Noc nad oceanem. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Noc nad oceanem - Ken Follett страница 14

Noc nad oceanem - Ken  Follett

Скачать книгу

ludzie wdarli się do jego domu i zmusili Carol-Ann, żeby wsiadła do samochodu! Co się dzieje?

      – Ale dlaczego? – zapytał w końcu.

      – Nie chcą mi powiedzieć.

      – A co powiedzieli?

      – Eddie, musisz zrobić to, co ci każą. Tylko tyle wiem.

      Mimo gniewu i strachu Eddie przypomniał sobie ojca, mówiącego: „Nigdy nie podpisuj czeku in blanco”. Jednak nie wahał się ani chwili.

      – Zrobię to, ale co…

      – Obiecaj!

      – Obiecuję!

      – Dzięki Bogu.

      – Kiedy to się stało?

      – Parę godzin temu.

      – Gdzie teraz jesteś?

      – Jesteśmy w jakimś budynku niedaleko… – Jej słowa przeszły w krzyk bólu.

      – Carol-Ann! Co się stało? Nic ci nie jest?

      Nie odpowiedziała. Wściekły, przestraszony i bezsilny, ścisnął słuchawkę, aż zbielały mu palce.

      Potem znów usłyszał głos pierwszego rozmówcy.

      – Posłuchaj mnie bardzo uważnie, Edwardzie.

      – Nie, to ty mnie posłuchaj, sukinsynu! – wrzasnął Eddie. – Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię. Przysięgam na Boga, znajdę cię, choćbym miał szukać do końca życia, a wtedy urwę ci łeb gołymi rękami. Czy dobrze mnie słyszysz?

      Człowiek na drugim końcu linii zawahał się, jakby nie spodziewał się takiej tyrady.

      – Nie udawaj twardziela. Jesteś za daleko – rzekł po chwili wyraźnie wstrząśnięty, ale miał rację: Eddie nic nie mógł zrobić. – Po prostu słuchaj.

      Eddie niemal zgrzytał zębami.

      – W samolocie otrzymasz instrukcje od człowieka, który nazywa się Tom Luther.

      W samolocie! Co to miało znaczyć? Czy ten Tom Luther będzie pasażerem, czy jak?

      – Co chcecie, żebym zrobił? – zapytał Eddie.

      – Zamknij się. Tom ci powie. I lepiej wykonaj jego polecenia co do joty, jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swoją żonę.

      – Skąd mam wiedzieć…

      – I jeszcze jedno. Nie dzwoń na policję. Nic ci to nie da. Jeśli jednak to zrobisz, zerżnę ją tylko po to, żeby ci dopiec.

      – Ty draniu, niech cię…

      Tamten przerwał połączenie.

      3

      Harry Marks był wyjątkowym szczęściarzem.

      Matka zawsze mu mówiła, że jest w czepku urodzony. Chociaż jego ojciec zginął na wojnie, Harry’emu sprzyjała fortuna, ponieważ miał silną i zaradną matkę, która go wychowała. Zarabiała na życie, sprzątając biura, i przez cały okres recesji nigdy nie była bez pracy. Mieszkali w czynszówce w Battersea, z kranem z zimną wodą na korytarzu oraz z wychodkiem na zewnątrz, ale mieli dobrych sąsiadów, którzy pomagali sobie wzajemnie w ciężkich czasach. A Harry miał dar unikania kłopotów. Raz, kiedy chłopcy w szkole dostawali lanie, trzcinka nauczyciela złamała się, zanim przyszła kolej na Harry’ego. Innym razem wpadł pod powóz konny, a ten przejechał nad nim, nawet go nie dotknąwszy.

