Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 13
– Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie mam całego dnia – oświadczył Szczerbaty, podciągając rękaw kurtki mundurowej. – Możemy przejść do rzeczy?
Zauważyła, że zjadł już kanapkę i powoli dopijał swoją kawę.
– Jasne – odparła. – Chodzi o te dwa trupy przy torowisku na Ursusie.
– Przy Prażmowskiej?
– A były w ostatnim czasie jakieś inne?
Aspirant wyprężył klatkę piersiową.
– Co w związku z nimi? – zapytał.
– Bronię faceta, który jest głównym podejrzanym.
– Przecież to miało miejsce dopiero wczoraj i nikt jeszcze nie…
– Daruj sobie.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Joanna pociągnęła niewielki łyk kawy. Od razu zrobiło jej się lepiej i odniosła złudne wrażenie, jakby wypity dziś rano alkohol nagle wyparował. Zmrużyła oczy i przyjrzała się Szczerbińskiemu. Z pewnością czuć od niej było tequilą, jakkolwiek policjant najwyraźniej albo miał problemy z węchem, albo postanowił ten fakt zignorować.
– Doskonale wiesz, o kim mowa – dodała Chyłka.
– Nie zajmuje się tą sprawą.
– Ale jest na tyle głośna, że o niczym innym nie rozmawiacie w komendzie.
– Posłuchaj… – zaczął, rozglądając się niepewnie. – Pracuję w Komendzie Rejonowej dla Śródmieścia. Nie mamy dostępu do akt tej sprawy, a nawet gdyby…
– Nie potrzebuję akt.
Spojrzał na nią bykiem i odstawił pustą filiżankę.
– Potrzebuję informacji – dopowiedziała. – A ty masz wobec mnie dług.
– Jaki niby dług? Tamten cynk o Siwowłosym sprawił, że wszyscy nagle zaczęliśmy balansować na krawędzi.
– Bzdura. Ostatecznie ujęliście groźnego przestępcę.
– Nie – zaoponował. – Daliśmy się ograć, realizując wasze marketingowe cele. Przez to nie mieliśmy odpowiedniego materiału dowodowego, nie mogliśmy zbudować odpowiedniej sprawy i…
– Dobra, dobra. Pamiętam te zdarzenia – ucięła. – I w takim razie dlaczego w ogóle się tu zjawiłeś?
Szczerbaty wstał, podnosząc filiżankę i talerz po kanapce.
– Bo to, co zrobiłaś w sprawie Szlezyngierów, kazało mi sądzić, że jesteś najporządniejszym prawnikiem, jakiego znam.
Joanna skrzyżowała ręce na piersi i odgięła się na krześle.
– Czuję się obrażana.
– Mówię poważnie – zastrzegł aspirant. – Zastanów się nad karierą w wymiarze ścigania. Jako adwokat jesteś spalona.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, policjant się oddalił. Machnął do niej jeszcze na pożegnanie, a potem znikł za drzwiami. Chyłka zaklęła w duchu i napiła się espresso. Nagle przestało tak dobrze smakować.
Czego ona się spodziewała? Że Szczerbiński ot tak przekaże jej wszystkie informacje? Jeszcze kilka miesięcy temu być może udałoby jej się wydusić z niego to, czego chciała. Teraz jednak jej siła przebicia była znacznie mniejsza. W dodatku tak po prostu pozwoliła mu odejść. Rzadko kiedy ostatnie zdanie nie należało do niej.
Gorzko uświadomiła sobie, że jest w gorszej formie niż po wypadku na Mazurach. Westchnęła, a potem dopiła kawę jednym łykiem. Zostawiła filiżankę na stoliku, po czym opuściła kawiarnię. Na zewnątrz sięgnęła do torebki i wyjęła paczkę marlboro. Zapaliła i szybko zakręciło jej się w głowie.
Stała przed Green Caffè Nero, wbijając wzrok w iks piątkę. Miała pustkę w głowie i obawiała się, że szybko się to nie zmieni. Potrzebowała pomysłu, dojścia do akt sprawy i do samych zwłok… lub choćby protokołu z oględzin i sekcji. Musiała wiedzieć, co dokładnie się wydarzyło.
Podeszła do samochodu i wrzuciła torebkę na siedzenie pasażera. Potem wyjęła z niej telefon i wybrała numer jedynego człowieka, który mógł jej pomóc. Nie miała pewności, czy Harry McVay odbierze, ale jeśli ktokolwiek z kancelarii miał to zrobić, to wyłącznie on.
Brytyjczyk kazał jej czekać tylko przez trzy sygnały.
– Jeśli to nie pomyłka, jestem skołowany – powitał ją.
– Ostatnio wszystko jest pomyłką – odparła Chyłka. – Szczególnie u was.
– Masz na myśli zapewne to, że pozwoliliśmy ci odejść?
– Nie tyle pozwoliliście, co nie zostawiliście mi innego wyjścia.
– Być może – przyznał.
Nie wiedziała, jak McVay zapatrywał się na całą tę sprawę. Nie rozmawiała z nim od momentu, gdy opuściła kancelarię. Jednak fakt, że się z nią nie skontaktował, świadczył wymownie na korzyść tezy, że zaakceptował ten stan rzeczy.
– Nie walczyłeś o swoją najlepszą prawniczkę, co? – zapytała.
– Dzwonisz po kilku miesiącach, by mnie o to pytać? – odparł.
– Nie.
– To dobrze. Bo powiedziałbym ci teraz to samo, co wtedy.
– Mianowicie?
Niespecjalnie ją to interesowało, ale zdawała sobie sprawę, że jeśli chce coś ugrać, musi przygotować odpowiedni grunt. Z dwóch imiennych partnerów to Harry był tym, który miał minimum empatii.
– Broniłbym cię, gdybyś przyszła do mnie wcześniej z tą sprawą – oznajmił. – Załatwiłaś to jednak sama jak cholerny Clint Eastwood, więc sama musisz radzić sobie z konsekwencjami.
– Poradziłam sobie z nimi zaraz po opuszczeniu Skylight.
– Ach tak.
Zamilkła, bo jakakolwiek odpowiedź kazałaby mu sądzić, że to wierutna bzdura. Musiała uciąć temat.
– Ale nie po to dzwonię – zaznaczyła. – Potrzebuję twojej pomocy w sprawie, którą prowadzę.
McVay zamilkł. Cisza przeciągnęła się na tyle długo, że prawniczka zaczęła zastanawiać się, czy aby nie przerwało połączenia.
– Jesteś tam? – spytała.
– Tak – odparł