Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 11
Dalej wszystko potoczy się dokładnie tak, jak w każdym innym przypadku. Najpierw fala anonimowej nienawiści pod artykułami, potem pełne rezerwy teksty w serwisach informacyjnych, aż w końcu piętnujące komentarze w telewizji. Wytworzy się społeczna presja, która zgniecie Bukano, nim ten zdąży pomyśleć o wypłacie choćby grosza z polisy.
A potem Rom pójdzie siedzieć. Za bestialskie zabicie żony i córki dostanie dwadzieścia pięć lat albo dożywocie, w zależności od tego, na jakiego sędziego trafi i jak dobrze argumentować będzie prokurator.
Oryński liczył na najwyższy wymiar kary. Takich zwyrodnialców nie powinno się już wypuszczać. Resocjalizacja była sprzeczna z ich naturą.
Przestał o tym myśleć, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę! – krzyknął.
Kiedy do środka wszedł Lew Buchelt, Kordian natychmiast się podniósł i machinalnie poprawił krawat. Pierwszy raz zdarzyło się, by patron zawitał do jego niewielkiego gabinetu.
– Dzień dobry, panie mecenasie – wypalił, choć widzieli się nie dalej jak dwie, może trzy godziny temu.
Borsuk mruknął coś pod nosem i stanął przed biurkiem. Spojrzał na aplikanta z góry, lekko pochylając głowę.
– Dobra robota, kawalerze – powiedział.
– Dziękuję.
– Spotkałem się z przedstawicielem Salusa. Są bardzo zadowoleni.
– Cieszę się.
– Przy następnej okazji chcieliby cię poznać.
Oryński z trudem powściągnął wybuch entuzjazmu. Miał ochotę wyrzucić ręce w górę, krzyknąć, choćby klasnąć. Mimo to uśmiechnął się tylko lekko, odkładając celebrację na później.
– Miło mi – powiedział.
Lew odsunął sobie krzesło i powoli na nie opadł. Potem założył nogę na nogę, skrzyżował dłonie na kolanie i niespiesznie omiótł wzrokiem biuro aplikanta.
– A to oznacza, że będziesz wraz ze mną prowadzić tę sprawę – oznajmił Buchelt.
Trudno było powiedzieć, czy to jego inicjatywa, czy to klient poprosił o udział młodego prawnika, któremu tak szybko udało się dotrzeć do istotnych dla firmy informacji. Oblicze Buchelta niczego nie zdradzało. Zdawał się nie być ani dumny ze swojego podopiecznego, ani rozgoryczony, że Salus oczekuje tym razem tandemu. Był w stu procentach obojętny. Był Borsukiem.
– Tak… – zaczął i odchrząknął. – Rozmawiałem już z Arturem na ten temat. Twierdzi, że nie ma przeciwwskazań.
Żelazny niespecjalnie interesował się losem Kordiana, więc zapewne nawet, gdyby jakieś „przeciwwskazania” istniały, nie byłby ich świadomy.
– Ale przechodząc do meritum… – kontynuował Lew. – Nasz klient życzyłby sobie, żeby sprawa jak najszybciej została zakończona. Bez zbędnego rozgłaszania tej kłopotliwej sytuacji.
– Kłopotliwej?
Buchelt powoli skinął głową.
– Nikt nie chce, by kojarzono go publicznie z Cyganami, prawda? – zapytał Lew.
Oryński właściwie chętnie podjąłby polemikę, ale uznał, że do niczego dobrego to nie doprowadzi. Naprzeciw niego nie siedziała Chyłka, która ceniła sobie ostrą wymianę zdań. Ten człowiek oczekiwał raczej uległości i posłuszeństwa, a wszelkie dyskusje były niemile widziane.
– Media są niepotrzebne – dodał Buchelt. – Zresztą sprawa jest oczywista.
– Jak to, że dwa plus dwa daje cztery.
– Otóż to. Cygan wygląda na winnego, nawet jeśli pominiemy dowody, o których nam doniosłeś.
Kordian nie miał zamiaru z tym polemizować. Każdy był niewinny, dopóki sąd nie orzeknie inaczej, ale w przypadku Romów trudno było zachować obiektywizm. Nie chodziło nawet o ewentualne uprzedzenia rasowe, a o statystyki.
W Polsce niestety były one szczątkowe. Nikt nie prowadził ewidencji osób zatrzymanych i skazanych z uwzględnieniem ich pochodzenia etnicznego. W innych krajach jednak prawo do prywatności nie rozciągało się na tę sferę – i tam statystyki pokazywały, że Romowie trafiają za kratki od kilku do kilkudziesięciu razy częściej niż rdzenni mieszkańcy danego państwa.
Poza tym trudno było przymknąć oko na fakt, że spośród dwudziestu tysięcy polskich Romów około osiemdziesiąt procent jest nieaktywna zawodowo, a więc ma co najmniej wątpliwe źródła utrzymania. Tylko trzystu zdobyło wykształcenie wyższe. Dwoje doktorat. Jeśli istniała korelacja między wykształceniem a przestępczością, konkluzja nasuwała się sama.
To wszystko sprawiało, że Bukano mógł już zastanawiać się nad tym, jak przetrwa w więzieniu. W jego sprawie wystarczyłyby liche dowody, tymczasem prokuratura miała na niego prawdziwy obuch.
Z drugiej strony Kordian pamiętał o słowach Jeana Rigaux. Ten legendarny francuski człowiek filmu powiedział kiedyś, że istnieją trzy rodzaje kłamstwa: przepowiadanie pogody, komunikat dyplomatyczny i statystyka. Jeśli nie pomylił się w tym trzecim przypadku, być może ktoś da Romowi szansę.
– Kawalerze?
Oryński spojrzał na patrona, uświadamiając sobie, że ten czegoś od niego oczekuje. Uniósł brwi.
– Wszystko jest dla ciebie klarowne? – zapytał Lew.
– Tak. Trzeba to załatwić szybko i bez rozgłosu. Standard.
– Standard być może dla innych – mruknął Buchelt.
– Słucham?
– Wszystko, do czego się bierzesz, nabiera… dość głośnego wydźwięku.
– Nie wszystko – zaoponował Kordian. – A oprócz tego zazwyczaj to Chyłka…
– Nie chcę o niej słyszeć.
– Oczywiście – odparł czym prędzej Oryński i uniósł lekko dłonie. – Chciałem tylko powiedzieć, że może pan być pewny, iż rozwiążę sprawę po cichu.
– Świetnie.
Kordian milczał, czekając na wytyczne. Gdyby naprzeciw niego siedziała Joanna, usłyszałby już ich stanowczo zbyt wiele. Borsuk jednak się nie odzywał, sprawiając przygnębiające wrażenie.
Po chwili Oryński poczuł się nieswojo z powodu panującej ciszy. Buchelt odezwał się jednak dopiero, gdy aplikant powoli zaczął przeglądać Internet w poszukiwaniu nowych wieści.
– Nie dopuścimy do rozprawy w sądzie cywilnym – oznajmił Lew.
– Nie?