Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 23
– Albo zima w Polsce. Możliwości jest sporo.
– Na Polskę mi to nie wygląda.
Wiktor musiał przyznać mu rację. Olga stała na tle kilku niewysokich budynków pokrytych stiukami w kolorze cegły. W tle widać było maszt centrum handlowego lub stacji benzynowej. Dwa budynki po prawej były murowane, reszta wydawała się drewniana. Gdzieś między nimi na wysokich słupach powiewały trzy flagi, a tuż przed nimi znajdowało się pojedyncze, pozbawione liści drzewo.
– Niezłe zadupie – ocenił Aleks.
– Ale zadbane. Nie żaden wschodni kraj.
Wszystko wyglądało stanowczo zbyt schludnie. Na ulicach, gdzie śnieg był wyjeżdżony, dało się dostrzec równy asfalt. Próżno było szukać jakichkolwiek zaniedbanych konstrukcji czy śmieci. Lampy uliczne też nie przywodziły na myśl tych, które Forst pamiętał z czasów PRL-u.
– Alaska? – podsunął Gerc.
Przez moment Wiktor nie miał pojęcia, dlaczego akurat to miejsce przyszło mu na myśl. Zaraz potem zerknął na trzymane przez Aleksa zdjęcie i dostrzegł powód. Na tabliczce znajdującej się pod jedną z latarni widać było napis „ROOMS – CRAFTS – HORSE RIDING – RAFTING”.
– Angielski to nie dowód na cokolwiek – odezwał się Forst. – Rafting też nie.
Aleksander skinął głową. Obaj zdawali się tak pochłonięci wpatrywaniem się w zdjęcia, że wszystko inne robili właściwie bezrefleksyjnie. Wymienili się kilkoma fotografiami, nie odrywając od nich wzroku.
– Co się z nią działo, do cholery? – mruknął Gerc.
– Dobre pytanie.
Pytanie, które będzie wracało ze zdwojoną mocą przy każdym kolejnym kadrze, dodał w duchu Forst.
– I kto zgromadził tę całą dokumentację? – kontynuował Aleks, zwracając się bardziej do siebie niż do Wiktora. Podniósł jedną z teczek i potrząsnął nią. – I po co? To musiał być niemały trud. Co niby…
– Nie ma sensu gdybać.
– Nie gdybam, stawiam pytania – odparł Aleks, w końcu patrząc na Forsta. – Od tego zazwyczaj zaczyna się śledztwo, choć są i tacy, którzy najpierw strzelają, a dopiero potem starają się ustalić, za co…
– Sprawę Ukrainy mamy zamkniętą, Gerc.
– Prawnie.
– Tylko to się liczy.
Nie była to do końca prawda, przynajmniej nie z punktu widzenia Forsta. Nigdy nie żałował tego, co zrobił, ale zdawał sobie sprawę, jak wiele zdarzeń to za sobą pociągnęło. Jeden wystrzał, jedna ofiara i jedno życie, które powinno zostać zakończone już dziesięciolecia wcześniej.
– Mniejsza z tym – powiedział Aleks.
Wiktorowi przez moment wydawało się, że się przesłyszał.
– Skupmy się na Szrebskiej.
– W porządku.
Prokurator wymierzył palcem w logotyp widoczny nad budynkami.
– Co to jest? Stacja benzynowa? Jakieś lokalne centrum handlowe?
– Wygląda raczej na to drugie.
Forst rozejrzał się po pokoju i dostrzegłszy lampkę nocną, przysunął ją i oświetlił fotografię. Obaj przyjrzeli się uważniej.
Na reklamie widoczna była jedna litera. „K”. Tło było niebieskie, na dole znajdował się zielony pasek, a powyżej czerwony.
– Nie kojarzę loga – odezwał się Aleks.
Wiktor mógł teraz dostrzec nieco więcej szczegółów. Zdawało się, że słup stał przed niewielkim podłużnym budynkiem. Reklamy nad oknami były żółte, ale nie dało się odczytać, co się na nich znajduje. Z wyjątkiem dużej informacji „9–21”, zapewne dotyczącej godzin otwarcia.
– Wygląda jak supermarket – ocenił Forst.
– Poznajesz, w jakim języku są te napisy?
– Nie. Zbyt niewyraźne.
Wiktor przejrzał kilka innych zdjęć. Trudno było wyciągnąć z pozostałych ujęć jakiekolwiek wnioski.
– Przydałyby się cyfrowe oryginały – powiedział Gerc i się rozejrzał. – Może gdzieś tu są.
– O ile ktoś robił te zdjęcia cyfrówką.
– A robi się je jeszcze w inny sposób?
– Nie, pewnie nie – przyznał mu rację Forst. – Ale żaden aparat ani karta pamięci z pewnością się nie ostały. Przetrząśnięto tę chatę skrupulatnie, a zdjęcia zostały tylko dlatego, że niespecjalnie interesowały policję.
Wiktor zerknął w stronę drzwi, bo naraz naszła go myśl, że ktokolwiek zebrał te materiały na temat Olgi, mógł wrócić. Równie dobrze na miejscu mogli pojawić się technicy czy ktoś z organów ścigania.
Forst zebrał zdjęcia i włożył je do teczki.
– Czas na nas.
Aleksander nie protestował. Jedyną zaletą działania z tym człowiekiem było to, że nie trzeba tłumaczyć mu powagi pewnych zagrożeń. Przed wyjściem obfotografował jeszcze wszystko, co mogło mieć jakiekolwiek znaczenie. Zapełnił kartę pamięci, ale twierdził, że to nie żaden problem, bo reszta zapisała się w chmurze.
Opuścili dom przy Pablo Mercader Torregrosa chwilę później, sprawdziwszy jeszcze pobieżnie, czy nie przegapili niczego istotnego. Forst był przekonany, że mają wystarczająco dużo, by podjąć trop. I być może ich wspólne doświadczenie pozwoli ustalić, dokąd ten prowadzi.
– Wynająłem pokój niedaleko – odezwał się Aleksander, kiedy ruszyli w stronę centrum.
Taka informacja z ust kogokolwiek innego z pewnością nie zabrzmiałaby niepokojąco. W tym wypadku jednak Forst poczuł się nieswojo.
– Hostal Belén przy calle Apolo.
– Aha.
– Mam ze sobą laptopa. W hostelu jest całkiem szybkie wi-fi.
– Okej.
Gerc wskazał kierunek i obaj ruszyli ku calle Apolo. Z zewnątrz miejsce robiło w najlepszym wypadku niepozorne wrażenie. Wąskie balkony przywodziły Wiktorowi na myśl budynek przy Piaseckiego, a niebieska markiza z nazwą hostelu i naklejki na szybach wysyłały jasny sygnał – noc w tym miejscu nie kosztuje wiele.
Pokój, w którym zatrzymał się Gerc, miał dwa łóżka i okazał