Spętani przeznaczeniem. Вероника Рот

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот страница 3

Spętani przeznaczeniem - Вероника Рот

Скачать книгу

na osobę, której uczucia są niezwykle intensywne, bardzo trudno jest wywrzeć wpływ.

      – Cisi, mogę ci zaufać?

      Mogę to w języku thuvhe zabawne słowo. Oznacza móc, mieć powinnośćmusieć jednocześnie. Trzeba domyślić się jego znaczenia na podstawie kontekstu. Czasami prowadzi to do nieporozumień, dlatego ludzie pochodzący z innych planet nazywają nasz język „śliskim”. Cóż, ludzie z innych planet są leniwi.

      Więc kiedy Isae Benesit pyta w języku mojej matki, czy może mi zaufać, nie jestem pewna, co ma na myśli. W każdym razie mogę udzielić tylko jednej odpowiedzi.

      – Oczywiście.

      – Mówię szczerze, Cisi – wyjaśniła półszeptem, którego używa, kiedy mówi serio. Lubię ten ton. Sposób, w jaki szumi mi w głowie. – Jest coś, co muszę zrobić, i zależy mi, byś poszła ze mną. Tylko boję się, że nie będziesz…

      – Isae – przerywam jej. – Jestem tu dla ciebie. Cokolwiek zechcesz. – Palcami delikatnie dotykam jej ramienia. – Dobrze?

      Kiwa głową.

      Próbuje wyprowadzić mnie z kambuza, więc staram się nie stanąć na żadnym z noży. Kiedy Isae się tu zamknęła, wywaliła na ziemię zawartość szuflad. Niszczyła wszystko, co wpadło jej w ręce. Podłogę przykrywają skrawki materiałów, okruchy szkła, połamane kawałki plastiku i rozwinięte bandaże. Jakoś jej za to nie winię.

      Mój dar losu utrudnia mi robienie i mówienie rzeczy, które mogłyby wprawić kogoś w zakłopotanie. Dlatego po śmierci taty nie mogłam płakać, chyba że w samotności. Przez długie miesiące nie potrafiłam odezwać się do mamy. Gdybym mogła tak jak Isae zniszczyć kuchnię, pewnie zrobiłabym to.

      Idę za nią w ciszy. Mijamy ciało Ori. Owinięto je prześcieradłem, więc widać jedynie pochyłość jej ramion oraz górkę nosa i podbródka. Niewyraźny zarys jej ciała. Isae zatrzymuje się, ciężko oddycha. Wydaje się bardziej chropowata niż przed chwilą, niczym ziarenka piasku ocierające się o moją skórę. Czuję, że nie zdołam jej ukoić, ale zbyt się martwię jej stanem, by nie spróbować.

      Posyłam jej kępy piórzycy i twarde, polerowane drewno. Dodaję ciepłą oliwę i zaokrąglony kawałek metalu. Bez skutku. Sfrustrowana ocieram się o nią. Dlaczego nic nie mogę zrobić, by jej pomóc?

      Przez tyk zastanawiam się, czy poprosić kogoś o pomoc. Akos i Cyra są na pokładzie nawigacyjnym. Mama znajduje się gdzieś pod nimi. Nawet ich zbuntowaną przyjaciółkę Tekę mam na wyciągnięcie ręki. Leży na ławce z gęstwiną włosów w kolorze jasny blond rozrzuconych dookoła twarzy. Nie mogę żadnego z nich zawołać. Przede wszystkim fizycznie nie mogę – dar nurtu nie pozwala mi ich niepokoić. Poza tym instynkt podpowiada, że lepiej spróbować samodzielnie zdobyć zaufanie Isae.

      Isae tymczasem sprowadza mnie na dół, na piętro z dwoma magazynkami i umywalnią. To właśnie tam jest moja mama, co poznaję po szumie przetworzonej wodzy. W jednym z pozostałych pomieszczeń – tym z oknem, tego jestem pewna – siedzi mój brat Eijeh. Na jego widok czuję ból. Tyle czasu minęło od jego porwania! W dodatku wydaje się taki drobny w porównaniu do tego bladego drągala Ryzeka Noaveka. Zawsze sądziłam, że kiedy ludzie dorastają, stają się silniejsi. Potężniejsi. Ale nie Eijeh.

