszelkiej maści plotek, choć te docierające na Thuvhe nie zawsze były prawdziwe. Dwa pokolenia temu wyrocznia po raz pierwszy przepowiedziała losy Noaveków. Jeszcze zanim przejęli władzę nad Shotet. Kiedy matka Lazmeta dorosła, sięgnęła po tron siłą, wykorzystując właśnie te losy jako usprawiedliwienie puczu. Po dekadzie rządów zabiła swoje rodzeństwo, by zagwarantować sukcesję dzieciom. Taka to właśnie była rodzina. Taki właśnie był też Lazmet, według wszelkich doniesień w każdym izycie tak brutalny jak jego matka.

      – Och, szczerze? – jęknęła Teka. – Czy to jakaś zasada rządząca wszechświatem, że przynajmniej jeden dupek z rodu Noaveków musi w danym momencie żyć?

      Cyra odwróciła się w jej stronę.

      – A ja co w tej chwili robię? Nie żyję może?

      – Ty nie jesteś dupkiem – odpowiedziała Teka. – Wkurzaj mnie bardziej, to może zmienię zdanie.

      Cyra wyglądała na lekko udobruchaną. Według Akosa wciąż nie przywykła do tego, że dla niektórych była kimś innym niż kolejną osobą z rodu Noaveków.

      – Cokolwiek głosi owa zasada rządząca wszechświatem… – stwierdziła – …nie mam pojęcia, czy Lazmet rzeczywiście żyje. Jednak Ryzek nie wydawał się kłamać. Niczego nie oczekiwał w zamian, tylko… być może mnie ostrzegał.

      Teka żachnęła się.

      – Bo co? Lubił dawać dobre rady?

      – Ponieważ bał się waszego ojca – skojarzył Akos. Kiedy Cyra opowiadała mu o Ryzeku, zawsze wspominała również i o towarzyszącym mu strachu. Co może bardziej przerażać kogoś takiego jak Ryzek niż osoba, która takim go ukształtowała? – Mam rację? Podobno jest okrutniejszy niż ktokolwiek inny. Albo oczywiście był.

      Cyra kiwnęła głową.

      – Jeśli Lazmet żyje… – Zamknęła oczy. – To trzeba naprawić ten błąd. Tak szybko, jak to możliwe.

      Trzeba naprawić ten błąd. Zupełnie jakby to był jakiś problem matematyczny albo techniczna niedoróbka. Akos nie wyobrażał sobie, jak można mówić w ten sposób o swoim ojcu.

Скачать книгу