      Został złodziejem, ponieważ uwielbiał biżuterię. Jako podrostek lubił spacerować po bogatych handlowych ulicach West Endu i oglądać witryny sklepów jubilerskich. Urzekały go brylanty i inne klejnoty lśniące na wyściółkach z ciemnego aksamitu w jasnym świetle wystaw. Kochał je za ich piękno, ale także dlatego, że symbolizowały ten rodzaj życia, o jakim czytał w książkach. Ci, którzy mogli sobie pozwolić na podobne precjoza, mieszkali w przestronnych wiejskich rezydencjach otoczonych rozległymi zielonymi trawnikami, gdzie śliczne dziewczyny o takich imionach jak Penelopa czy Jessica całymi popołudniami grały w tenisa i zdyszane przychodziły na herbatkę.

      Został czeladnikiem u jubilera, ale to go nudziło i irytowało, więc odszedł po sześciu miesiącach. Naprawianie urwanych pasków od zegarków i powiększanie obrączek żonom, które od czasu ślubu mocno utyły, nie miało żadnego uroku. Nauczył się jednak odróżniać rubiny od ametystów, perły naturalne od hodowlanych i nowoczesny szlif brylantowy od szlifu dziewiętnastowiecznego. Odkrył także różnicę pomiędzy oprawą właściwą a brzydką oraz między elegancją a bezguściem i ta wiedza jeszcze bardziej rozpaliła jego żądzę posiadania pięknej biżuterii i chęć prowadzenia związanego z tym stylu życia.

      W końcu znalazł sposób zaspokajania obu tych pragnień, wykorzystując takie dziewczyny jak Rebecca Maugham-Flint.

      Poznał Rebeccę na torze w Ascot. Często podrywał bogate dziewczyny na wyścigach. Otwarta przestrzeń i tłumy umożliwiały mu lawirowanie między dwoma grupami młodych widzów w taki sposób, że wszyscy sądzili, iż jest członkiem tej drugiej grupy. Rebecca była wysoką dziewczyną z wielkim nosem, ubraną w koszmarną dżersejową suknię z lamówkami i kapelusik z piórkiem. Żaden z obecnych młodzieńców nie zwracał na nią uwagi i była żałośnie wdzięczna Harry’emu za to, że z nią rozmawia.

      Nie zacieśniał tej znajomości od razu, żeby jej nie spłoszyć. Kiedy jednak wpadł na nią miesiąc później, w galerii, powitała go jak starego znajomego i przedstawiła matce.

      Oczywiście, dziewczyny takie jak Rebecca nie mogły pójść z chłopcem do kina czy restauracji bez przyzwoitki – tak robiły tylko ekspedientki i robotnice. Mówiły więc rodzicom, że wychodzą całą grupą, i chcąc zachować pozory, zwykle zaczynały wieczór od przyjęcia koktajlowego. Później towarzystwo rozchodziło się dyskretnie, ale już w parach. To idealnie pasowało Harry’emu: ponieważ nie adorował panny Maugham-Flint oficjalnie, jej rodzice nie widzieli powodu, by dokładniej go sprawdzić, i nigdy nie kwestionowali jego enigmatycznych wzmianek o wiejskim domu w Yorkshire, podrzędnej szkole prywatnej w Szkocji, niepełnosprawnej matce mieszkającej na południu Francji i powołaniu do Royal Air Force.

      Odkrył, że takie bajeczki często się słyszy w wyższych sferach. Opowiadali je młodzieńcy, którzy nie chcieli się przyznać do tego, że są okropnie ubodzy lub mają rodziców alkoholików, albo pochodzą z rodziny skompromitowanej jakimś skandalem. Nikt nie fatygował się demaskowaniem podobnych kłamstewek, dopóki delikwent nie okazywał poważnego zainteresowania dobrze urodzoną dziewczyną.

      W taki zawoalowany sposób Harry kręcił się wokół Rebekki przez trzy tygodnie. Załatwiła mu zaproszenie na przyjęcie w domku weekendowym w Kent, gdzie grał w krykieta i kradł gościom pieniądze, oni zaś czuli się zbyt zakłopotani, aby zgłosić kradzież, nie chcąc obrazić gospodarzy. Zabrała go także

Скачать книгу