Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 21
Podbiegł do Dominiki, a potem wyjął smartfon i pokazał jej wyświetlone na ekranie zdjęcie.
– Kojarzy to pani?
Wadryś-Hansen nie musiała długo przyglądać się dokumentowi widocznemu na zdjęciu, by wiedzieć, czym jest.
– To legitymacja służbowa prokuratora.
– Polska legitymacja.
– Oczywiście. Widzi pan przecież, że…
– Znaleziono ją na szlaku prowadzącym na Koprowy Wierch.
W głosie Baráta słychać było wyraźne pobudzenie – i właściwie Dominika mu się nie dziwiła. Każdy oryginalny dokument był pilnie strzeżony, a sfałszowanie go nastręczało niemałych trudności – jakiś czas temu polskie sądy uznały, że nawet skanowanie go stanowi przestępstwo. W rezultacie z sieci zniknęły wszystkie zdjęcia przedstawiające legitymacje.
Fakt, że jedna z nich znalazła się na słowackim szlaku, w dodatku akurat teraz, był niepokojący.
Wadryś-Hansen ruchem ręki pokazała czekającym na górze policjantom, by na moment się wstrzymali. Wzięła od Gašpara telefon i rozsunęła dwa palce na wyświetlaczu. Zdjęcie się powiększyło, a ona zamarła.
– Poznaje pani tego człowieka? – zapytał Barát.
Aleks.
Co jego legitymacja robiła w słowackiej części Tatr?
Dominika odniosła wrażenie, jakby krople deszczu przenikały przez jej kurtkę i spływały bezpośrednio po plecach. Wzdrygnęła się.
Natychmiast oddała smartfon Słowakowi, a potem wyciągnęła swój. Wybrała numer Gerca, ale automat poinformował ją, że abonent jest niedostępny.
Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy ostatnio z nim rozmawiała. Widzieli się przy sprawie dziewczyn ze zbocza Giewontu, ale później…
Aleksander wziął zaległy urlop. Głównie dlatego, że miały zmienić się przepisy, w myśl których przepadłyby mu wszystkie odkładane dni. Nie kontaktowali się ze sobą, bo ich relacje już jakiś czas temu wyraźnie się ochłodziły.
W pewnym momencie Gerc stał się ostatnią osobą, z którą chciałaby współpracować, a co dopiero utrzymywać osobiste stosunki.
Wadryś-Hansen potarła skronie, jakby to jej zazwyczaj doskwierały przemożne migreny. Zastanawiała się przez moment, czy w takiej sytuacji nie powinna zostać w górach. Sprawdzić trop, przesłuchać świadków i spróbować dowiedzieć się, skąd wzięła się legitymacja.
Nie. Miała swoje zadania. Tym zajmą się Słowacy.
– Znaleźliście jeszcze coś? – zapytała.
– Paragon z sieci K-Market. A raczej jego kawałek, bo jest tylko logo. Ktoś oderwał listę produktów i ceny.
Nie znała sieci, wydawało jej się, że pierwszy raz o niej słyszała. Przypuszczała też, że niczego więcej się od Słowaka nie dowie, przynajmniej dopóty, dopóki sama nie zacznie dzielić się z nim informacjami.
– Będziemy w kontakcie – powiedziała.
– Zaraz, zaraz – odparł Barát, chowając smartfon. – Poznaje pani tego człowieka?
– O wszystkim porozmawiamy, jak tylko sformuje się grupa robocza.
– Chwila…
Nie dała Gašparowi okazji, by zgłosił obiekcje. Zaraz po tym, jak skinęła dłonią na policjantów, ci zaczęli szybko ją podciągać. Wirnik działał głośno, ale nawet jego dźwięk nie potrafi zagłuszyć myśli kłębiących się w głowie Dominiki.
Niepamięć Forsta. Kolejna ofiara Bestii. Moneta, trzyliterowy skrót i data. A do tego wszystkiego Gerc.
Zapowiadało się na to, że czeka ją trudna przeprawa.
Niełatwy lot do miasta zdawał się to potwierdzać. Po zmaganiach z silnym wiatrem śmigłowiec wylądował jednak w końcu bezpiecznie przy szpitalu na Kamieńcu. Chwilę potem oderwał się od ziemi, by przetransportować ciało ofiary do Krakowa. Wszyscy działali w pośpiechu, o co z pewnością zadbali ministerialni urzędnicy.
Sprawa była priorytetowa. W przeciwieństwie do tego, co działo się przy pierwszych działaniach Bestii z Giewontu, teraz nikt nie zamierzał pozwolić na jakiekolwiek opóźnienia.
Przed wejściem do szpitala Forst zapalił papierosa i spojrzał na Wadryś-Hansen pytająco. Milczała przez większość czasu, podczas lotu odezwała się może dwa lub trzy razy. Skupiała się na legitymacji Gerca i na tym, co mogło oznaczać jej odnalezienie.
Najbardziej niepokojące wnioski starała się od siebie odsuwać. Wiedziała jednak, że to one są zarazem najbardziej prawdopodobnymi.
Długo patrzyła na Forsta, który zdawał się całkowicie koncentrować na trzymanym między palcami papierosie. W pewnym momencie ten wypadł mu z ręki, a Wiktor zaklął pod nosem i odpalił kolejnego.
Wadryś-Hansen w końcu postanowiła, że nie ma sensu niczego przed nim ukrywać. Powiedziała mu o legitymacji, obserwując jego reakcję. Wydawał się równie zdezorientowany jak ona.
Jeszcze raz spróbowała skontaktować się z Gercem, ale i tym razem usłyszała jedynie mechaniczny komunikat.
– Kiedy ostatnim razem go widziałeś? – zapytała.
W jej głosie zadrgała oskarżycielska nuta, ale Wiktor ją zignorował.
– Tak dawno, że nawet tego nie pamiętam.
– Nie mieliście żadnego kontaktu od tamtej pory?
– Nie – odparł bez zastanowienia Forst, po czym się skrzywił. – Chyba że doszło do niego w ostatnich kilku tygodniach, których nie pamiętam.
Dominika wątpiła, by Aleks rzeczywiście nawiązał z nim jakikolwiek kontakt, ale niczego nie mogła na tym etapie wykluczyć.
– Choć gdyby tak się stało, pewnie nie skończyłoby się to dobrze dla żadnego z nas.
– Nie, pewnie nie – przyznała.
Poczekała, aż Wiktor wypali, a potem oboje weszli do budynku. Forst chciał zabrać swoje rzeczy i czym prędzej opuścić to miejsce, ale udało jej się przekonać go, by dał się zbadać. Zgrabnie ominęła szczegóły, nie precyzując, czy chodzi jej o kolano, czy utratę pamięci. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli zrobią to lekarze.
Sama kupiła kilka batonów w automacie stojącym nieopodal rejestracji, a potem usiadła w poczekalni. Odpakowała