Śledztwo Setnika. Davis Bunn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn страница 2
Na twarzy strażnika pałacowego, który wyłonił się zza rogu łaźni i spojrzał na nią z oddali, Lea dostrzegła grymas niezadowolenia. Czy coś zauważył? Może powłóczyła nogami lub zataczała się? Zmusiła się, by iść dalej. Choć słońce chyliło się ku zachodniemu horyzontowi, wciąż było tak wiele do zrobienia. Przecież jutro wszyscy wyjeżdżają do Jerozolimy, gdzie Poncjusz Piłat ma objąć rządy w celu utrzymania pokoju w trakcie corocznych świąt Paschy…
Lea niechętnie odwróciła się w stronę kwater służby. Gdyby mogła odpocząć przez chwilę… W połowie drogi poczuła się, jakby jakaś morska fala wzbierała i zalewała ją. Przytrzymała się ściany, niepewna, gdzie się znajduje, a popołudniowe światło przygasło, jakby już zaczynała się pora szarówki. Usłyszała, że jakiś głos woła ją po imieniu, ale nie miała siły odpowiedzieć. Lea nie bała się ciemności, która ją właśnie ogarnęła. Właściwie to nawet się ucieszyła.
ROZDZIAŁ
DRUGI
W ciemnościach wczesnego poranka Lea bardziej poczuła niż usłyszała swoje imię. Usiadła na posłaniu na dźwięk szeptu tak delikatnego, że można go było niemal zignorować. Ów szept zniknął wraz z odzyskaniem świadomości, ale wspomnienie pozostało. Lea mocno czuła, że niezależnie od powodu, jej imię zostało wypowiedziane z miłością i łagodną troską. Dopóki nie wstała na nogi, nie zdawała sobie sprawy, że gorączka zniknęła.
Przez ponad tydzień leżała w komnatach służących, tak słaba, że nie mogła wstać bez pomocy. Godziny obliczała na podstawie odległości, którą słońce przemierzyło wzdłuż wyłożonej kafelkami podłogi. Teraz umyła twarz w umywalce pod ścianą i zwinęła swoje posłanie, jak gdyby wcale nie chorowała. Jej twarz była chłodna w dotyku. Wyciągnęła ręce i popatrzyła na swoje dłonie, zdziwiona, że już nie drżą. Potrząsnęła głową żałując, że nie może przypomnieć sobie szczegółów snu. Była pewna, że głos który wymawiał jej imię z taką łagodnością, należał do mężczyzny. Świt jawił się dopiero jako słaby płomyk na wschodnim niebie. Wyciszone fale załamujące się pod pałacowymi murami, były jedynie cieniami o różnym natężeniu światła i ciemności. Na niebie para gwiazd opierała się wschodzącemu słońcu.
Dwóch wartowników szło naokoło pałacu, gasząc po drodze pochodnie. Prawie wszyscy byli już w Jerozolimie, więc pałac tonął w całkowitej ciszy, inaczej niż wtedy, gdy przebywał w nim Poncjusz Piłat. Wówczas dom huczał od gwaru, a atmosfera była nieprzyjemna i gęsta od napięcia. Nawet gdy noc przynosiła spokój, to pałacowe wnętrza były wypełnione wyczekiwaniem, niekiedy strachem. Nie było czasu na prywatność, zwłaszcza dla młodych sług, takich jak Lea.
Lea weszła do kuchni i zastała Dorit siedzącą na swoim posłaniu. Starsza kobieta wolała spać w pobliżu ognia, choć oznaczało to konieczność wstawania wraz z przybyciem do kuchni pierwszego niewolnika. Ale nawet gdy pomoc domowa wyjechała, Dorit nigdy nie spała po nadejściu świtu.
Na widok Lei oczy starszej kobiety rozszerzyły się.
– Czemu nie leżysz w łóżku? – zapytała.
– Czuję się, jakbym wyszła z więzienia.
– Więc jest ci lepiej?
