Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 20
Na dłużej zawiesiła na nim wzrok i nie mogła opędzić się od myśli, że patrzy na tego samego Wiktora, którego niegdyś poznała pod budynkiem prokuratury. Wówczas jawił się jako desperat i gotowy na wszystko buntownik. Człowiek potrafiący posunąć się znacznie dalej niż inni w jego sytuacji. Wymownie dowodziły tego grzechy z jego przeszłości. Grzechy, które popełnił na Ukrainie.
Dominika podniosła się i zadarła głowę. Śmigłowiec był już blisko, a wiatr zelżał na tyle, że nie powinno być problemów z przetransportowaniem ciała bezpośrednio ze szczytu.
Przez chwilę prokurator zastanawiała się nad egzekucją, którą Forst niegdyś wykonał. Nad tym, co mogło to za sobą pociągać. I czy dało się to połączyć z monetą, którą odnaleźli na szczycie.
Związek musiał istnieć. A kluczem do jego odkrycia było zrozumienie, dlaczego na numizmacie znalazł się rok tysiąc dziewięćset czterdziesty siódmy, prawosławny krzyż i trzy litery. COP.
Wadryś-Hansen przypatrywała się, jak grupa funkcjonariuszy przygotowuje ciało do transportu, a potem mocuje je na pokładzie śmigłowca. Pierwsze informacje nadejdą niebawem, zapewniła się w duchu.
– Niech Forst dołączy do trupa – rozległ się męski, mrukliwy głos.
Odwróciła się do Osicy. Komendant był wyraźnie zmęczony, a ubranie miał przemoknięte do suchej nitki. Mimo to zmusił się do bladego uśmiechu.
– Nie mam na myśli, żeby kopnął w kalendarz. Chociaż…
– Nie zgodzi się na transport śmigłem, panie inspektorze.
Edmund machnął ręką.
– Bardziej obchodzą mnie wyniki Światowych Igrzysk Koczowników w Kirgistanie niż to, na co Forst się zgadza lub nie.
Wadryś-Hansen uniosła lekko kąciki ust, przypominając sobie materiał, który kiedyś widziała na antenie TVN24. Zapadł jej w pamięć tylko dlatego, że ceremonię otwierał siedzący na koniu Steven Seagal w rycerskiej zbroi.
– Przypuszczam, że nie jest pan ich fanem.
– Ani zawodów, ani Forsta – odburknął Osica. – Wsiądzie do tego helikoptera, czy mu się to podoba, czy nie.
– To roztropne?
– W powietrzu robi mniej szkód niż na lądzie. Przynajmniej tak było dotychczas.
– Chodziło mi raczej o…
– Tę zasraną kartkę, tak, tak – uciął inspektor. – Mam na uwadze tę groźbę.
– Na pewno?
– Postąpimy dokładnie tak, jak powinniśmy. Forst nie zejdzie na polską stronę, przynajmniej nie dosłownie.
– Taki wybieg chyba niespecjalnie przemówi do zabójcy.
Komendant strzepnął z irytacją wodę z rękawa i mruknął coś niezrozumiałego.
– Przemówią do niego środki ostrożności – zapewnił.
– A więc zamykamy szlaki?
– Jeszcze nie. Próbowałem to załatwić, ale góra nie chce wywoływać paniki. Zamiast tego wyśle dodatkowe patrole, zjeżdżają się już policjanci z całej Polski – odparł Osica i spojrzał w stronę dolin. – Części z nich kondycja pozwoli na dojście najwyżej na Rusinową Polanę, ale… cóż, minister przemówił.
Dominika wyobraziła sobie, co dzieje się teraz przy kasach biletowych TPN. Umundurowani policjanci zapewne skrupulatnie sprawdzali każdego, kto opuszczał park, a atmosfera niepokoju musiała osiadać jak gęsta poranna mgła.
Czy Gjord mógłby jakoś się przemknąć? Z pewnością, udowodnił to już nieraz. Ale równie dobrze mógł schronić się w górach. Tatry zapewniały wiele miejsc, w których mógłby pozostawać niezauważony.
– Grupa ratowników przeczesuje też teren pod Orlą Percią – dodał Osica. – A konkretnie okolicę, gdzie runął ten kutafon.
Wadryś-Hansen nie pamiętała, który to już raz organizowana jest podobna akcja. Na Tatromaniaku przez jakiś czas liczono kolejne próby, także te podejmowane nieformalnie. W pewnym momencie wszyscy za punkt honoru postawili sobie, by odnaleźć ciało Bestii z Giewontu. Nikomu jednak się to nie udało.
– Nie znajdą go – powiedziała cicho. – Szukali już dostatecznie długo.
– W tej kwestii polegam na Świętym Mateuszu – zastrzegł Edmund. – Szukajcie, a znajdziecie.
– Nie wątpię. Ale pytanie brzmi: co znajdziemy? Bo z pewnością nie to, czego szukaliśmy. Ciała tam nie ma.
– Nawet jeśli, to żaden dowód. Mógł je zabrać naśladowca.
– Nie ma żadnego naśladowcy, panie inspektorze.
– Na Boga… – jęknął Osica i szarpnął za poły kurtki. – Naprawdę jako jedyny zachowuję tutaj resztki rozsądku?
– Wydaje mi się, że…
– Wszyscy inni najwyraźniej zakładają, że Bestia wróciła – ciągnął inspektor. – A tymczasem mógł uaktywnić się cały ten jego kult. Już o nim zapomnieliście, do cholery? Może truchło zabrali ci, którzy wcześniej gotowi byli rzucić się za nim w ogień. Nie pomyślała pani o tym?
– Pomyślałam. Nie tylko o tym.
Edmund nie miał zamiaru dopytywać o inne scenariusze, które przyszły jej do głowy. Znał je zresztą wystarczająco dobrze. I podobnie jak Dominika w głębi duszy musiał wiedzieć, że działania policji na dole czy TOPR-u u stóp Orlej Perci niczego nie dadzą.
Część odpowiedzi znajdowała się tutaj, w górach. Pozostałe zostały zapisane w wiadomości od mordercy.
Dominika spojrzała w stronę unoszącego się nad wierzchołkiem helikoptera. Na pokładzie znalazło się już niemal wszystko, co mogło mieć znaczenie dla śledztwa.
– Lecę z nimi – powiedziała.
– Byłem pewien, że będzie pani wolała przejść się ze mną. Taka ładna pogoda.
Chętnie odstąpiłaby mu miejsce w policyjnym Sokole, ale nie miała zamiaru tracić ani minuty więcej. I bez tego zabójca zyskał stanowczo zbyt wiele czasu. Przeszło jej też przez myśl, że tego argumentu użyje, przekonując Forsta, by wsiadł z nią na pokład.
Okazało się, że nie musiała tego robić. Wiktor nie protestował, przeciwnie, ochoczo skorzystał z okazji. Wątpiła jednak, by kierował się troską o kolano – jego pobudki zapewne były tożsame z jej.
– Jesteś pewna? – zapytał tylko.
– Nie. Ale alternatywą jest to, że rozbijesz obóz i zadomowisz