Noc nad oceanem. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Noc nad oceanem - Ken Follett страница 15

Noc nad oceanem - Ken  Follett

Скачать книгу

synekury: byli dyplomatami, prezesami firm, sędziami lub zasiadali w parlamencie. Okradanie ich – podobnie jak zabijanie nazistów – było przysługą wyświadczoną społeczeństwu, a nie zbrodnią.

      Zajmował się tym od dwóch lat, ale wiedział, że nie może robić tego wiecznie. Świat angielskich wyższych sfer był duży, ale ograniczony i w końcu ktoś go zdemaskuje. Wojna wybuchła w chwili, gdy był gotowy poszukać innego sposobu życia.

      Jednak nie zamierzał wstąpić do wojska jako zwykły żołnierz. Kiepskie żarcie, szorstka odzież, pomiatanie i wojskowa dyscyplina to nie dla niego, a ponadto okropnie wyglądał w oliwkowej zieleni. Niebieski kolor sił powietrznych pasował do jego oczu i Harry z łatwością wyobrażał sobie siebie jako pilota. Tak więc zamierzał zostać oficerem RAF-u. Jeszcze nie wiedział jak, ale będzie nim: po prostu takie miał szczęście.

      A tymczasem postanowił wykorzystać Rebeccę, żeby dostać się do jeszcze jednego bogatego domu, a potem ją rzucić.

      Zaczęli wieczór od przyjęcia w Belgravii, w domu sir Simona Monkforda, bogatego wydawcy.

      Harry spędził trochę czasu z panną Lydią Moss, otyłą córką szkockiego hrabiego. Niezdarna i samotna, należała do dziewcząt najbardziej podatnych na jego wdzięk, i czarował ją przez dwadzieścia minut z czystego przyzwyczajenia. Potem przez chwilę rozmawiał z Rebeccą, żeby nie straciła humoru, aż w końcu uznał, że nadszedł czas, by wykonać ruch.

      Przeprosił i wyszedł z pokoju. Przyjęcie odbywało się w dużym podwójnym salonie na pierwszym piętrze. Przechodząc przez podest i skradając się po schodach, czuł upajający przypływ adrenaliny, jak zawsze, kiedy miał wykonać robotę. Świadomość, że zamierza okraść gospodarzy i ryzykuje zdemaskowanie swoich oszustw, jeśli zostanie przyłapany na gorącym uczynku, budziła strach, a zarazem podniecenie.

      Dotarł na drugie piętro i podążył korytarzem do frontowej części domu. Pomyślał, że najdalej znajdujące się drzwi zapewne prowadzą do sypialni. Otworzył je i zobaczył duży pokój z zasłonami w kwiaty i różową kapą na łóżku. Miał już wejść do środka, gdy otworzyły się drzwi w głębi korytarza.

      – A niech mnie! – zawołał donośny głos.

      Harry odwrócił się, spięty. Zobaczył mężczyznę mniej więcej w swoim wieku, który patrzył na niego z zaciekawieniem.

      Jak zawsze właściwe słowa przyszły same, kiedy ich potrzebował.

      – Hm, czy to tu? – zapytał.

      – Co?

      – Łazienka.

      Młodzieniec się rozpromienił.

      – Och, rozumiem. Szuka pan zielonych drzwi na drugim końcu korytarza.

      – Wielkie dzięki.

      – Nie ma za co.

      Harry ruszył w jego stronę.

      – Uroczy dom – zauważył.

      – Nieprawdaż?

      Mężczyzna zszedł po schodach i znikł.

      Harry pozwolił sobie na uśmiech zadowolenia. Ludzie bywają tacy łatwowierni.

      Zawrócił i wszedł do różowej sypialni. Jak zwykle w takich domach, składała się z kilku pomieszczeń. Kolory świadczyły o tym, że ten pokój należy do lady Monkford. Szybko odkrył małą garderobę obok, również z różowym wystrojem, oraz boczną mniejszą sypialnię, z fotelami obitymi zieloną skórą i z tapetą w paski, a przy niej męską garderobę. Po raz kolejny potwierdziło się, że małżonkowie z wyższych sfer wolą sypiać osobno. Harry jeszcze nie zdecydował, czy powodem jest to, że są mniej jurni niż klasa robotnicza, czy też czują się zobowiązani do wykorzystywania wszystkich pokoi swych ogromnych domów.

