Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 12
– Trzy dni.
– W takim razie przez ten czas pan Bukano nie może złożyć wniosku o wypłatę polisy.
– Sądzę, że nawet o tym nie pomyśli.
– Nie?
– Oczywiście, że nie. Inaczej sprawiałby jednoznaczne wrażenie, że jest winny. I że zabił swoją rodzinę, by szybko spieniężyć ubezpieczenie.
7
ul. Domaniewska, Mokotów
Chyłka uznała, że musi natychmiast złożyć wniosek o wypłatę polisy. Wiedziała, że jeśli będzie się ociągać, mogą wystąpić problemy w postępowaniu cywilnym. Wszystko zależało od tego, jakie dowody miała prokuratura i jak prędko zamierzała zacząć działać.
Opuściła siedzibę Salusa zadowolona. Nikt nie robił problemów, formalna procedura została wszczęta. Teraz nikt nie mógł już zamieść sprawy pod dywan. Ostatecznie niewiele to zmieniało, firma będzie bowiem walczyć do ostatniej kropli krwi, ale przynajmniej odbędzie się to na oczach opinii publicznej.
Pierwsze, co zrobią, to prześlą automatyczną odmowę uznania roszczenia. Tak to działało w tej i innych ubezpieczalniach – pracownicy rzadko czytali złożone pisma, słali je od razu do działu, który zajmował się ich odrzucaniem. Nie miało znaczenia, czy świadczenie w istocie powinno być wypłacone, czy rzeczywiście było bezzasadne. Chodziło o odsiew najmniej zdeterminowanych klientów. Ci, którzy zdecydowali się napisać odwołanie, często z automatu otrzymywali żądaną należność. Pozostali nie wiedzieli, że poszłoby tak łatwo, gdyby tylko ruszyli palcem.
Joanna rozejrzała się, niepewna, gdzie zaparkowała iks piątkę. W końcu przypomniała sobie, że zostawiła ją na prywatnym parkingu przy Postępu. Kosztował dwadzieścia złotych, ale w okolicy brakowało alternatywy. Domaniewska była zastawiona samochodami tych, którzy urzędowali tutaj od piątej czy czwartej rano. Pozostali systematycznie zasilali kabzy domorosłych potentatów branży parkingowej, którzy wyrośli tu jak grzyby po deszczu, gdy tylko w sąsiedztwie pojawiły się siedziby wielkich firm.
Chyłka wyprostowała się i ruszyła niespiesznie w stronę parkingu. Jednostajny szum miasta działał na nią uspokajająco. W takich miejscach jak to czuła się jak ryba w wodzie. Okolicę nazywano Mordorem, ale było w tym coś pieszczotliwego. Zresztą tabuny dobrze wykształconych ludzi ciągnęły tu jak ćmy do światła. Nie robiliby tego, gdyby rzeczywiście nienawidzili korporacyjnego życia.
Joanna minęła przeszklone biurowce, pod którymi ciągnęła się wystawa luksusowych samochodów, po czym weszła na Postępu. Zasiadłszy w iks piątce, poczuła rozrzewnienie. Drzwi do tamtego świata zamknęły się za nią z hukiem. Nawet jeśli zdoła wybronić tego Cygana, nie znajdzie pracy w żadnej wielkiej kancelarii.
Wcisnęła przycisk start, a potem wyjechała z parkingu. O trzynastej nie było z tym żadnego problemu, jednak około osiemnastej nawiązanie do krainy J.R.R. Tolkiena zaczynało nabierać sensu. Wyjazd z Mordoru zabierał dobrą godzinę, mimo że do przejechania było raptem kilkaset metrów.
Teraz jednak bmw pomknęło swobodnie w kierunku Alei Niepodległości. Na światłach za kościołem Joanna wprowadziła właściwy adres do nawigacji, a potem wyjechała na dwupasmówkę.
Zerknęła na zegarek. Z aspirantem Szczerbińskim była umówiona na pięć minut temu, ale jeśli się pospieszy, zmieści się jeszcze w kulturalnym kwadransie. Mieli spotkać się w Green Caffè Nero na placu Konstytucji, niedaleko komendy.
Szczerbiński – w policyjnych kręgach zwany Szczerbatym – był pierwszym funkcjonariuszem, który dzięki Chyłce i aplikacji Endomondo trafił na trop pewnego mafiosa. Później wprawdzie sprawa nieco się skomplikowała i policja odkryła, że donosy były grubymi nićmi szyte, ale aspirant najwyraźniej zdążył już jej odpuścić.
Nie spodziewała się, że pójdzie tak łatwo, jednak zgodził się na spotkanie, gdy tylko je zaproponowała. Nie pytał nawet, o co chodzi. Przemknęło jej przez myśl, że może liczy na kolejny donos.
Zaparkowała na chodniku naprzeciw kawiarni. Nie było to miejsce parkingowe, ale uznała, że nadaje się w sam raz. Zresztą nie stała tu jako jedyna. Wyszła z samochodu, przejrzała się w oknie, a potem ruszyła do Green Caffè Nero.
Szczerbiński uniósł dłoń, dostrzegając prawniczkę. Siedział tuż przy oknie, zamówił sobie kawę i kanapkę, która wyglądem i zapachem działała na Chyłkę drażniąco.
– Co to jest? – zapytała.
Aspirant wyglądał na nieco zmieszanego.
– Dzień dobry – powiedział.
– Czołem – odparła, wskazując na danie. – Co to?
– Kanapka z łososiem i avocado.
Joanna długo milczała.
– Coś nie tak? – zapytał Szczerbaty.
– Nie – odpowiedziała, zajmując miejsce przy stoliku. Rozejrzała się niepewnie, czując, że jest na obcym, wrogim terenie. – Pełno tu hipsterów.
Szczerbiński również powiódł wzrokiem wokół. Nikt nie złowił jego spojrzenia. Najwyraźniej umundurowany policjant pozostawał dla bywalców niewidzialny.
Aspirant odchrząknął i napił się kawy.
– Ile to już minęło od sprawy Langera? – odezwał się.
– Półtora roku? Dwa lata? Nie wiem, nie śledzę upływu czasu tak skrupulatnie.
– Wydaje mi się, że…
– I nie przyszłam tu na wspominki.
– Rozumiem – odparł, odstawiając kawę i zawijając kanapkę w papier. – W takim razie co dla mnie pani ma?
– Przejdźmy na ty, aspirancie.
– Awansowali mnie na aspiranta sztabowego.
Joanna pokiwała głową z uznaniem, ułożyła ręce jak do klaskania, a potem spojrzała na niego spode łba.
– Nie robi to na mnie specjalnego wrażenia, aspirancie sztabowy – powiedziała. – I to nie ja przychodzę z czymś do ciebie, a ty do mnie.
Nie wyglądał na zadowolonego. Musiał szybko zrozumieć, że zjawienie się tutaj mogło okazać się potencjalnym błędem. Rozpakował na powrót kanapkę i ugryzł kawałek. Chyłka poczuła nieprzyjemny zapach łososia. Przywołał wspomnienia, które chciała upchnąć głęboko w odmętach pamięci.
– Robert Horwat – powiedziała. – A właściwie Bukano.
– Hm? – mruknął z pełnymi ustami policjant.
– Zostanie zatrzymany za dwa, może trzy dni, jeśli