      Drugi magazynek – zawierający wszystkie środki czystości – skrywa właśnie Ryzeka. Wzdrygam się na samą myśl o tym, że człowiek, który kazał porwać moich braci i doprowadził do śmierci mojego ojca, znajduje się tak blisko mnie. Isae zatrzymuje się pomiędzy drzwiami i uświadamiam sobie, że zamierza wejść do jednego z pomieszczeń. Nie chcę, by odwiedziła Eijeha.

      Wiem, że technicznie rzecz biorąc, to on zabił Ori. To on trzymał wtedy nóż. Znam jednak swojego brata. Jestem przekonana, że nikogo by nie zabił, a już na pewno nie swoją przyjaciółkę z dzieciństwa. Musi istnieć jakieś inne wytłumaczenie tego, co się stało. Winę za jej śmierć z pewnością ponosi Ryzek.

      – Isae – mówię. – Co…

      Trzema palcami dotyka swoich ust, chcąc mnie uciszyć.

      Dalej stoi pomiędzy dwoma pomieszczeniami. Zastanawia się nad czymś, sądząc po cichym szumie, który ją otacza. W końcu wyciąga z kieszeni klucz. Musiała zabrać go Tece, kiedy zajrzała do niej, by upewnić się, czy zdążamy w stronę Siedziby Zgromadzenia. Wkłada go w zamek celi Ryzeka. Sięgam po jej dłoń.

      – On jest niebezpieczny – mówię.

      – Poradzę sobie – odpowiada, a jej oczy łagodnieją. – Nie pozwolę mu cię skrzywdzić. Obiecuję.

      Puszczam ją. Jakaś część mnie pragnie go zobaczyć. Wreszcie spotkać tego potwora.

      Otwiera drzwi. Ryzek siedzi pod ścianą z podwiniętymi rękawami i szeroko rozłożonymi nogami. Ma długie, chude palce u stóp i szczupłe kostki. Patrząc na niego, mrugam. Czy wszyscy sadystyczni dyktatorzy mają takie delikatne stopy?

      Jeśli Isae wydaje się przestraszona, nie daje tego po sobie poznać. Staje z rękami złożonymi na piersiach. Wysoko zadziera głowę.

      – Proszę, proszę – mówi Ryzek, przesuwając językiem po zębach. – Podobieństwa pomiędzy bliźniakami zawsze mnie zaskakują. Wyglądasz dokładnie tak jak Orieve Benesit. Oczywiście nie licząc blizn. Ile one mają?

      – Dwie pory – odpowiada sztywno Isae.

      Rozmawia z nim. Rozmawia z Ryzekiem Noavekiem, moim zaprzysięgłym wrogiem, porywaczem jej siostry, z całą serią morderstw wytatuowanych na ramieniu.

      – A zatem jeszcze wyblakną – mówi. – Szkoda. Mają niezwykły kształt.

      – Tak, wiem, jestem dziełem sztuki – odpowiada. – Artystą był jakiś świński włosień. Shotet, który taplał się w stercie odpadów.

      Patrzę na nią. Nigdy nie słyszałam, by mówiła o Shotet z taką nienawiścią. To niepodobne do niej.

      Świńskimi włosieniami nazywają ich ludzie, kiedy brakuje im obelg. W rzeczywistości są to szare, wijące się stworzenia żyjące wewnątrz organizmów. Pasożyty, które można usunąć othyrskimi lekarstwami.

      – Och! – Jego uśmiech poszerza się, tworząc dołek na policzku. Kogoś mi przypomina. Być może Cyrę, choć na pierwszy rzut oka nie są do siebie podobni. – Więc uraza, którą czujesz do mojego ludu, nie jest wyłącznie kwestią rasową.

      – Nie! – Isae przykuca, opierając łokcie na kolanach. Stara się wyglądać na dostojną i opanowaną, ale wciąż się o nią martwię. Choć jest szczupła i raczej wysoka, daleko jej do budowy Ryzeka, być może chudego, lecz potężnego. Jeden niewłaściwy ruch i rzuci się na nią. Co zrobię, by go powstrzymać? Zacznę krzyczeć?

      – Słyszałeś o znakach? – mówi, wskazując jego ramię. – Odznaczysz sobie życie mojej siostry?

      Wnętrze jego ramienia, bledsze i bardziej miękkie, nie ma żadnych blizn – pojawiają się na zewnątrz i prowadzą dookoła, rząd za rzędem. Bo ma ich

Скачать книгу