– Nawet więcej, Dorit. Czuję się naprawdę dobrze.
– Chodź, niech dotknę twojego czoła – Dorit wstała i położyła pokrytą starczymi plamami dłoń na czole Lei. – Bałam się o ciebie, dziecko.
Odpowiedź Lei została przerwana przez okrzyk wartownika dobiegający od strony bram pałacowych. Słysząc tętent zbliżających się koni, Lea wyprostowała się. Chwilę później, gdy konie stanęły, przybysz powiedział coś do strażników. Lea od razu rozpoznała ten głos, zdarty przez wiele lat i bitew.
– To Hugo – zauważyła.
– Niemożliwe – Dorit powoli przeszła przez izbę, aby usiąść przy stole. – Wyjechał po tym, jak dostałaś wysokiej gorączki. Musi być w Jerozolimie razem z Piłatem.
Lea nie marnowała czasu na dyskusje. Pochyliła się nad ogniskiem w kuchni i dmuchała na tlące się drewno, aż z żaru wydobyły się języki ognia.
Po chwili usłyszały odgłos kroków na tarasie, a za ich plecami rozbrzmiał głos Hugo.
– Więc się obudziłaś? Świetnie. Dałbym się pokroić za kąpiel.
Straż domowa Piłata stanowiła mieszankę osób różnej maści i usposobienia. Hugo był ulubieńcem Lei, szpakowatym weteranem, pozostającym na usługach Piłata od jego najwcześniejszych kampanii przeprowadzonych na północy, w Galii. Hugo, w przeciwieństwie do innych, nie musiał nikomu nic udowadniać.
– Nie ma jeszcze ognia, ani na kąpiel, ani na herbatę – Lea odwróciła się i uśmiechnęła na powitanie. – Ale i tak miło cię widzieć.
Postawny mężczyzna chrząknął pod nosem, po czym z westchnieniem usadowił się na stołku, po przeciwnej stronie stołu niż Dorit. Kuchnia była obszerna, miała czterdzieści stóp długości i prawie tyle samo szerokości, z dwoma spiżarniami, do których wejścia znajdowały się od ściany wschodniej. Stół ciągnął się wzdłuż środka kuchni i był wystarczająco duży, by pomieścić naraz wszystkich służących i niewolników.
Strażnikom nie wolno było wchodzić do kuchni ani do domu, z wyjątkiem niektórych zaufanych żołnierzy, takich jak Hugo. Inni jedli w domu dla strażników, zadręczając nieszczęsnych niewolników, posyłanych do kuchni, by przynieśli im jedzenie.
Hugo znowu chrząknął rozprostowując nogi.
– Jechałem przez całą noc i cały poprzedni dzień. Zostałem wysłany z Jerozolimy, gdy Piłat wyruszył.
– To pan już jest w drodze powrotnej? – wykrzyknęła Dorit, unosząc się ze swojego miejsca.
– Siadaj – powiedziała Lea krojąc chleb i stawiając go na stole między nimi. Następnie podała oliwki, kozi ser i suszone owoce. Śniadanie żołnierza.
– Myślisz, że nasz Hugo by tak sobie siedział, gdyby Piłat miał zaraz przybyć? – zapytała.
Hugo chrząknął z wdzięcznością i spojrzał na nią.
– A jak z tobą? Już dobrze się czujesz?
– Tak, naprawdę – Lea napełniła miedziany garnek wodą i zawiesiła nad ogniem. Zawahała się, a potem dodała, zwrócona w stronę płomieni:
– Rano śniło mi się, że słyszę głos. Ktoś wołał mnie po imieniu, chyba mężczyzna. Obudziłam się, a gorączka zniknęła. Nawet więcej. Czuję się tak, jakbym nigdy nie była chora.
Bardziej poczuła niż zobaczyła, jak Hugo podnosi wzrok i przygląda się jej, ale o nic nie spytał, ani niczego nie skomentował.