Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 10
Bukano spojrzał na menu, które kelner zostawił na stole. Chyłka poczuła, że oto pojawił się cień szansy, by choć zwilżyć usta kolejnym drinkiem.
– Napije się pan czegoś? – zapytała. – Dają tu dobrą tequilę sunrise. Czternaście złotych.
– Chętnie.
Przywołała kelnera, a ten szybko uwinął się z napitkiem. Kiedy wzięła łyk, poczuła, jak uczucie ciepła przyjemnie rozchodzi się po przełyku, a potem po żołądku. Odetchnęła z ulgą, jakby zrzuciła z barków ciężar całego świata.
Spojrzała na klienta. Sposób, w jaki mówił o Patrycji, kazał jej sądzić, że rzeczywiście ją kochał. A jeśli tak, to być może istniała szansa, że jest niewinny. Ale w takim razie Joanna władowałaby się w wyjątkowo parszywą sprawę. Tam, gdzie są Cyganie, nigdy nie dochodziło do niczego dobrego. Znała to z praktyki.
– Więc jak to jest z tymi małżeństwami? – zapytała.
– Możemy zawierać związki, ale nasz partner musi się scyganić.
– To znaczy?
– Może stać się manus… to znaczy człowiekiem, o ile przestrzega zasad romanipen, naszego kodeksu postępowania.
– Patrycja się nie stała?
– Nie – odpowiedział, spuszczając wzrok. – Nie mogła, ponieważ pracowała jako położna w szpitalu.
– I co w tym złego?
– Kontakt z takimi ludźmi jest zabroniony.
– Dlaczego?
– Bo towarzyszą przy nieczystym akcie narodzin – odparł ciężko Bukano. – Jeśli ktoś z nas się z nimi kontaktuje, powoduje to skalanie. Sam staje się nieczysty. Do tej grupy zaliczają się też adwokaci.
Chyłka uśmiechnęła się i napiła tequili.
– Doprawdy?
– Tak, ponieważ uczestniczycie w procesie sądzenia. A wszelkie sądy powinny odbywać się w ramach zamkniętej społeczności. Roma może sądzić tylko Rom.
– Wygodne.
– Wynikające z tradycji – skontrował, również podnosząc drinka.
Joanna odgięła się na krześle i poprawiła poły żakietu.
– Więc rodzina pana nienawidzi – zauważyła.
– Można tak to ująć.
– Grozili panu?
– Niejeden raz – odparł. – I nie tylko oni. Musi pani zrozumieć, że związek Polki z Romem nie należy do najłatwiejszych, szczególnie jeśli Polka jest naprawdę dobrze sytuowana, ma mnóstwo znajomych i wielu adoratorów. A Patrycja taka właśnie była…
Chyłka pochyliła się i ściągnęła brwi. Zaczynali przechodzić do konkretów.
– Ile było tych gróźb? – spytała.
– Przez te wszystkie lata? Sporo. Były też rzeczy wykraczające poza groźby.
– Ktoś was atakował?
– Nie raz i nie dwa. Miałem robiony most na zęby, chodziłem w gipsie, noszę do dzisiaj kilkanaście szwów… nie było łatwo, wie pani. – Jednym haustem opróżnił szklankę, a Joanna natychmiast zamówiła powtórkę.
Przypatrzyła mu się i dostrzegła wyraz głębokiego bólu na jego twarzy. Jeśli mówił prawdę, życie nieźle dało mu w kość. Szczególnie biorąc pod uwagę to, w jaki sposób zakończyło się jego małżeństwo.
– Dlatego wykupiliście polisy?
– Nie – odparł, gdy kelner postawił przed nimi kolejne tequile sunrise. – Moi teściowie je opłacali, pieniędzy mają pod dostatkiem…
– To niecodzienne rozwiązanie.
– Owszem – przyznał. – Ale wymuszone okolicznościami. Rodzina Patrycji nie chciała zgodzić się na jakąkolwiek inną formę przekazywania jej pieniędzy. Jej… czy raczej naszej córce. Tylko polisy wchodziły w grę. Została nawet wydziedziczona.
– Raczej pominięta w testamencie. Wydziedziczenie to inna instytucja, związana z pozbawieniem zachowku.
– Słucham?
– Nieistotne – odparła Chyłka. – Więc jaka była wysokość tej polisy?
– Milion złotych.
Joanna zamarła z tequilą w ręce. Nieczęsto zdarzało się, by tak wysoko ubezpieczać życie. W praktyce najczęściej zawierano umowy na kilkaset tysięcy, ale ta sytuacja być może rzeczywiście była wyjątkowa. Rodzina chciała zabezpieczyć dziecko, gdyby coś stało się z rodzicami, a jednocześnie nie zamierzała dawać im niczego wprost. Nie wzięto tylko pod uwagę, że ostatecznym beneficjentem mógł zostać także Bukano.
– W porządku – odezwała się prawniczka. – Więc ewidentnie miał pan motyw.
– Ja? Ale…
– Niech pan nie gra głupa. Widzę, że rozgarnięty z pana… Rom. Doskonale zdaje pan sobie sprawę, że prokuratura weźmie na celownik najpierw męża, a dopiero potem zacznie się rozglądać za innymi podejrzanymi.
– To… to będzie absurdalne.
– Słuszna uwaga. Powinni te słowa wyryć sobie jako motto na budynku przy Rakowieckiej – odpowiedziała Chyłka, a potem odchrząknęła, osuszyła szklankę i odstawiła ją z impetem na stół. Podniosła się i rozejrzała.
– Co pani robi?
– Wiem wszystko, co chciałam wiedzieć – oznajmiła. – A nawet o wiele więcej.
– Ale…
– Teraz pora działać.
– Tylko że…
– Potem prześlę panu upoważnienie do obrony w procesie karnym – dodała. – Właśnie zyskał pan najlepszą adwokat w mieście.
– Jednak…
– Płaci pan za obiad i tequilę. Do widzenia – dodała na odchodnym, po czym skierowała się do wyjścia.
Nie mogła stwierdzić, czy na trzeźwo zachowałaby się tak samo. Podjęła decyzję pod wpływem impulsu, choć w głębi ducha zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli będzie reprezentować tego człowieka przed sądem cywilnym, wypadałoby także bronić go przed karnym.
Opuściła