      W garderobie sir Simona stała potężna mahoniowa szafa i z takaż komoda. Harry otworzył jej najwyższą szufladę. Tam, w małej skórzanej kasetce, znajdowała się cała kolekcja spinek do krawatów, usztywniaczy kołnierzyków i spinek do koszul, nie ułożonych, lecz wrzuconych byle jak. Większość z nich wyglądała dość pospolicie, lecz wprawne oko Harry’ego dostrzegło parę czarujących złotych spinek z rubinami. Włożył je do kieszeni. Obok kasetki z biżuterią leżał portfel z miękkiej skóry, zawierający około pięćdziesięciu funtów w pięciofuntowych banknotach. Harry wziął dwadzieścia funtów i poczuł satysfakcję. Łatwizna, pomyślał. Większość ludzi musiała pracować dwa miesiące w brudnej fabryce, żeby zarobić dwadzieścia funtów.

      Nigdy nie zabierał wszystkiego. Biorąc tylko część, wywoływał wątpliwości. Ludzie myśleli, że zapodziali gdzieś biżuterię lub źle zapamiętali, ile pieniędzy mieli w portfelu, więc nie zgłaszali kradzieży.

      Zamknął szufladę i wrócił do sypialni lady Monkford. Korciło go, żeby wyjść z tym niezłym łupem, postanowił jednak zaryzykować i zostać jeszcze kilka minut. Kobiety zazwyczaj przywiązywały większą wagę do biżuterii niż ich mężowie. Lady Monkford mogła mieć szafiry. Harry uwielbiał szafiry.

      Wieczór był ładny, więc okno pozostawiono szeroko otwarte. Harry zerknął przez nie i zobaczył balkonik z balustradą z kutego żelaza. Szybko wszedł do garderoby, pootwierał wszystkie szuflady i znalazł kilka kasetek oraz tac z biżuterią. Zaczął pośpiesznie je przeglądać, czujnie nasłuchując odgłosu otwieranych drzwi.

      Lady Monkford nie miała dobrego gustu. Była ładną kobietą, którą Harry uznał za raczej nieporadną, i preferowała – a może nie ona, lecz jej mąż – efektowną i dość tanią biżuterię. Jej perły były źle dobrane, brosze duże i brzydkie, kolczyki toporne, a bransolety tandetne. Był rozczarowany.

      Zastanawiał się nad prawie ładnym wisiorkiem, gdy usłyszał, że otwierają się drzwi.

      Zamarł, czując ściskanie w dołku, gdy gorączkowo szukał wyjścia z sytuacji.

      Jedyne drzwi prowadziły do sypialni.

      W garderobie było małe okno, ale zamknięte, i zapewne nie zdołałby go otworzyć dostatecznie szybko i cicho. Zastanawiał się, czy zdążyłby się schować w szafie.

      Z miejsca, gdzie stał, nie widział drzwi sypialni. Usłyszał jednak, jak się zamykają, a potem dotarło do niego głębokie kobiece westchnienie, które nieco zagłuszyło odgłos lekkich kroków na dywanie. Spojrzał w lustro i odkrył, że widzi w nim sypialnię. Weszła lady Monkford i kierowała się do garderoby. Nie było czasu nawet na zamknięcie szuflad.

      Oddychał szybko. Paraliżował go strach, ale zdarzyło mu się już wpaść w podobne tarapaty. Stał jeszcze przez chwilę, starając się uspokoić oddech i myśli. Potem zaczął działać.

      Wyprostował się i szybko przeszedł do sypialni.

      – A niech mnie! – powiedział.

      Lady Monkford zatrzymała się jak wryta na środku pokoju. Podniosła dłoń do ust i krzyknęła zdjęta trwogą.

      Kwiecista

Скачать книгу